od Jurka:
34. Alicja
Pogrzebawszy w Valhalli, a więc pod gramofonem, poddałem się impulsowi zrewidowania ustawień w części górnej. Nie jednak wkładki. Co do niej, planuję jeszcze tylko opisanie - po dokonanym już dotyczącym geometrii - regulacji VTA, SRA i antyskatingu, ale to w przyszłości.
Teraz zająłem się ramieniem. Zrelacjonuję, w jaki sposób - uwzględniając także opis poczynań przy nim w przeszłości.
O ile czynności takie, jak „robienie kierunków” czy też „śrubkowanie” są dla każdego audiofila obowiązujące, to wymienione poniżej należy potraktować jako opcjonalne. A nawet - z całą szczerością - przed naśladownictwem niektórych przestrzegałbym…
Przede wszystkim przed wyborem ramienia Fidelity Research 64-fx do partnerowania napędowi LP12 - jaki to błąd popełniłem przed laty.
Za ciężkie - obciążyło zawieszenie Linna nadmiernie.
Przyjętym więc przez sprężyny z ulgą remedium było odpiłowanie wówczas przeze mnie części głównego trzpienia (starannie, wygląd jak fabryczny). Automatycznie usunięte zostało końcowe gniazdo wewnętrznego okablowania. Ten sam automatyzm wystąpił też od strony główki - z chwilą, gdy oryginał został zastąpiony przez inną, firmy Nagaoka. A to dlatego, iż mocowanie z boku śrubką pozwala na optymalizację równoległości przodu do powierzchni płyty.
Skoro zaś oba gniazda wewnętrzne zostały usunięte, zmieniłem też, z rozpędu, wewnętrzne okablowanie. Po porównaniu brzmieniowym (detektor!) kabelków „van den Hul” i „Cardas”, zastosowałem te drugie. Nie tylko jednak wewnątrz, lecz na całej możliwej długości - aż po „fonostejdżowe” wtyki RCA. Poczynając zaś od zlutowań bezpośrednio do cewki wkładki (o powodach w przyszłości, teraz już jednak nie tylko przed naśladownictwem przestroga, ale wręcz jego zakaz; zegarmistrzowska robota, łatwo o zniszczenia nieodwracalne, Acropolis adieu oraz sayonara!).
Refleksja została następnie poświęcona - nadal relacja dotyczy zamierzchłej przeszłości - mocującej ramię do chassis bazie. Umieszczona z jej boku śruba ma za zadanie dociskać trzpień ramienia do przeciwległej ścianki. To dawało kontakt tych dwóch elementów tylko wzdłuż pojedynczej linii, niepewny i - przy zmianach wysokości - niekoniecznie powtarzalny. Oryginał został więc zastąpiony produktem koncepcji własnej. Stalową tuleją z wytoczonym przelotowym otworem - wzdłuż którego to całej długości dodatkowo wyfrezowana została rynienka, naprzeciwko gwintu śruby dociskającej. Wnikliwy czytelnik zrozumie: po dokręceniu śruby trzpień ramienia jest w tej sytuacji dociskany po przeciwnej stronie do dwóch wzdłużnych krawędzi, co gwarantuje pion, stabilność i powtarzalność. Owa własnej konstrukcji obsada jest zobrazowana na pierwszym zdjęciu.
Dodatkowo zaś widoczny wyselekcjonowany krążek z zestawu „MY-T Harmonia RF-22 Tuning Base”, rekomendowanego niegdyś przez „The Absolute Sound”…
Szczerze powiedziawszy, wpływ na brzmienie miałoby cokolwiek tam doklejonego- lub tylko umieszczonego. Przykładowo moglibyście wypróbować monety - różnej wielkości i z różnych metali. Z zastrzeżeniem jednak, że porównując położenia „reszka” i - jeśli waluta polska - „orzeł”. Zróżnicowanie kierunkowości lepszego brzmienia dotyczy bowiem również obiektów przenoszących drgania - a i je tłumiących. Zajmiemy się tym bliżej w przyszłości, teraz tylko podkreślenie, iż „tuning bases” są efektywne. Jeśli jednak w Waszym posiadaniu, ignorujcie sugestię ukierunkowania wynikającą z umiejscowienia podklejki - fałszywego w przypadku części krążków zestawu. Co gorzej, zastosowanie niektórych, niezależnie od spozycjonowania, wpływa na słyszalną kierunkowość całego systemu grającego negatywnie, rozstraja ją po prostu. Porada w takim przypadku, aby rozkleić kapsułkę i usunąć obie metalowe powłoczki - kierunkowością drgań niepasujące do ceramicznego elementu we wnętrzu - i użyć wyłącznie ten ostatni (w lepszym położeniu, oczywiście). W przypadku jednak krążka na zdjęciu wszystko było w porządku. Wnikliwy czytelnik nie zapyta zaś zapewne, jaki sens czerwonej kropki - domyślając się, że dla oznaczenie góry. Dopowiedzenie jednak, że również jej wielkość - poczynionej, to już jasne, winylowym lakierem do paznokci - została odsłuchana. Dostosowana do wymogów rezonansowych w tej właśnie lokalizacji (ilość lakieru była uzupełniana lub też nadmiar usuwany) …
Kolejna zaś fotka przedstawia ową sporządzoną przed laty zastępczą główkę. Możliwość zastosowania trzeciej śrubki została odkryta z chwilą usunięcia obudowy wkładki i zlokalizowania od jej tyłu przestrzeni pozwalającej na bezpieczne przewiercenie jeszcze jednego otworu. Przez nią i przez główkę - oczywiście, po finalnym ustawieniu geometrii, które inaczej nie byłoby wykonalne. Pokusa wypróbowania brzmienia takiego to zamocowania była wtedy nieodparta; jak zaś pamiętam, uznałem, iż w ten sposób jest „czyściej”. Dodatkowa informacja odnośnie wszystkich wybranych wtedy śrubek, że najlepszym dźwiękiem wykazały się stalowe - i takowe zastosowałem. Mimo że popularna teoria zaleca dla tej aplikacji nie-ferromagnetyczne. Dla skompensowania zaś większego ciężaru stali i dodatkowej śrubki - wypiłowałem w główce kolejny otwór; jego niesymetryczny kształt litery „D” miał posłużyć nierównomierności rozłożenia rezonansów.
Od weryfikacji dawnej opinii dotyczącej trzeciej śrubki rozpocząłem - po optymalizacji Valhalli - poczynania obecne. Owa trzecia została usunięta. Potwierdziło się, owszem, dawne odczucie, iż bez niej nieco brudniej - teraz wszakże uznałem za ważniejsze, iż bardziej „analogowo”, „muzycznie”. Opróżniony otwór wykorzystałem jednak dla prób brzmieniowych, wtykając weń kawałki rozmaitych materiałów, w funkcji swoistych stroików. Najlepiej brzmiącą okazała się żelazna miedziowana śrubka. O nieco mniejszym gwincie; dla stabilnego więc umocowania użyta została od strony jej główki - i główki ramienia - kropla winylowego lakieru. I ona to właśnie jest tym na zdjęciu detalem ostatnim wymagającym opisu…
(Jeśli zaś nie doceniacie znaczenia rezonansów główki i zastosowanych tam materiałów, porównajcie na youtube brzmienie Denona 103 w obudowie fabrycznej - z tej samej wkładki w obudowach produkcji rozmaitych modyfikatorów. W tymże kontekście relacja Jarka - wciąż rozważającego wybór kolejnej wkładki i czytającego co nieco na te tematy - że wśród Koetsu model Rosewood jest właściwie tym samym co Black, dźwiękowo lepszym tylko dzięki drewnianemu „body”. Niestety zaś, temu samemu „dzięki”, dwukrotnie droższym.)
Wnikliwy czytelnik zauważy jednak, że zobrazowane na wszystkich trzech fotkach ustawienie nacisku to „0”. Szybko więc wyjaśnienie, że przed zrobieniem fotek było inaczej: przez wiele lat 1,75g, w przeciągu zaś ostatniego roku ilość gramów: dwa (oczywiście, przy skorygowanym antyskatingu). Wyjaśnienie też inne, na potrzeby całej dalszej części tekstu, że tak jak nie znam się na elektryczności, tak samo na akustyce i mechanice. Tej ostatniej ani kwantowej, ani - tutaj ważniejsze - newtonowskiej. Jeśli więc we wpisie niniejszym i w następnym zaprezentuję kilka myśli - czy też spostrzeżeń lub podejrzeń - to na pewno na poziomie wiedzy niższym, aniżeli mogliby czytelnicy; te moje więc tylko dlatego, aby zainspirować ich do - bardziej wartościowych - własnych. Ja sam poruszam się w tym zakresie jak Alicja w krainie czarów - gdzie wydarzenia i związki logiczne nieprzewidywalne. I chwilami bardziej w obszarze ezoteryki, niż dającej się rozumieć realności.
Wyjściowym było zdroworozsądkowe podejrzenie, że wbudowany wewnątrz ramienia nacisk sprężynowy powoduje szkodliwe naprężenia i rezonanse - w konsekwencji został wyłączony (stąd „zero” na skali). Odpowiednio zaś przeciwwaga przesunięta bliżej łożyska - dla zachowania poprzedniej nacisku wielkości…
Wyjaśnienie, że w trakcie testowych porównań była ona ustalana „na ucho” - na „brzmienie dwugramowe”; dla uniknięcia zaś efektów antyskatingu - potencjalnie fałszujących, skoro każdorazowo nie byłby żmudnie dostosowywany - został on zdezaktywowany…
Już na tym etapie pojawiła się jednak refleksja, że zmiana punktu podparcia ramienia, jako dźwigni, kumuluje się z powyższą jako wpływ na rezonanse ramienia - o efekcie nieprzewidywalnym.
W etapie kolejnym zamontowałem na przeciwwagę - przesuwając ją ku łożysku jeszcze bardziej, już prawie na styk - dodatkowy stalowy pierścień. Widoczny teraz na trzeciej fotce, sporządzony zaś przed wielu laty - wówczas jednak niewykorzystany. Zwiększałby bowiem na powrót obciążenie sprężyn Linna - dla którego to wszak zmniejszenia skróciłem trzpień ramienia!
Mniejsza jednak teraz o zawieszenie! - byłem obecnie ciekaw skutków brzmieniowych w kontekście badanym. Aczkolwiek jednocześnie pojawiła się refleksja kolejna: rezonanse ramienia zmienią się jeszcze bardziej, zarazem zaś obciążenie i bezwładność łożyska (którego - nawiasem mówiąc - brak luzów, zarazem zaś swobodę, ocenił niegdyś „Wally”, przy okazji jednej z wizyt, jako doskonałe)…
Same niewiadome - jak tamte przed Alicją stojące; jasność mogły przynieść tylko odsłuchy!
Owe zaś przeprowadziłem z osobna przy dwóch funkcjach gramofonu: aktywnej i pasywnej - tej drugiej w pierwszej kolejności...
Otwiera się pole do koniecznych wyjaśnień - od których to rozpocznę jednak wpis już następny…
Komentarze
Prześlij komentarz