od Jurka:
48. Przepalarka (2)
Kontynuując temat ma Klub świadomość, że wyda się on większości czytelników blogu mało istotny.
Niesłusznie.
Bez posiadania przepalarki - i umiejętności z niej korzystania - na poprawność brzmienia systemu audio mogą liczyć wyłącznie szczęściarze, którym udało się zakupić wszystkie komponenty z oryginalnie prawidłową kierunkowością.
Czyli nikt!
Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, iż niełatwo zdobyć urządzenie nie będące już w produkcji i dystrybucji. Pozostaje kwerenda na rynku wtórnym - oraz szansa, że skopiuje je jakiś innowacyjny producent (może nawet , miejmy nadzieję, proweniencji biało-czerwonej).
Wówczas zaś porady tych dwóch wpisów - choćby na razie bez zastosowania - staną się przydatne…
U dołu fotka Duo-techa w konfiguracji dedykowanej przepalaniu kabli głośnikowych.
O ile w przypadku interkonektów plus i minus zintegrowane były w gnieździe CINCH/RCA, to teraz są one - w dobudówkach - odseparowane jako tory osobne. Początki sygnałów przepalających (ściślej: początki na zewnątrz - bo we wnętrzu urządzenia końce), oznaczył autor wpisu czerwoną kropką; zauważmy, że ukierunkowanie minusów jest odwrotne.
Przy podłączaniu kabli wyposażonych we wtyki bananowe - wsuwamy je po prostu w tuleje gniazd. Kwestia komplikuje się jednak w przypadku zakończonych „goło” lub „widelcami”.
Jeśli końcówki tych pierwszych przewleczemy przez poprzeczne otwory w trzpieniach gniazd - i dokręcimy nakrętki - to, po pierwsze, nieprzepalone pozostaną ewentualnie wychodzące poza nie „kikuty”. Po drugie, kierunek sygnału po przekątnej grubości kabla będzie zapewne inny w miejscu zamocowania w maszynie niż następnie, już w użytkowaniu, w gniazdach wzmacniacza i głośnikowych; nawet zaś znikoma niezgodność zakłóci odczucie kierunkowej perfekcji.
Jeszcze zaś gorzej w przypadku zakończeń „widelcowych”, które to - najpierw w maszynie, potem w użytkowaniu - prawdopodobnie nie zostaną identycznie zorientowane: przednim lub tylnym płaskiem czy też/oraz odmiennym skosem. Wymagana byłaby ekstremalna staranność - lub też podejście innowacyjne.
I tutaj, jako wprowadzenie, fotka druga: urządzenia w klubowej „autorskiej” konfiguracji.
Wejścia i wyjścia torów minusowych zostają zwarte (nigdy jednak pomiędzy sobą kanały - urządzenia zostałoby zniszczone!), elementy zaś do przepalenia podłączamy wyłącznie pomiędzy plusami, ich początkiem i końcem (z perspektywy, powtarzam, od zewnątrz).
Zestawiamy je szeregowo w odpowiadających doraźnym potrzebom ilościach (skoro przepalanie pojedyncze wymagałoby większej ilość cykli, każdego po dwie doby!), limitowanych zaś tylko poprzez potrzebę zachowanie adekwatnej mocy przepływającego sygnału - sygnalizowanej poprzez jaskrawość świecenia kontrolnej diodki.
Również tutaj otwarte pole dla pomysłowości.
Jeśli, na przykład, przepalany opornik jest zbyt trudną przeszkodą, połączmy kilka równolegle; jeżeli mająca zostać przepaloną dioda prostownicza blokuje w ogóle przepływ sygnału (będącego prądem przemiennym), zestawmy z nią równolegle taką samą, ukierunkowaną przeciwnie…
Bywają też sytuacje odwrotne.
Przykładowo, nadmierna intensywność sygnału mogłaby uszkodzić - w przypadku przepalania poza zwrotnicą głośnika - jego tweeter. W tym przypadku nie zważajmy na jaskrawość świecenia diodki; jak „SOS” zabrzmi już donośność generowanych tonów. Zredukujmy moc do rozsądnej, dołączając szeregowo regulowalny opornik (choćby odpowiedni fragment kilkuomowego potecjometru).
Itd. itp.
Z czasem będą zarazem rosły nasze zasoby rozmaitych kabelków połączeniowych - jak też pomocniczych akcesoriów, dostosowanych do specyficznych wymogów.
I znów zilustrujmy to na praktycznym przykładzie: przepalamy oto kabel sieciowy.
Początkowe plusowe gniazdo maszyny (na zdjęciu oznakowane kropką) łączymy pomocniczym przewodem z pinem fazy akcesoryjnego, „luźno wiszącego”, gniazda sieciowego. Nie interesuje nas przy tym KLB pomocniczych elementów: ani oryginalne, ani mające ukształtować się w rezultacie przepalenia - posłużą one nam tylko doraźnie. Jeszcze ważniejsze, że to samo dotyczy teraz - w przeciwieństwie do przedtem krytycznych - przyłączeń do Duo-techa; byle tylko przepływał sygnał! Co innego polaryzacja i głębokość „zanurzenia” wtyczki przepalanej sieciówki w akcesoryjnym „luźno wiszącym” gnieździe: muszą być takie same jak w przyszłości w gnieździe docelowym (ściennym lub w listwie). Póki co, od tyłu akcesoryjnego zwieramy piny zera i uziemienia, dowolnym pomocniczym przewodem - i takimże podłączamy je do końca (bez kropki) tego samego plusowego toru Duo-techa. Drugi zaś koniec przepalanego kabla sieciowego opatrujemy akcesoryjnym „wiszącym” gniazdem sieciowym - takim samym jak wejścia sieciowe naszych komponentów i z identyczną polaryzacją! - od którego tyłu zwieramy piny wszystkie: uziemienia, fazy i zera.
Przykład inny: dla przepalenia interkonektu wyposażamy go w dwa akcesoryjne gniazda CINCH. W końcowym zwieramy od tyłu piny oba. Piny zaś gniazda początkowego łączymy akcesoryjnymi kabelkami z torem przepalającym maszyny: minus z końcem, plus z początkiem (oznaczonym kropką). Przebieg sygnału przez interkonekt będzie, oczywiście, identyczny jak przy procedurze - patrz wpis poprzedni - oryginalnej. Przewaga jednak użycia akcesoryjnych gniazd „luźnych” zasadza się w możliwości precyzyjnego zsynchronizowania przy przepalaniu odprowadzeń minusowych: gniazd oraz interkonektu; pamiętamy zaś, iż w późniejszym praktycznym zastosowaniu każdy milimetr niezgodnego z KLB przewodników błądzenia sygnału wpłynie na jakość muzyki degradująco!
(Oczywiste, iż dla interkonetku pozostałego z pary możemy zarówno użyć drugiego toru Duo-techa, jak też podłączyć przewód do tego samego, szeregowo lub równolegle; wykorzystując w tym samym czasie tor drugi do przepaleń innych.)
I wreszcie wróćmy do problematycznych zakończeń kabli głośnikowych, powyżej wspomnianych.
Do „gołych” dolutowywać będziemy prowizorycznie kawałki pomocniczych przewodów - stykając je ze sobą czołowo, aby uniknąć przepaleń bocznych. Małą ilością cyny (brzmieniowo neutralnie Stannol będzie stosowny) - dla łatwości późniejszego usunięcia. Na końcu kabla łączymy (czołowo!) plus z minusem. Od jego zaś początku prowadzimy przewody (powtarzam: przylutowane czołowo): plusowy do początku i minusowy do końca toru przepalania. Ponownie zauważmy, że elektrycznie nie zmienia to zaleceń oryginalnych, znowu jednak podchodzimy bardziej rygorystycznie do krytycznych z Duo-techem połączeń, wykluczając na całej długości kabla przepalanie poprzeczne.
To samo w przypadku kabli zakończonych „widelcami”. Również do nich dolutowujemy prowizoryczne kabelki, mianowicie do dwóch w każdym z nich końcowych punktów (równolegle do obu, splatając pomocnicze kabelki). I tu jednak rygorystycznie: dolutowujemy czołowo, do przekroju materiału - aby po przepaleniu „widelcy” ich orientacja „przód-tył” mogła być uniwersalną. (Aczkolwiek dla optymalnego brzmienia nadal trzeba będzie obracać je w gniazdach wzmacniacza i głośników „dookólnie”, to oczywiste.)
Klub nasz zdaje sobie sprawę, że kontrowersyjną może wydać się niektórym czytelnikom teza, iż nieprawidłowości orientacji KLB na najkrótszym choćby odcinku - nawet części milimetra! - mogą być przy odtwarzaniu muzyki słyszalne. Ba, liczymy się z możliwością zostania nazwanymi przez niektórych oszołomami. Rozumiemy jednak, iż zapewne nie było im dane nigdy usłyszeć system perfekcyjny pod względem kierunkowości. Uderzenie więc nas w policzek będzie im wybaczone; bijcie, a nawet drugi zostanie nadstawiony!
witam,
OdpowiedzUsuńŚledzę z uwagą posty które tu się pojawiają. I coś tam zaczynam z tego rozumieć.
Bardzo to pouczające i ciekawe. Zastanawiam się nad taką sprawą. Czy roiliście testy
jaki izolator na kablu jest najlepszy brzmieniowo? Jest wiele opinie w sieci na ten temat, a jakie jest wasze zdanie.
Pozdrawiam
Maciej