od Jurka:
72. PP, B, podstawą podstawki
Zanim zajmiemy się głośnikami jako przetwornikami elektroakustycznymi, rozważymy najpierw ich interakcje brzmieniowe z podstawkami - ale również to trochę później. Na samym bowiem wstępie, i to właśnie w niniejszym wpisie, potraktujemy jedne i drugie jako po prostu wprowadzane do pomieszczenia odsłuchowego meble.
Kontynuując zarazem i podsumowując rozważania na ten temat w "63. Część 2." i "35. Alicja w pomieszczeniu".
Pokój to konglomerat drgań, tłumień, rezonansów oraz - interesujących nas w tym blogu najbardziej - wektorów kierunkowości.
Zarówno elementów konstrukcji, jak i przedmiotów ulokowanych w jego kubaturze.
Począwszy od zastosowanych materiałów budowlanych (przykładowo cegieł czy zbrojeń betonu, kabli, podłogowych desek czy też klepek parkietowych). Na większość tego - i w większości przypadków, jeżeli nie budowaliśmy domu sami - wpływu nie mamy. I jedynie dostosowujemy do zastanej sytuacji niektóre nasze decyzje. Przede wszystkim co do lokalizacji systemu audio (jako probierz dźwiękowy posłużą - w pustej jeszcze przestrzeni - śpiew i klaskanie); również brzmienie przesądza o doborze i rozmieszczeniu ustrojów akustycznych. Kolejne kryteria to estetyka i funkcjonalność - współdecydujące o wyborach następnych: mebli i detali wyposażeniowych.
Na każdym z etapów sytuacja jest przy tym dialektyczna.
Z jednej strony pomieszczenie oddziaływuje jak matryca, która w stosunku do elementów nowo wprowadzanych określa optymalne właściwości brzmieniowe (najważniejsza, powtórzmy, charakterystyka kierunkowości) - trochę tak, jak obrys kształtu na planszy puzzli determinuje jeden tylko pasujący wycinek. (W kontekście pomieszczenia, możemy wprawdzie wprowadzić element dowolny, jednak tylko jeden zabrzmi optymalnie; jeśli abstrahować od naszych indywidualnych preferencji - ale to już kwestia odrębna.) Z drugiej zaś, każdy dodatek będzie tę swoistą matrycę modyfikował - i tworzył pod adresem następnego odmienny już "obrys" wymogów.
Przy tego rodzaju nieskończoności, jakiekolwiek porady muszą jednak dotyczyć fazy doraźnej - i będącej punktem wyjściowym dla tych porad właśnie.
Konkretyzując podejście praktyczne jeszcze bardziej - i opisując sytuację najbardziej prawdopodobną - zapewne mamy już w pomieszczeniu system, aranżację akustyczną i meble; teraz zaś zadaniem naszym jest wprowadzenie podstawek. Pod głośniki - czy to w ogóle pierwsze, czy dodatkowe albo mające podmienić parę do tej pory rezydującą.
Każda z tych możliwości wytyczy odmiennie wymogi wyjściowe (zdefiniuje inną "matrycę"); zaistnieje też dodatkowa różnica praktyczna. Mianowicie źródła dźwięku umożliwiającego nam ocenę zmian brzmieniowych. Albo wykorzystamy głośniki dotychczasowe, albo zmuszeni będziemy posłużyć się własnym śpiewem czy też deklamacją - nieco więc skomplikuje się praktyka wykonawcza.
Skomplikujmy również nasze dywagacje.
Opisywaliśmy dotąd pomieszczenie jako całość, jeśli jednak klaśniemy lub zanucimy z osobna po każdej stronie, nasze wrażenia odsłuchowe będą - wydatnie lub choćby subtelnie - odmienne. Skonfrontujmy to zaś z wymogiem podstawowym dla prawidłowości efektu stereofonicznego: kanały mają się różnić treściami muzycznego przekazu, nie jednak - dodatkowo - brzmieniem indukowanym odmiennie przez strony pomieszczenia; nieprawidłowym byłoby wówczas wspólne, zsyntetyzowane.
(Uściślając, niektóre parametry sumują się i wypośrodkowują, przykładowo tonalność - nigdy jednak właściwości będące funkcją międzykanałowych różnic kierunkowości. Aż po - w skrajnym przypadku - ewidentne "ssanie" jednej strony przy "pchaniu" drugiej, ze skutkiem dla całości przekazu wprost zabójczym.)
Wnikliwy czytelnik domyśla się konkluzji: wprowadzając do pomieszczenia nowe podstawki, musimy przyporządkować je z osobna i odmiennie "matrycom" wyznaczanym przez strony. Usadawiamy więc jeden z egzemplarzy na lewo, drugi na prawo, odsłuchujemy brzmienie w całości pomieszczenia zintegrowane, następnie przyporządkowanie odwracamy, ewentualnie zamianę powtarzamy - aż po uzyskanie pewności...
Nawet bowiem pozornie identyczne podstawki różnią się masą, drganiami, rezonansami - jeśli nawet tymi parametrami nieznacznie, to przede wszystkim - i z reguły wydatnie - kierunkowością.
Przy tym powtórzmy, że owa całkowita jest wypadkową wektorów składowych. Jeżeli więc podstawki zawierają części odłączalne i wymienialne - przykładowo górne platformy lub skręcające śruby - spróbujmy ich roszad. Mogących przyporządkowanie stronami doprecyzować lub wręcz skorygować.
Natomiast nie precyzujemy na razie lokalizacji - czas na to przyjdzie później (i już przy symbiozie z posadzonymi głośnikami - i przy uwzględnieniu ich wymogów odrębnych, elektroakustycznych). Na obecnym natomiast etapie zsuwamy podstawki na środek pokoju, prawie łącząc bokami. Upewniający zaś odsłuch przekona nas, że również i w takiej centralnej pozycji lewa chce być lewą, prawa prawą; koniec etapu, czas posadowić na nich głośniki...
Uwolnione nie tylko od maskownic - jak była mowa we wpisie poprzednim; uzupełnijmy teraz, że pozbawiamy je również wszelkich możliwych do usunięcia elementów gniazd przyłączeniowych. Tak ogołocone, przyporządkowujemy podstawkom - i zarazem stronom pomieszczenia - w sposób identyczny jak powyżej opisany.
Jeżeli zaś źrodłem muzyki są przy tym - ale nie będą w przyszłości współużytkowane - głośniki dotychczasowe, to nadszedł teraz czas na usunięcie ich z pomieszczenia (co ponownie zmieni "matryce" stron; remedium mogą być w przyszłości korekcyjne dodatkowe detale wystroju, roszada istniejących lub usunięcie niepotrzebnych).
Wnikliwy czytelnik zapyta jednak, dlaczego nie kolejność odwrotna: najpierw głośniki, podstawki potem?
Wprawdzie porównywalne jest oddziaływanie obu komponentów w roli wprowadzanych mebli, nie jednak potencjał ich późniejszego dostrajania. Ograniczony w przypadku podstawek, których nie możemy już rozkręcać - choćby pozwalała konstrukcja - odkąd obciążone głośnikami. W przypadku zaś tych ostatnich właśnie teraz rozpoczyna się będące tematem naszych rozważań "robienie". Odnoszące się również - a odtąd nawet przede wszystkim - do ich atrybutów elektroakustycznych, dopasowujące je do odmiennych wymogów kanałów systemu.
Ewentualna zaś opcja jeszcze inna, wprowadzenia podstawek dopiero po całkowitym "zrobieniu" głośników, oznaczałaby perspektywę naszej pracy w pozycji leżącej - przy ulokowanych bezpośrednio na podłodze.
Tenże wnikliwy czytelnik poruszy na koniec kwestię głośników stojących, w których to podstawki stanowią część obudowy (czy też struktury - w przypadku paneli elektro- i magnetostatycznych). Dwa zatem komponenty, wyróżnialne wprawdzie w sensie funkcji, stanowią fizycznie jedność; kwestia kolejności wprowadzania do przestrzeni odsłuchowej jest więc bezprzedmiotowa, wkroczą jednocześnie - i razem, służąc nam zgody przykładem.
Jeżeli natomiast od podstawek nieistniejących powrócić do realnych - i jeśli miałbym przywołać z pamięci przykłady, to może czołowe modele Partington i Foundation, za techniczną perfekcję przez mnie podziwiane - aczkolwiek cena od kupna odstręczała. Może Mana Acoustics - nigdy osobiście nie wypróbowane, intrygujące jednak z powodu kontrastu pomiędzy ewidentnym brakiem solidności i relacjonowaną perfekcją brzmieniową. Może Rehdeko, podtrzymujące tejże firmy głośniki zarazem od dołu i tyłu, przy tym pozycjonujące je skosem - i nie wiem, czy wspomagające, zapewne jednak nie pogarszające brzmienia zestawu podziwianego przez mnie kilkurocznie na frankfurckiej wystawie. Może jeden z modeli Origin Live, na których to Proac "tabletki" tak grały w angielskim salonie, że nie kupić się nie udało; jednak bez tamtych podstawek, a więc również te zastępcze samemu - i "na słuch" - z drewna skonstruowane. Może kilka par autorstwa prezesa dawnego Klubu, Krzyśka - z tegoż surowca, jednak rozmaitych rodzajów, jako odmienne opcje brzmieniowe pod tę samą parę głośników ATC. Może również te pod moje Meridiany M20, które to przez wujka Stasia zespawane, po odsłuchowym porównaniu spowodowały deportację do lamusa fabrycznych, oryginalnych. Może skromne Heybrook, na których moje Spendor SP2, potem zaś 2/3, całkiem-całkiem brzmiały. Skoro zaś już ta firma przywołana, to może i jej unikatowe podstawki stalowe dedykowane własnym SP100; "własnym" - w sensie firmowego pochodzenia, bo legalnym posiadaczem konkretnej pary, a także pod nią podstawek, był Waldek Widel, hamburski audiofil wybitny - i zaprzyjaźniony...
Wnikliwy czytelnik zauważy, że moim przewodnikiem w tej - przykładowej i fragmentarycznej - wyliczance były rzewne sentymenty i mgliste wspomnienia.
Gdyby przejść zaś do konkretnych zaleceń i do współczesności, to, po pierwsze, bieżąca oferta podstawek nie jest mi znana.
Co do zaś, po drugie, uniwersalnej rekomendacji, nie udzieliłbym żadnej - ani kiedyś, ani obecnie.
Bowiem indywidualizujmy - uwzględniając kontekst.
Komentarze
Prześlij komentarz