od Jurka:
39. Pasywka
Na razie rozgrzewka, gong na ringu potencjometrów rozebrzmi we wpisie następnym…
Co do poprzedniego - konkretnie zaś będącego zwiastunem zdjęcia - nie miało ono sugerować, że Martin Colloms ogranicza się do pasywki. Używa również przedwzmacniaczy aktywnych - a i je ceni (niegdyś najwyżej firmy Conrad-Johnson, teraz na szczytach jego rankingu - www.hificritic.com - pojawiły się także inne).
Porównań teoretycznych pomiędzy tymi kategoriami tutaj nie będzie.
Odsyłam do literatury - wystarczająco rozległej (przykładowo Ben Duncan, „Passive Activity”, Hi-Fi News & RR, wrzesień 1988, a i w internecie są liczne informacje). I również ja przewertowałem to przed laty - choć jako laik powierzchownie.
Zrozumiałem niemniej, że przedwzmacniacz aktywny pozwala na wzmocnienie sygnału ze źródła (co przy typowych produktach współczesnych nie jest już jednak tak istotne) oraz na lepsze z końcówką mocy dopasowanie elektryczne.
Skoro jednak oznacza dłuższą drogę dla sygnału, a zarazem więcej elementów - dla dźwięku przeszkód - niechaj decyduje odsłuch! I porównaliśmy kilkukrotnie na klubowym forum brzmienie przedwzmacniaczy z pasywkami konstrukcji własnej - te drugie były preferowane zawsze…
Jeszcze lepiej zagrała nam niegdyś końcówka mocy podłączona do kompaktu bezpośrednio - jednak rozwiązanie takie zawęża wybór muzycznego materiału. Tylko Ravela „Bolero” - i to pierwsze trzy minuty; dalej robi się dla głośników groźnie!
Jakiś więc potencjometr konieczny, ponoć zaś dwudziestokiloohmowy dopasowuje elektrycznie obie strony najbardziej uniwersalnie. Taką też oporność ma „Alps” Collomsa na fotce.
Znowu jednak: Klub zdecydował uszami.
Brzmienie trzech zostały porównane: węglowych, a i niezbyt drogich (bo potem do kosza poszły). Ważne, że tej samej firmy - i tylko opornością się różniące: 10, 20 i 50 kiloohmów. Wygrał ten pierwszy - skoro zaś zbieżne to w dodatku z wyborem majsterkowiczów najczęstszym, niech już tak będzie!
Mamy co prawda świadomość, że istnieją inne opcje. Wielopozycyjne przełączniki z drabinką rezystorową oraz wieloodczepowe autotransformatory. Można by żyć z ograniczoną ilością ustawień głośności. Gorzej jednak, że obie konstrukcje nie gwarantują dla każdej pozycji międzykanałowej identyczności - ba, czynią ją praktycznie niemożliwą! Jeśli nawet oporniki są tego samego producenta, to ich kierunkowość zawsze przypadkowa. To samo dotyczy kontaktów przełączników - w obu przypadkach niezbędnych, to samo odprowadzeń z punktów odczepowych - w przypadku autotransformatora.
I potwierdzało się to w kontekście produktów fabrycznych obojga rodzajów przez Klub odsłuchanych.
Istnieje niewątpliwie lepsza - gdyż wykonana ze zrozumieniem fenomenu kierunkowości - konstrukcja autotransformatorowa Wieśka z „Sulek Audio”. Której to - wraz z Jackiem z „Hi-Fi. Ja i Ty” - używali dla demonstracji na warszawskiej audioshow. Produkt to jednak jednostkowy, wobec zaś - jako dodatku do mankamentów tego gatunku opisanych - deklaracji Wieśka, że nie podejmie nigdy trudu powielenia, poza naszym zainteresowaniem pozostający…
Tak więc: only you, potencjometrze!
W tym miejscu opis audiofilskiej rzeczywistości - i zarazem oczywistości.
Tak jak konieczna dla naszej muzycznej satysfakcji byłaby poprawność kierunkowa - i ogólnie brzmieniowa - pojedynczego, monofonicznego, kanału, tak w obliczu stereofonii, łaskawie nam obecnie panującej, wymóg ów dotyczy nie tylko dwóch kanałów z osobna. Także ich identyczności!
Jest zaś motywem przewodnim blogu staranie o zapewnienie jej nie tylko w odniesieniu do całości systemu - poprzez ewentualną kompensację w arbitralnie wybranych miejscach rozbieżności powstałych w innych.
Nie, aspiracją naszą - kilkukrotnie już deklarowaną - jest identyczność międzykanałowa wszystkich z osobna poszczególnych komponentów!
W przypadku zaś regulatora, również identyczność międzykanałowa - kierunkowa i ogólnie brzmieniowa - przy każdym ustawieniu głośności.
Przekładając zaś na język praktyki: prawidłowy tuning w dowolnym pojedynczym ustawieniu - przykładowo w połowie skali głośności - zapewni również międzykanałową identyczność we wszystkich pozycjach innych…
Otwarta natomiast kwestia, na jakim poziomie jakości - i tu od najwyższego zacznijmy.
Zanalizujmy poniżej załączony szkic pożądanej kierunkowości lepszego brzmienia dla każdego z trzech - licząc na kanał - pinów. Dla plusa wchodzącego orientacja „do”, dla wychodzącego „od” - to oczywiste. Co jednak z KLB wspólnego minusa? Odpowie wnikliwy czytelnik, że w myśl naszych reguł powinien on być dla wejścia i wyjścia przeciwstawny. Dlatego brak na szkicu strzałki. Na jaki jednak zdecydujemy się praktycznie? - czytelnik będzie drążył.
- Na kierunek „od”! - brzmi klubowa odpowiedź.
Abstrahująca od teorii, oparta natomiast na porównaniach odsłuchowych.
Pod warunkiem jednak, że mamy wpływ na kierunkowość pinów - i dalszej drogi przewodzenia we wnętrzu. To zaś oznacza przepalanie - i kiedyś przyjdzie czas na opis odpowiedniego urządzenia; wraz z użytkowymi wskazówkami. Natury ogólnej; w tym konkretnym jednak przypadku potrzebne są specyficzne - i już teraz ich udzielmy. Potencjometr - ściślej: równolegle dwa jego kanały - musimy przepalać w dwóch etapach; opis kolejnych podłączeń na tymże rysunku. (Dopowiedzenie zaś oczywiste, że wymagały będą takich - przeciwstawnych - ustawień pokrętła, które zapewnią zeroomowy przepływ sygnału przepalającego przez wnętrze.)
Zanalizujmy efekty: w etapie pierwszym osiągamy prawidłowy KLB dla wspólnego minusa - i tak już pozostanie. Przy fałszywym jednak dla plusa wyjściowego - i braku jakiejkolwiek ingerencji w kierunkowość plusa wchodzącego. Oba te jednak parametry zostaną ukształtowane właściwie (co do plusa wyjściowego: skorygowany) w etapie następnym…
Porada natomiast dla tych, którzy nie chcą poczekać na zakup przepalarki - albo i tak nie wejdą w jej posiadania (obecna tylko na rynku wtórnym, w dodatku jako gość tam rzadki). Odsłuch porównawczy obu kanałów potencjometru. W ich zaś ramach obwodu wchodzącego i wychodzącego (przy zeroomowym ustawieniu obu), z osobna - i jako kompromisowej sumy. I przyjęcie za referencję brzmieniową gorszego - niestety! - kanału. Skoro nie jesteśmy w stanie jego poprawić, pozostaje nam lepszy pogorszyć.
Do pewnego bowiem kompromisu brzmieniowego - pod warunkiem, że w pomieszczeniu globalnego - przywykną wnet uszy, jako do standardu. A i nastroi się doń umysł - jako bazy wyjściowej dla przeżyć emocjonalnych (o rodzaju i intensywności od materiału muzycznego następnie zależnych).
Nie wybaczą jednak oba te organy międzykanałowych różnic kierunkowości. Skutkujących - pamiętamy - rozbieżnościami fazy, frazy i tonalności.
W jaki zaś sposób brzmienie pogorszyć? Podążamy tą samą drogą, co ku optymalizacji - tyle że w kierunku teraz przeciwnym.
Zacznijmy od pinów potencjometru: oprócz liniowego KLB, charakteryzują się również odmiennością brzmienia w zależności od strony dolutowania kabla; dla lepszego więc z kanałów wybierzmy gorszą. Jeszcze więcej możliwości daje selekcja gniazd - wejściowych i wyjściowych. W zależności od skali różnic pomiędzy kanałami potencjometru, dobieramy gniazdo/-a o plusie lub minusie (ewentualnie ich obu) z KLB nieprawidłowym. Albo takimże tworzywa, w którym przewodzący metal jest osadzony (oddziaływanie kierunkowo-brzmieniowe będzie tylko subtelne, może okazać się jednak dla niwelacji różnic międzykanałowych wystarczające).
Jeszcze większe możliwości da nam zastosowanie gniazd z nakrętkami nakręcanymi od zewnątrz pasywki - możliwie więc nawet dopiero po lutowaniu. Istotne tutaj, że odpowiednia selekcja nakrętek i wybór kierunku umocowania mogą zostać dokonane na etapie konstruowania finalnym - jako „kropka nad i” ostatecznie strojąca.
Wnikliwy czytelnik zapyta, czy w przypadków tworzywa izolacyjnego gniazd odmienność - czerń lub czerwień - kolorów jest rownież słyszalna. Skoro jest ona wynikiem domieszki różnorodnych chemikaliów; całe zaś bezpośrednie sąsiedztwo ma wpływ na przepływ elektronów. Dobre pytanie - i miałoby to istotnie znaczenie, gdyby gniazda były poza tym identyczne. Nigdy jednak nie są, różnice zaś brzmieniowe spowodowane przez detale inne oddziaływują maskująco.
Inaczej natomiast w przypadku wewnętrznego okablowania.
Nawiasem mówiąc, w doborze przewodów kierujcie się słuchem własnym; nie będzie jednak błędem zastosowanie chassis wire firmy Cardas. „11.5 AWG”, jeśli preferowana jest w brzmieniu substancja; „15.5 AWG”, jeśli faktor swingu. (Zwodnicze z tym „AWG”, że im liczba mniejsza, tym kabel grubszy.) I tutaj właśnie wybór koloru izolacji będzie słyszalny. Piszący zdecydował się na czerwień, oferującą - w porównaniu do czerni - więcej, co zgadnąć łatwo, „ciepła”. I dlatego kolor ten wystąpi uniwersalnie na dołączonej do następnego wpisu fotce.
Dodatkowo dostrzeże wnikliwy czytelnik, że obudowy pasywek są różne.
Część to pudełkach typu „szkatułka”, wykonane - gdzie by indziej? - w Chinach, zakupione jednak w sklepie „artystycznym” przy rynku w Kazimierzu nad Wisłą. Brzmieniowo zadawalające; zaopatrzyłem się jednak w ilość niewystarczającą, potem zaś już tam nie pojechałem, a w Trójmieście nie były dostępne. Sięgnąłem po pudełka plastykowe z „Conrada”, brzmiące również akceptowalnie - ale odmiennie…
Wnikliwy czytelnik może więc zanegować sensowność przyszłych porównań pasywek: nieoptymalne pudełko może ograniczyć potencjał brzmieniowy potencjometru w nim osadzonego (zabawne zestawienie słowne: „potencjał potencjometru”)…
Być może, iż czytelnik ów skonstruuje nawet na dowód przykład audiofila, który to wszedł w związek z partnerka nastawioną wobec jego - i naszego - hobby nieprzychylnie. Rzadziej będzie słuchał muzyki i przy sprzęcie majsterkował, a na audiofilskich spotkaniach odsłuchowych coraz rzadsze - i coraz mniej trafne - będą jego na temat kierunkowości komentarze. I byłoby to trafne porównanie; z tym jednak, że fałszywe są ewentualne odnoszące się do naszych rozważań implikacje. Otóż dla każdego z potencjometrów zrobione zostało wszystko, aby zabrzmiał optymalnie. I jest to, przy całym poszanowaniu dla rozterk czytelnika, podstawą, by mogły być one wszystkie - w następnym wpisie - porównane w miarę obiektywnie…
Pozostańmy jednak przy pudełkach. Najpierw zasady uniwersalne: przed rozwierceniem otworów montażowych konieczne jest zorientowanie brzmieniowo-kierunkowe (przód-tył) w miejscu przyszłej lokalizacji. Po zamontowaniu zaś elementów, strojenie dalsze. W przypadku „szkatułek” selekcja śrubek mocujących zameczek i zawiasy; potem zaś, już w trakcie użytkowania, odsłuchowe zdeterminowanie położenia wieczka - aż po ewentualnie całkowite otwarcie. W przypadku pudełek plastykowych, orientacja kierunkowa również pokrywek - i selekcja mocujących je od góry wkrętów. Aż po ewentualność wyeliminowania: śrubek lub w ogóle dekielków (to ostatnie „otworzy” dźwięk, kosztem jednak utraty masy). We wnętrzu jednej z pasywek ujrzymy wklejony strojący kawałek drewna, w przypadku zaś wszystkich odmienne gałki. Od prostej aluminiowej - po skomplikowane konstrukcje z tworzyw i mosiądzu. Też zróżnicowane ilości masy zapobiegającej odkręcaniu nakrętek - zarazem zaś wygłuszającej i strojącej obudowę. I wreszcie, co już na zdjeciu niewidoczne, różne ilości cyny - w dodatku różnorodnej…
Od fotki przyszłej przejdźmy do drugiej z dołączonych do niniejszego wpisu.
Ilustruje ona ewentualne porady - na potrzeby i sytuacje nietypowe. Jeśli, na przykład, posiadamy potencjometry mono, możemy połączyć je mechanicznie. I taki mam zamiar w odniesieniu do dwóch produktów firmy Noble i trzech zębatek z „Conrada” (do mniejszej, środkowej, dojdzie jeszcze odpowiednia ośka) - a zdjęcie dlatego, że nie zgłaszam na ten pomysł patentu.
Obok zaś przełącznik Shallco. Dla planujących pasywkę kilkuwejściową produkt to stosowny (solidność konstrukcji, fabryczna - z reguły - poprawność KLB kontaktów, przy przełączaniu zaś plusów doraźnie wspólne minusy, a więc eliminacja „stuknięcia”).
Są wprawdzie negatywy - w stosunku do konstrukcji bezprzełącznikowej.
Droga dla sygnału dłuższa, nieco więc mniejsza transparentność - ale niech tam!
Trudno dla wszystkich pozycji - i par gniazd - osiągnąć identyczny międzykanałowy balans brzmieniowy. Można by wszakże zadowolić się optymalnym dla źródła najważniejszego, dla pozostałych zaś jakością kompromisową…
Najgorsze jednak, że dla ultymatywnego brzmienia źródła aktualnie słuchanego byłoby pożądanym odłączenie wtyków wszystkich interkonektów innych (samo współdoprowadzenie - chociaż tam rozłączone! - do bryły przełącznika oddziaływuje degradująco).
Wolę więc pojedynczą parę gniazd wejściowych - i przekładanie wtyków ręką…
(Co innego natomiast przy dostępie od tyłu pasywki utrudnionym - jak na przykład w jednym z zestawów Jarka „SIR” Rozdębskiego. W takim przypadku jest obecność przełącznika akceptowalna; skoro zaś audiofil tej rangi sięgnął właśnie po Shallco, potwierdza to opinię moją o tym produkcie niezłą.)
I obiekt na tym samym zdjęciu ostatni: kubeczek z podobizną myszki Miki - pojemnik mój na używkę. Odpowiednia stymulacja jest zarówno przy odsłuchach, jak i majsterkowaniu, przydatna - i może stanowić ją doznane przeżycie muzyczne albo jakieś inne doraźne. Zazwyczaj jednak - i na co dzień - kawa, w sięganiu zaś po nią nie jestem wśród audiofili wyjątkiem. Konkretne naczynie posiadało do niedawna uszko - które uległo przypadkowemu utrąceniu. Jako komponent jednak w moim systemie zasłużony - i jako obiekt narosłego z latami poczucia przywiązania, identyfikacji - nie będzie zastąpione, lecz pozostanie w użytku. Aczkolwiek ostrożnym, gdyż krawędzie odtłuczenia są potencjalnie kaleczące.
Po prostu jako kubek specjalnej troski…
Komentarze
Prześlij komentarz