od Jurka:
66. Część 5.
Zagospodarowawszy ściankę przednią, powracamy do tylnej - gdzie poczynione wcześniej otwory wypełnimy gniazdami.
RCA lub CINCH - wybierzmy preferowaną nazwę; wybierzmy również spośród w nadmiarze zakupionych egzemplarzy. Tu już nie kwestia gustu, kryterium to prawidłowe ukierunkowanie.
Selekcję przeprowadzimy ponownie przy odsłuchu "Patrycji", i znów porównując dźwięk przy przebiegach sygnału w kierunku lepszego- i gorszego brzmienia (KLB versus KGB, różnice brzmieniowe zostały już wielokrotnie opisane, najobszerniej w odcinku 11., "Wreszcie kierunkowość").
Odmiennie od zalecenia we wpisie poprzednim, słuchać będziemy w trybie aktywnym.
Powtórzę wprawdzie zapewnienie o uniwersalnej stosowalności również pasywnego - oraz o rezolucji jego wystarczającej dla ustalenia KLB najdrobniejszego elementu. Nie byłoby nam jednak wygodnie porównywać większą ilość elementów w pozycji kucznej lub leżącej - obok regulatora w jego docelowej lokalizacji (przypomnijmy, że "ziemia-matka" jest najlepszą podstawką). Zresztą uogólniając, sięgamy po tryb pasywny głównie w sytuacjach niemożności odsłuchów aktywnych - skoro zaś się da, to korzystajmy.
Konkretnie zaś wykorzystamy urządzenie "detektor" - przedstawione w odcinku 3. pod tymże tytułem; sygnałem zaś muzycznym, przypomnijmy, jest "You & the Night & the Music" z CD P.Barber "Modern Cool" - w tym kontekście użytkujemy pojedynczy kanał lewy.
Na pierwszym zdjęciu krokodylki ujmują minusowy korpus odsłuchiwanego gniazda; podpięte na tyle uważnie, aby na żadnym z krańców nie kontaktowały z przechodzącą wnętrzem tulejką sygnału plusowego.
(Widoczna na fotce niechlujność lutowniczych połączeń jest skutkiem wygięć przy konfigurowaniu testowych obwodów, a w rezultacie pęknięć - bywa, że w trakcie odsłuchowych sesji; lutuję wtedy naprawczo w trybie pospiesznym.)
Poprzez porównanie brzmienia dwóch możliwych orientacji ustalamy KLB korpusu; jego kraniec początkowy jest przy tym tożsamy z lokalizacją początkowego krokodylka detektora - na zdjęciu oznakowanego czerwoną kropką.Taką też nanosimy na korpusie, ilością lakieru nieprzesadną. Do późniejszego bowiem usunięcia, doraźnie zaś służącą wstępnemu przyporządkowaniu. Odpowiednio też rozdzielamy gniazda na dwie kupki: jedna z oznakowaniami od strony przyszłej lokalizacji wtyku interkonektu, druga na krańcu przeciwległym. Wnikliwy czytelnik domyśla się łatwo, że będą to, również odpowiednio, gniazda wyjściowe i wejściowe - jako że chodzi tu o sygnał minusowy.
Jest zarazem oczywistym, że w obu przypadkach KLB wewnętrznej tulejki plusowej powinien mieć orientację odwrotną - i to właśnie sprawdzimy w następnym etapie selekcji.
Odwołajmy się do kolejnego zdjęcia.
Problem w tym przypadku, że o ile krokodylek obejmie łatwo koniec tulejki, to jej początek - od strony wtyku interkonektu - jest zanurzony w otoczce z tworzywa i nieosiągalny; stąd konieczność użycia dodatkowego łącznikowego wtyku. Dowolnej postaci, byle dostosowanego do średnicy tulejki. Na zdjęciu własna konstrukcja pinu z dolutowanym kabelkiem - obie składowe o tym samym KBL; obok konstrukcja bliźniacza o KBL przeciwnym.
Wnikliwy czytelnik wyobrazi sobie łatwo procedurę: użytkujemy po kolei oba, zmieniając zarazem polaryzację krokodylków detektora. Odpowiednio do dwóch przeciwstawnych założeń, najpierw: iż jest to gniazdo sygnałowe wchodzące, potem: wychodzące. Porównawczy odsłuch obu kombinacji jedno z tych założeń sfalsyfikuje, drugie potwierdzi; rezultatem będzie ustalenie KLB plusowej tulejki - oraz dwie możliwości.
Wszystkie gniazda, w których kierunek plusa okaże się tożsamy z KLB korpusu, będą dla naszej konstrukcji nieprzydatne. Te zaś, w których oba KLB zorientowane są przeciwnie, mogą zostać spokojnie na powrót odłożone na odpowiednie - wejścia i wyjścia - kupki...
Spokojnie, jak spokojnie - teraz właśnie emocje największe!
Naszym minimalistycznym pragnieniem była w każdym ze zbiorów parka; jeśli zaś mieliśmy ambicję dwukolorowości (patrz część 3.), to po jednym gnieździe z tworzywem wnętrza czerwonym i jednym z czarnym.
Co jednak, jeżeli nawet to minimum nie zostanie spełnione?
Mamy wówczas trzy możliwości - z których dwóch nie mamy; wyjaśnijmy ten paradoks.
Pierwsza: zaakceptować KLB korpusu, a więc minusa, kierunek zaś plusowej tulejki przeorientować Duotechem. To odpada jednak, jako że założeniem projektu było nieposiadanie przepalarki.
Druga: moglibyśmy sięgnąć ponownie po gniazda odrzucone z powodu identyczności KLB plusów i minusów - i przyporządkować jako wchodzące i wychodzące powodując się tą wspólną orientacją. Z uszczerbkiem jednak dla brzmienia regulatora - a przecież innym naszym założeniem była bezkompromisowość!
Pozostaje więc tylko opcja trzecia: dokupić i przeselekcjonować dodatkową ilość wtyków tego samego rodzaju; nie obiecywałem, że tanio będzie...
Jeżeli jednak dopisało nam szczęście, i obie nasze kupki są pokaźne, wówczas selekcji ciąg dalszy.
Na tym etapie powracamy do brzmienia plusów: poszukujemy teraz optymalnego oraz możliwie w ramach każdej pary podobnego. Nawet bowiem przy tej samej orientacji kierunkowej nie będzie ono dla wszystkich egzemplarzy identyczne; przyczyną zarówno odmienności - z egzemplarza na egzemplarz - struktury metalurgicznej, jak i różnice KLB plastikowych obwódek wewnątrz.
Co do tych ostatnich, interesuje nas tylko to oddziaływanie, nie badamy zaś ich KLB z osobna.
Natomiast owszem: kierunkowość plastikowych podkładek - metodę zaś obrazuje kolejne zdjęcie. Porównawczo odsłuchujemy je nanizane alternatywnymi stronami na odcinek drutu cynowego ujętego - w kierunku jego KLB - pomiędzy krokodylki .
Ta sama procedura dotyczyć będzie następnie ustalania poprzecznej kierunkowości metalowych nakrętek.
W obu przypadkach łatwo o pomyłkę przy odkładaniu odsłuchanych egzemplarzy na odpowiednie kupki, ponownie jest więc sensownym zaznaczenie kropką lakieru początków prawidłowej orientacji. Korespondujących, oczywiście, z początkowym krokodylkiem detektora.
A potem - już przy montażu - z początkiem KLB korpusów gniazd, przeciwstawnym dla wejścia i wyjścia.
Końcowe przyporządkowanie poprzedzi jednak jeszcze jeden etap selekcji.
Kierunkowość plastikowych podkładek i metalowych nakrętek nie jest bowiem jedynym czynnikiem determinującym. Porównawczy odsłuch kilku nawleczonych elementów o tym samym KLB zademonstruje - pomimo tej zgodności - brzmienia odmienne.
Wykorzystujemy je zatem jako różnorodne wektory składowe dla uzyskania dalszego podobieństwa brzmienia wypadkowego wybranych korpusów (jako, pamiętamy, połączeń minusowych!) w ramach dwóch wyselekcjonowanych par.
W kontraście do tej ograniczonej ilości, liczba podkładek i nakrętek będzie wydatna; również owe pochodzące od gniazd poprzednio zdyskwalifikowanych, odrzuconych, są teraz przydatne.
Potraktujmy zatem tę ostatnią fazę dobierania jako relaksującą przyjemność; dajmy sobie wiele czasu, zaopatrzmy się w cierpliwość i kawę, wyostrzmy słuchową percepcję.
Metoda zaś taka sama, jak wcześniej opisana; o tyle tylko zmodyfikowana, że jeden z krokodylków teraz na stałe zaciśnięty (odpowiednio inny dla wyjścia i wejścia!), drugi każdorazowo uwalniany i mocowany - dla każdej spośród podkładek i nakrętek. (Te pierwsze mogą w trakcie odsłuchu być spozycjonowane w dowolnym segmencie gwintu; co do drugich, wystarczy, aby gwint "załapały".)
Wieńczący efekt naszych usiłowań to - w ramach obu par wtyków - brzmieniowa prawie identyczne.
"Prawie", bo pozostaje jeszcze "kropka nad i" - i wnet zostanie opisana. Fines opus coronat, koniec wieńczy dzieło - skomentuje wnikliwy czytelnik...
Zarazem jednak zarzuci, że odłogim pozostawiliśmy doperfekcjonowanie podobieństwa brzmieniowego - w ramach par - połączeń plusowych; do tego powrócimy jednak w odcinku następnym, przy opisie okablowywania.
Skomentuje także, iż gniazda CINCH są z reguły opatrzone również mającą służyć podłączeniu przewodu minusa kolistą podkładką zakończoną lutowniczym uszkiem. Na jego pytanie, co z nią, odpowiedź: wyrzucamy; jako dodatkowy element przewodzący pogorszyłaby brzmienie bezkompromisowej konstrukcji!
Mniej wszakże spośród nas pryncypialni - i do jej użycia jednak skłonni - niechaj przynajmniej sprawdzą, do jakiego zastosowania determinuje ją KLB: jako minusową odnogę wejścia - czy też wyjścia? Ujmując ją mianowicie w krokodylki pomiędzy górą kółka i końcem uszka, w kolejnym zaś etapie nawlekając (tak samo jak plastikowe podkładki i metalowe nakrętki) na testowy odcinek drutu cynowego.
Określmy to jako, odpowiednio, badanie KLB wzdłużnego i poprzecznego; jeśli ten drugi dyktowałby orientację podkładki - przy założonym przeznaczeniu - uszkiem skierowanym ku tylnej ściance, odginamy je po prostu w stronę przeciwną. Albo też sprawdzamy podkładki kolejne - aż po wyselekcjonowanie zarazem pożądanie wygiętych, jak i prawidłowo ukierunkowanych.
Tenże wnikliwy czytelnik domyśli się jednak, że i tak wystąpią różnice brzmieniowe pomiędzy poszczególnymi poprawnymi egzemplarzami - i również w tym przypadku dalsza selekcja posłuży synergii brzmieniowej z konkretnymi kadłubami gniazd. Prowadząca do tychże - w ramach par - identyczności. Domyśli się również, że przy ostatecznym montażu opisane lutownicze uszka - jako połączenie minusowe - skierowane być muszą ku "ziemi-matce", a więc ku dołowi wnętrza obudowy...
Również oczywiste, że to samo dotyczy punktów lutowniczych w przypadku bezkompromisowego - a więc bez pośrednictwa uszek - dołączania przewodów do korpusów gniazd; lutować więc będziemy musieli od spodu obudowy. Bezproblematycznie, jeżeli już we wstępnej fazie - patrz część pierwsza - pozbyliśmy się denka. W przeciwnym razie konieczne jest wywiercenie w nim w okolicy gniazd, frezem do drewna, kilkucentymetrowych otworów umożliwiających dostęp.
Po czym - w tej nareszcie fazie! - finalnie wyselekcjonowane i skompletowane gniazda osadzamy w obudowie. Nakrętki skręcamy, na tyle jednak luźno, aby zachować możliwość obracania korpusami. Z reguły bowiem posiadają dwa płaski, lutować będziemy, oczywiście, do tego, który oferuje lepsze brzmienie - i to ten skierowany będzie, po ostatecznym dokręceniu nakrętek, ku dołowi.
Wnikliwy czytelnik domyśli się również adekwatnej procedury ustalającej. Jeden z krokodylków (początkowy lub końcowy, zależnie od tego, czy to wyjście, czy wejście - przy czym nadal pamiętamy, że jest to połączenie minusowe!) obejmuje początek korpusu gniazda, drugim dotykamy na przemian płasków; porównujemy brzmienie obu spozycjonowań, raz jeszcze korzystając z usług "Patrycji"...
Ps. Przekonanie piszącego o skutkach brzmieniowych takich poczynań - jak i podobnych wszelkich zaleceń blogu - nie wyklucza, oczywiście, doceniania znaczenia również aspektów innych, min. jakości układów. I byli tu już wzmiankowani konstruktorzy szczególnie inspirowani, Nelson Pass przykładem. Dopiszmy jeszcze inne nazwisko: Tim de Paravicini. Jego to autorstwa są układy cenionych współcześnie
lampowych komponentów EAR Yoshino, czy przedtem świetnego preampu gramofonowego P834, czy też firmowanego przez Musical Fidelity kultowego wzmacniacza tranzystorowego A1. W zeszłym tygodniu odszedł na wieczność.
Komentarze
Prześlij komentarz