od Jurka:

22. Zstępuję do Valhalli

Ta moja nie jest dziewicza, spędziliśmy już razem dni kilka.
Zaś teraz już-już chwytałem za pióro w kwestii bezpieczników - kiedy pojawił się impuls pomajsterkowania raz jeszcze. 
A to za sprawą (patrz „Bieżączka”) świetnego brzmienia gramofonu audiofila z Vancouver, Jacka. Najlepsze modele firm Oracle i SME, wkładka wprawdzie na razie zastępcza, ale to w oczekiwaniu na najlepszą Koetsu; brzmienie tego wszystkiego poznane wprawdzie tylko z jego ustnej na klubowym spotkaniu relacji, czemu jednak miałby okłamywać przyjaciół?!
I stąd inspiracja.
Postanowiłem - choć i tak bez szans dorównania - także mój gramofon poprawić troszeczkę. 
Wnikliwy czytelnik zakrzyknie, że zazdrość - niesłusznie jednak! Dobry dźwięk w każdego audiofila domu cieszy mnie tak samo jak dobry dźwięk w moim domu - w domu zaś przyjaciela cieszy nawet bardziej!
Raczej poczucie lojalności wobec posiadanego produktu - i wyrzut sumienia, że może nie zrobiłem dlań dotąd, dla jego brzmienia, wszystkiego, co w człowieka mocy. Poszukiwanie zaś w myśli ogniwa potencjalnie najsłabszego raczej wykluczało możliwość dalszych modyfikacji samego napędu i ramienia (te dotychczasowe zostaną opisane w przyszłości). Powstało natomiast podejrzenie, że może właśnie w mojej Valhalli jest jeszcze - mimo także i w nią zainwestowanych już usiłowań - potencjał poprawy.
Nie ma dla empatycznego audiofila nic gorszego niż świadomość poczucia krzywdy zaniedbanego komponentu. Jego pretensji, iż nie włożono weń dostatecznej ilości czasu, uczucia i uwagi...

Tytułem wstępu: w nią to jest fabrycznie wyposażony mój leciwy Linn Sondek. 
W mitach nordyckich i u Wagnera jest Valhalla krainą wiecznego odpoczynku wojowników, ale Linn nie pozostawił jej na zawsze w spokoju. Skonstruowali zasilacze następne: Lingo, potem Radical. Równolegle zaś firma inna: urządzenie o mianie Hercules. 
Wszystkie te konstrukcje - jak i sama Valhalla - z kwarcowym oscylatorem i wytwarzające sinusoidę 50 Hz - na użytek synchronicznego motoru AC. Dodatkowo także Origin Live wykoncypował zasilacz kompatybilny, wymagający wszakże innego motoru, dostosowanego do prądu stałego…
Najwyżej jednak jest  przez większość audiofilii oceniane brzmienie Sondeka w zestawieniu z zasilaczem produkcji Naima, Armageddon. 
Mimo że nazwa sugeruje co innego: zagładę  (choć może miała to być przepowiednia Juliana Verekera pod adresem konkurentów). 
Składa się on tylko z transformatora, redukującego napięcie sieci do wymaganych dla silnika 110V,  opornika i dwóch kondensatorów. 
Nic więc dziwnego, że został sklonowany przez społeczność diy (do it yourself - zrób to sam), w tej zaś postaci ochrzczony mianem Geddon (zapewne skrótowiec od oryginału - lub też pochodna z lokalnej angielszczyzny, gdzie znaczenie: niespodzianka lub zachęta, też formuła powitalna). 
I właśnie na to ostatnie namawiał mnie gorąco audiofil Tomek, obiecując w dodatku całą roboczą dokumentację.
Skoro jednak postanowiłem raczej zająć się ponownie Valhallą - i skoro znajduje się ona jeszcze na moim warsztatowym stole, od lutownicy jak bułeczki ciepła - konsekwencją jest wpis na temat jej modyfikowania.
Pomimo świadomości jej ograniczonej wśród czytelników blogu popularności. 
Część jednak opisanych poczynań da się zastosować uniwersalnie. 

Tym bardziej zaś pewna zasada uogólniająca - odnosząca się do wszelkich komponentów źródłowych. 
Istotne jest nie tylko, jak brzmią w dedykowanej im funkcji, ale również jak pasywnie. W jakim mianowicie stopniu - i w jaki sposób - samo ich wpięcie do sieci elektrycznej, włączonych czy nawet wyłączonych, wpływa na jej kondycję. A w efekcie na brzmienie całego naszego systemu audio.
(Z reguły chodzi o to, by w jak najmniejszym stopniu je degradowało. Poprawi bowiem rzadko, a i to tylko w pewnych aspektach. Przykładowo, oddziałując pozytywnie na tonalność, zarazem zakłóca czystość intonacji. Lub też - inny przykład - dokładając korzystną składową do wypadkowej kierunkowości całego systemu, ujmuje plastyczności albo wielkości sceny muzycznej.)
Owa - nazwijmy ją - „pasywna jakość” manifestuje się już wtedy, kiedy dany komponent zostaje wpięty do sieci, chociażby pozostawał niewłączony. I to pomimo że aktualnym źródłem muzyki jest komponent inny. Kiedy natomiast on właśnie, jakość pasywna staje się składową jego całkowitego brzmienia - a w konsekwencji także całego systemu. Jest więc w obu kontekstach istotna - stąd zaś wskazane są wszelkie mogące ją poprawić zabiegi. 
(Choć oczywiste, że najlepsze dla brzmienia systemu będzie usunięcie z sieci podłączeń wszelkich komponentów audio - choćby nawet dźwiękowo wyoptymalizowanych, aktualnie jednak zbędnych. Jak i sprzętów gospodarstwa domowego. 
Oczywiste także, że „pasywna jakość” jest atrybutem również wzmacniaczy. Nie ma jednak potrzeby jej wyróżniania, z reguły bowiem sprawują, podłączone do sieci, wyłącznie funkcję aktywną.  Praktycznie więc w takim to trybie oceniamy ich brzmienie - jak i dokonujemy poprawiających je modyfikacji.)    

Pozostaje przy tym niezmiennie naszą aspiracją, aby komponenty źródłowe spełniały przy tym optymalnie przypisaną im funkcję (przykładowo, aby tuner odbierał czysto i „muzycznie” jak najwięcej - w tym również o słabym zasięgu - stacji radiowych). 
W przypadku konkretnie zasilacza gramofonowego chcemy, by umożliwiał silnikowi obracanie talerza. 
Możliwie precyzyjniej i jak najstabilniej. Dostarczając przy tym energię w ilości dostatecznej dla przeciwdziałaniu hamującym modulacjom i tarciu rowka płyty - nie jednak nadmiernej, co powodowałoby szkodliwe drgania i rezonanse całego odtwarzającego układu (ponoć najlepiej spełnia te wymogi HerculesII w wersji Mose). 
Armageddon jest w tym względzie bezpośrednio uzależniony  od jakości prądu w sieci. I zapewne dlatego był nieco niżej oceniany w USA, gdzie wyższa częstotliwość - kompensowana poprzez wymianę mocowanej na silniku rolki napędowej - zwiększała właśnie jego drgania. 
Z kolei diy Geddon, w swojej najbardziej zaawansowanej formie, adresuje tenże aspekt poprzez regulowane potencjometrem zminimalizowanie dopływu prądu (a więc i energii)…  
Moje jednak własne modyfikacje Linna - które zostaną w przyszłości opisane - i tak izolują wystarczająco drgania motoru na drodze mechanicznej, miękkie zaś zawieszenie i bezwładność ciężkiego talerza są w stosunku do znikomych u mnie resztek filtrem wystarczającym.
I dlatego kryterium dla mnie osobiście w przypadku zasilacza gramofonowego najważniejsze to jego jakość pasywna!

W tym zaś względzie domyślam się znikomej szkodliwości oryginalnego 430-watowego transformatora zasilacza Armageddon. Zapewne dodaje brzmieniu całego systemu masy, szczególnie w partiach dolnych. Jako zaś rodzaj wielkiej cewki odejmuje wprawdzie transparentności, oddziałując za to eufemistycznie na tonalność. Był to jednak - w przypadku oryginału - najwyższej jakości produkt szkockiej firmy Holden&Fisher; tak jak radował uszy dźwięk, tak samo oczy jego dystyngowana czarna powaga. Kolor jakby antycypujący obecną - produkt nie jest już dostępny - po nim żałobę…
Gdybym natomiast miał sporządzić jego klona, Geddona, musiałbym zakupić współczesny transformator nieznanej mi jakości - i o nieznanych mi, zapewne przypadkowych, kierunkach lepszego brzmienia jego zwojów. Pierwotnego i wtórnego (110V) - lub też nawet dwóch wtórnych (2x55V). I nie wierzę, aby w przypadku nieperfekcyjnej produkcji kierunkowość ich wszystkich okazała się optymalna.  Minimalna zaś liczba dodatkowych elementów oznacza ograniczenie ilości zabiegów korekcyjnych , które pozwoliłyby na korzystne ukształtowanie wypadkowej kierunkowości całego urządzenia. W rezultacie nieodwracalnie zdeterminowanej przez  transformator.
Z jeszcze większą pewnością mogę wprawdzie założyć kierunkową przypadkowość w odniesieniu do licznych elementów Valhalli - czy też następcy, Lingo. I zapewne z powodu wynikowo gorszej jakości pasywnej tych urządzeń niżej było oceniane brzmienie wyposażanych w nie gramofonów - niż tych zasilanych Armageddonem. 
Tę słabość można jednak - pomyślałem  - przekuć w siłę! 
Właśnie optymalizacja KBL przeprowadzona w wielu miejscach płytki może pozwolić na korzystne ukształtowanie wypadkowej kierunkowości całości! 
I tak decyzja o ponownym zejściu do Valhalli zapadła!

Jeśli ktoś jednak miałby apetyt raczej na Geddona, to proszę o złożenie zamówienia na ręce administratora, Piotrka (audioroby108&gmail.com). Spróbuję nakłonić audiofila Tomka do detalicznego opisu. Wprawdzie nabył on świeżo na wtórnym rynku klasyczne monitory Yamaha 1000M (Audioroby gratulują!) i zabiera się właśnie za ich modyfikowanie (Audioroby trzymają kciuki!). Może jednak i na pisanie znajdzie trochę czasu… 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie