od Jurka:
57. Sorki, Maćku!
Za to, że dopiero teraz odkryłem wśród nieopublikowanych komentarzy Twoje zapytanie z 17 stycznia; cytat:
„Śledzę z uwagą posty i coś tam zaczynam z tego rozumieć. Bardzo to pouczające i ciekawe. Zastanawiam się nad taką sprawą: czy robiliście testy, jaki izolator na kablu jest najlepszy brzmieniowo? Jest wiele opinii w sieci na ten temat, jakie jest wasze zdanie? Pozdrawiam, Maciej.”
Przy okazji znalazłem dwa jeszcze komentarze zignorowane przez administratora Piotrka. Z 11.9.18 anonimowy kciuk uniesiony w górę - aprobata? Więc pozdrowienia, dzięki! Oraz z 7.8.18 tekst anonimowy: „Jesteś idiotą czy płacą Ci za pisanie tych durnot?” - w zwrotną stronę też pozdrowienia i też dzięki!
Wiadomość zaś dla Maćka, że testów nie robiliśmy. Spróbuję jednak odpowiedzieć w oparciu o rozumowanie dedukcyjne - i na miarę moich możliwości.
Aczkolwiek większe byłyby w posiadaniu Wieśka, który po działalności klubowej podjął wytwórczą („Sułek Audio”) i posiadł wiedzę na rzeczony temat pokaźną; nie zdołałem jednak skłonić go do podzielenia się nią na łamach blogu.
Skoro zaś ściśle odautorsko, to pozwól, Maćku, że tytułem wstępu obszerniej pobajdurzę, jak to osoba wiekowa, o sobie…
W poszukiwaniu brzmieniowego Gralla odsłuchałem przewodów setki - od renomowanych i rekomendowanych po wszelkie nieznane, na jakie natknąłem się na życiowej drodze. (Także dosłownie, pamiętam na przykład podniesiony z chodnika zakurzony kawałek kabelka z napisem na izolacji „Siemens”; wzbudził nadzieję, że brzmienie okaże się takie jak lamp tegoż producenta - ale się nie okazało.)
Wszystko to było weryfikowane przy pomocy zestawu opisanego w odcinku „Detektor”, zawsze jednak jako konglomerat przewodnika i dielektryka. I dopiero w przypadku decyzji, iż materiał godny zastosowania, zsuwałem mały kawałek izolacji i nanizawszy na prawidłowo ukierunkowany odcinek cyny - w przypadku zaś minimalnej średnicy na „nitkę” wyplecioną z kabla Monster - sprawdzałem, czy jej orientacja jest z KLB przewodnika zgodna.
Przypominam, iż w przypadku rozbieżności ten ostatni korygujemy (patrz wpis „Przepalarka”) - lub też orientujemy całość raczej zgodnie z KLB izolacji, oczekując brzmienia kompromisowego (patrz „Gorzki migdał”), fazowo ułomnego, atrakcyjnego jednak na specyficzny sposób.
Inne właściwości izolacji nie były dla mnie istotne.
W tej sytuacji polegać mogę wyłącznie na zapamiętanej typowości brzmieniowej przewodów w odmiennych dielektrykach - i na domniemaniu znaczącego wpływu właśnie tych ostatnich; przy dostatecznie rozległej próbce statystycznej założenie takie jest uzasadnione.
Aczkolwiek byłoby arbitralnym w przypadkach pojedynczych, i tak na przykład wolę brzmienie przewodu użytego w kablach głośnikowych Naim NACA4, od tego w „poprawionych” NACA5 (pomimo odmiennej opinii skądinąd cenionego przeze mnie Martina Collomsa). Przy tym ten pierwszy ma stosunkowo miękką, drugi zaś ekstremalnie twardą izolację. Zarazem jednak różnią się radykalnie ich przewodniki: grubością i może (nie liczyłem) ilością miedzianych „nitek”, niewiadomo więc, wpływ których atrybutów jest istotniejszy.
Jeśli więc podejmuję próbę, to świadom niekonkluzywności. Też jako laik w dziedzinie chemii, nie potrafiący niekiedy dielektryków wręcz rozróżnić. Zwłaszcza w obliczu proliferacji coraz to wymyślanych nowych mieszanek i odmian tworzyw, wobec których samych nazw staję bezradny (przykładowo van den Hula „Hulliflex”); w tekście więc odnoszę się tylko do najbardziej popularnych, tradycyjnych i „czystych” kategorii.
Na koniec, też bez znajomości wspomnianych przez Ciebie, a mogących być potencjalnie pomocnymi, opinii na forach audiofilskich.
Najlepsza jest izolacja z poliwinylu (polichlorku winylu); brzmi najbardziej naturalnie.
Nie darmo w „winylu” tłoczone są też czarne płyty, rownież nie darmo lakier na jego bazie zalecam do oznakowań i ostatecznego tuningu (patrz „Lakier do paznokci”).
Każdy z odsłuchanych przewodów z tym dielektrykiem brzmiał wprawdzie inaczej niż bezpośrednie połączenie krokodylków mojego detektora - i zarazem każdy na odmienny sposób…
Przyczyny trzeba odnieść nie tylko do izolacji - czystości i domieszek do surowca - ale również wnętrza: konstrukcji i samego materiału. Tu nie chcę otwierać kolejnej puszki Pandory, wychylę się jednak stwierdzeniem, iż ponad kryształy wielkie przedkładam „normalne”; ponadto lubię brzmienie miedzi ocynkowanej, a także uformowanej w technologii - vide: Tara Labs - RSC. Jeżeli jednak, przykładowo, porównując dźwięk przewodników wyplecionych z sieciówek Belden i Lapp, preferuję te pierwsze, to być może właśnie z powodu kondensacji ich winylu większej (polecam natomiast drugiego z producentów materiały informacyjne, w temacie dielektryków instruktywne)…
Wszystkie więc, powtórzę, brzmiały odmiennie od stanu „bez” - i w stosunku do siebie różnorodnie.
Podstawowa łączność z oryginałem muzycznym była jednak zachowana, paleta zaś odmienności - obiektywnie świadectwo zbiorowej niedoskonałości, paradoksalnie jednak walor dodatkowy - dawała możność dopasowania do potrzeb brzmieniowych systemu, na zasadzie synergii.
Pod warunkiem wszakże jego fundamentalnej poprawności.
Przejdźmy jednak do systemów niezbalansowanych, czasem wręcz po skrajności; dwa stoją wówczas do dyspozycji remedia: polietylen i teflon.
Aczkolwiek tym szczególnym przypadku - i teraz odpowiedź ulega zmianie - możliwy jest obiektywny test porównawczy!
Na potrzeby tego wpisu słucham mianowicie „Patrycji” (patrz „Sztuczki”) poprzez podłączone do detektora dwa kawałki przewodów wyplecionych z popularnych kabli głośnikowych Kimber, odpowiednio 8PR i 8TC. Wprawdzie u tego wytwórcy nawet składowe tej samej wiązki brzmią odmiennie, a to na skutek różnorodnego, przypadkowego KLB ich podstawowych miedzianych drucików, w tym jednak przypadku wnętrza obu wyplecionych kawałków zostały poprzez przepalenie uformowane perfekcyjnie, przy tym zgodnie z KLB izolacji. Odróżnia je więc wyłącznie materiał tej ostatniej: w przypadku pierwszym polietylen, drugim teflon. Odnoszę się zaś do stanu „bez” (powtarzam: krokodylki detektora ze sobą zwarte).
Polietylen dodaje dźwiękowi urody; słowo „dodaje” jest tu jednak kluczowe.
Spotęgowane zostają alikwoty średnicy, przy tym jednak przenikliwość tracą tony wysokie. Wydłużają się wybrzmienia czasowe, zarazem rytm leniwieje, jego linia traci na czytelność, szczególnie w dole pasma - basy zaczynają dudnić. Nuty nachodzą na siebie, fermaty zatracają czystość, impakt wszelkich transientów zostaje zredukowany.
W przypadku teflonu wpływ na brzmienie referencyjne jest we wszystkich tych kategoriach odwrotny.
Tonalność schłodzona i zhomogenizowana. Zachowana precyzja detali, a nawet podkreślona - poprzez jednak redukcję pomiędzy nimi „planktonu” i niuansów wybrzmieniowych. Scena dźwiękowa i wizerunki pomniejszone. Prezentacja linii rytmiczno-melodycznej - użyjmy określeń obrazowych: „odklepana” i „na uwięzi”. W odniesieniu zaś do całości brzmienia, iż jest ono „techniczne”.
I jedno, i drugie ułomne, gdybym jednak miał wybrać, to polietylen. Jeśli już jesteśmy okłamywani, to niechby przynajmniej ładnie…
„Patrycję” wymieniam jednak na „Traumerei” Schumanna; gra Antonin Kubalek (CD „Dorian Sampler vol.II”). Każdy z nas słyszał kiedyś fortepian na żywo i może ocenić urodę brzmienia, co do zaś poprawności wykonania, nastrój sugeruje sam tytuł: „Marzenie”. W przypadku teflonu za mało-, w przypadku natomiast polietylenu o wiele za dużo: i jednego, i drugiego. Wolę fortepian brzmiący jak elektryczny, aniżeli jak rozstrojony - czyli tym razem wybieram teflon!
Na marginesie, już niegdyś to samo nagranie kazało mi wykluczyć stosowanie przewodów w izolacji silikonowej. Z żalem wprawdzie, gdyż przemawiają za tym dielektrykiem zarówno melodyjność i brak agresywności, jak i unikalna właściwość równoprawnego traktowania wykonawczych podmiotów i planów; przykładowo solista nie jest tutaj wypchnięty do przodu i głośniejszy niż muzykująca reszta, wszyscy są równouprawni - oraz rozmieszczeni w sposób naturalny na scenie muzycznej, wyjątkowo rozległej.
Jeśli posłuchać jednak fortepianu, zafałszowania silikonu okazują się nawet bardziej ewidentne niż polietylenu. O ile przy tym drugim wszystko brzmi jak grane legato, przedłużane nadmiernie, to w przypadku silikonu składowe brzmieniowe wręcz powracają równouprawnienie do linii melodycznej, jakby po błąkaninie wewnątrz izolacji. Nie ma mowy o autentyczności frazy, rezultatem jest intonacyjny bełkot. Może to kwestia drgań wewnętrznego przewodnika: o ile nie kontroluje ich polietylen, to silikon wręcz potęguje, dodając swoje własne.
W ten sposób przeszliśmy do dielektryków innych rodzajów, aczkolwiek mniej popularnych.
I znowu podkreślając, iż z pozycji laika, stwierdzę tylko, że guma zabija muzykę, nie podobało mi się też nigdy brzmienie kabli w bawełnie (aczkolwiek doceniam właściwości użytkowe obu tych materiałów - odporność na przegrzanie i elastyczność - skombinowanych w przypadku kabla mojego żelazka).
A teraz podium; konkurencja: przewody chassis wire, konstrukcyjne.
Na podeście najwyższym Dunlavy. W poliwinylowej izolacji.
O stopień niżej Cardas. W grubościach stosownych do potrzeb, wszytko jednak w teflonie.
W świetle powyższych wywodów kłopot więc dla mnie…
Indywidualne nitki przewodników Cardas są jednak powlekane emalią z poliuretanu, ten zaś dielektryk - tutaj osobno nie opisany - ma właściwości brzmieniowe zbliżone do poliwinylu, co czyni kombinację kompromisem udatnym.
Morał zaś, Maćku, złożony.
Po pierwsze, nie tylko wybór optymalny, ale i kompromis bywa dobry (i to w dziedzinie każdej).
Po drugie, kieruj się w swoich decyzjach opinią własną.
Po trzecie, oceniaj raczej brzmienie przewodników w całości, aniżeli samej ich izolacji. Czyli izolacji w izolacji - taki sobie żarcik słowny pod prąd nastrojów naszych obecnych…
Na koniec zaś - a w tym tekście po raz trzeci - pozdrowienia!
P.S. - skierowane do całej naszej społeczności. Wiem, wiem, że Marianne Faithfull i Anne-Sophie Mutter zostały poddane próbie także, i trwa ich walka - a jednak następnego wpisu „Moja muzyka na dzisiaj” nie będzie. W przypadku pierwszej mam skojarzenia raczej z jej świetnymi filmami; tym między innymi, w którym zmuszona zarobić na leczenie śmiertelnie chorego wnuka czyni komercyjnie dłonią samotnym panom dobrze - i prawda, że samotność nas wielu to temat aktualny boleśnie, z muzyką jednak związany niekoniecznie. Co do drugiej, ilekroć poczynię w systemie zmianę jakiegokolwiek mankamentu dotyczącą, to po sprawdzeniu konkretnego aspektu oceniam wpływ na ogólną muzyczność. Odsłuchując Wieniawskiego „Legendę” i Ravela „Medytację” - z „Carmen-Fantasie” (Deutsche Grammophon); że zaś zmiany czynię permanentnie, jest to raczej „moja muzyka na co dzień”, album zaś tej skrzypaczki właśnie.
P.S. bis: Nie jest jednak samotny, kto ma wspomnienia z przeszłości i plany na przyszłość, też ten, kto ma pasję. Niekoniecznie na miarę Michała Anioła malującego na leżąco sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej; liczy się też taka, jak nasze audiofilskie hobby.
Bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad przepalarką o której piszesz. Czy to urządzenie faktycznie zmienia układ kryształów w przewodniku? Popatrzyłem w sieci na podobne urządzenia i opisy ich konstruktorów.
I sam nie wiem, czy nie jest to bardziej tzw. wygrzewanie czyli zdjęcie ładunków elektrostatycznych.
Są dostępne płyty i pliki z zestawem odpowiednich szumów które to właśnie robią.
Sam spróbowałem tego. Różnica jest słyszalna wyraźnie, ale czy na lepsze?
Może jest więcej brimmm i primm ale moim zdaniem dźwięk jest powolny bez punktu.
Ciekaw jestem Twojej opinii, czy porównywałeś to co robią te pliki z przepalarką?
Pozdrawiam serdecznie
Maciej