od Jurka:

53. Ściana

Będzie łatwiej, będzie trudniej.
Co do części zdania pierwszej, opisy postępowania będą bardziej zrozumiałe niż we wpisie poprzednim - a i mniejszy ból głowy autora przy pisaniu. 
Stwierdzenie zaś po przecinku dotyczy ewentualności wprowadzenia porad w życie.
Najpierw wysiłku i koniecznej uważności przy drążeniu zagłębienia pod ścianką obudową tablicy rozdzielczej - przez które to zagłębienie przeciśniemy początek kabla. Wcześniej odsłuchów porównawczych jego kierunkowości, później zaś trudu jego przeciągnięcia - preferencyjnie grubego! - poprzez przyległe pomieszczenia, maskującego wkucia w mur i tamże zagipsowania, przebicia ścian działowych, na koniec, to już w okolicy docelowej, wykucia otworu/otworów pod zainstalowanie gniazdka/gniazdek…  
Jako że zaś potrzebne kwalifikacje elektryka, audiofila oraz budowlańca - robota będzie interdyscyplinarna.
Wnikliwy czytelnik domyśla się, iż chodzi o zapowiedziane we wpisie poprzednim przeprowadzenie dedykowanej potrzebom naszego systemu linii elektrycznej łączącej go bezpośrednio z nowo zainstalowanym bezpiecznikiem „audio”.

Doprecyzowań kilka. 
Linia może być jedna, mogą być dwa. 
W pierwszym przypadku zakończymy ją pojedynczym gniazdem - oraz wielopozycyjną listwą (poprzednio ustaliwszy i oznaczywszy polaryzację gniazda i listwy adekwatną do wypadkowego KLB ich konstrukcyjnych elementów -  patrz wpisy „KLB-prawidła” i „Faza”). Już w użytkowaniu podłączymy do listwy wszystkie nasze komponenty, wypróbowując wszelkie pozycyjne roszady - aby osiągnąć optymalną wypadkową kierunkowość całego systemu. Zadanie mozolne, za to łatwiej o uzyskanie brzmieniowej koherencji aniżeli w przypadku opisanej poniżej opcji następnej. Nie ma jednak „darmowego obiadu”, zatem kosztem mniejszego  realizmu w aspektach dynamiki i przestrzenności. 
Jeśli więc to ostatnie dla nas ważniejsze, wybieramy opcję drugą: przeprowadzamy linie dwie. 
Podłączone równolegle do tablicy rozdzielczej, tam odpowiednimi końcami przewodów splecione - zakończone jednak dwoma osobnymi gniazdami.
Jedno z nich dedykujemy wzmacniaczowi, drugie źródłom. 
Tych ostatnich posiadamy z reguły więcej, w przypadku ich więc zmieniania pozostawiamy w gniazdku wyłącznie wtyk mającego być użytym  - zamiast tolerować degradującą dźwięk obecność także innych, aktualnie pasywnych, jak to jest zazwyczaj w przypadku wspólnej listwie. Takowej zresztą w ogóle w tym rozwiązaniu zabraknie.
Dla zachowania natomiast możliwości fazowej synchronizacji wzmacniacza i źródła, zastosujmy gniazda ścienne dwupozycyjne - przykładowo, opisane w „Gorzki migdał”, firmy Kopp. Z ich pomiędzy pozycjami przesunięciem fazy minimalnym, dla potrzeb dopasowań jednak wystarczającym.

Co do przekroju przewodników kabla, eksperymenty porównawcze przeprowadzone przez autora sugerują 4 mm kw. 
Mniej poskutkuje brzmieniem anemicznym, więcej zbyt ociężałym. Decydujący wpływ mają wprawdzie komponenty naszego systemu, chodzi jednak o kompromis wyjściowy, pozwalający na rozmaite brzmieniowe wariacje. Ponadto podpinanie na tablicy przewodów grubszych - w dodatku ewentualnie podwojonych! - byłyby przedsięwzięciem zbyt trudnym.

Skoro już doszliśmy do podłączania, to jako pierwsze mocujemy do wychodzącej fazy - a więc od góry - nowego bezpiecznika „audio” (na ten moment wyłączonego!) odizolowane końcówki przewodów, pojedynczą lub dwie skręcone, koloru czarnego lub brązowego (w zależności od oznaczeń producenta). 
Inaczej więc niż opisane w „Korki”, nie będziemy w plątaninie ponad bezpiecznikami wyszukiwali i przemieszczali dotychczasowy przewód fazy wiodącej ku systemowi; pozostawiamy go w obecnej lokalizacji - jak również już istniejące na końcu gniazdka. 
(Ich potencjał brzmieniowy będzie wprawdzie od nowych pośledniejszy, z powodu jednak ulokowania w bliskości naszego systemu mogą posłużyć podłączeniom komponentów peryferyjnych - aczkolwiek na czas krytycznych odsłuchów z sieci wypinanych! )
Końcówki zaś przewodów w izolacji niebieskiej i żółto-zielonej doprowadzamy do odpowiednich punktów montażowych na tablicy rozdzielczej - łatwo poprzez kolory identyfikowalnych.
Na koniec instalujemy od dołu bezpiecznika „audio” fazę wchodzącą do mieszkania z klatki schodowe - pojedynczą lub jedną z trzech, oferującą brzmienie najlepsze. Procedura identyczna, jak opisana w „Korki”, łącznie z zastosowaniem kierunkowo poprawnego łącznika do bezpieczników innych - i łącznie z nakazem wyłączania bezpieczników na klatce na czas manipulowania!
Miłe nam bowiem życie - jeśli nie dla przyjemności doznań innych, to choćby muzyczno-odsłuchowych…

Co do jednak ich przyszłej jakości, wnikliwy czytelnik zwróci uwagę, iż nie został dotąd opisany warunek podstawowy, zarazem wyjściowy: orientacja kierunkowa mającego być zainstalowanym kabla. Jako sumaryczna wypadkowa KLB wszystkich jego elementów składowych: przewodników i izolatorów. 
Nie wdając się w analizy szczegółowe, posłuchajmy całości. Skręcamy z jednej strony kabla końcówki wszystkich jego trzech przewodów. Po drugiej tylko początki zera i masy, jako pojedynczą pozostawiając fazę. Poczynając od niej, a kończąc - po tej samej stronie! - na  splotce zera i masy, podłączamy kabel do „detektora” (wpis „Detektor”) lub też do rozwartego plusowego połączenia pomiędzy wzmacniaczem i jednym z głośników systemu. Słuchamy „Patrycji” (wpisy „Detektor” i „Sztuczki”). Następnie powtarzamy cały zabieg i  słuchamy ponownie - przy orientacji kabla odwrotnej. Wnikliwy zaś czytelnik skonkluduje, iż z dwóch możliwych wybierzemy tę lepiej brzmiącą…

PS. Dawno nie odwiedził autor - i nie słyszał brzmienia systemu - Adama Słyka, prominenta pionierskiego okresu trójmiejskiego środowiska audiofilskiego. Zapewne jest  jeszcze lepiej niż przed laty - skoro właściciel potrafił znaleźć komponenty przewyższające brzmieniowo jego dawne elektrostaty quad i lampy audio research… 
No i wymienił bezpiecznik na taki, jak na zdjęciu.
Dla chętnych naśladownictwa dostępny pod adresem:
Oprócz topikowych bezpieczników typu „audio”, można tam kupić także gotowe do zamocowania na standardowej szynie gniazda. Te zaś pierwsze w różnych wartościach oraz - do wyboru - z miedzianymi, srebrnymi i pozłacanymi zakończeniami.
Informacja ta w oczywistym związku z wpisem poprzednim - na który to Adam zareagował komentarzem listownym. Mianowicie, iż jego rozwiązanie lepsze.
Wprawdzie niekoniecznie dla autora wpisu, którego wzmacniacz wysadza co jakiś czas nawet 25-watowe; tutaj są „automaty” niezbędne.
Niemniej topikowe w standardzie „audio” na pewno byłyby posłuchania warte… 
Tylko że daleko do Uppsali…
Skoro jednak potrafił systematycznie przyjeżdżać tam Wally Malewicz, aż z Minneapolis, USA - dopóki się nie wybrał w podróż jeszcze dalszą… 
Chyba więc do zobaczenia, Adaś (i Marylka, raczej więc: Marylka i Adaś) - któregoś dnia…




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie