od Jurka:
74. Część 8.
Finis opus coronat, powie wnikliwy czytelnik, przed nami zaś istotnie decyzje dotyczące połączeń ostatnich: plusów i minusów wyjścia. Kwestie wyboru materiału oraz kolejności instalowania; rozważmy je z osobna.
Co do pierwszej, punktem wyjścia winien być dźwięk kabla wcześniej zastosowanego dla połączeń wejściowych (ewentualnie kabli dwóch, jeśli dla plusa i minusa użyliśmy odmienne); odświeżmy pamięć słuchając raz jeszcze "Patrycji", przy krokodylkach detektora podpiętych w adekwatnych punktach konstrukcji. Ewentualnie pozwalających, przy odpowiednim ustawieniu pokręteł, na dodatkowe przejście sygnału przez wnętrza potencjometrów, gniazda CINCH i połączenia lutownicze - ocenimy charakter brzmienia całej konstrukcji (w jej dotychczasowym stadium).
W efekcie zaś możemy zdecydować się na jego utrzymanie - lub też na kolejne korekty, właśnie poprzez dobór okablowania wejściowego.
Tego samego dla plusów i minusów - abo też produktów odmiennych.
W tej sytuacji pierwszy z nich mógłby określić bazę wyjściową dla wyboru drugiego, bazę możliwie rozległą i umożliwiającą wielość ostatecznych - poprzez wybór drugiego - tuningowych opcji. Oprócz pozostawienia czasu na finalną decyzję (z każdym zaś dniem smak nasz muzyczny rozwija się i dojrzewa), podejście takie - skutkujące w finale jednym tylko elementem zmiennym, dodatkowo zaś przy ograniczeniu się do odsłuchów jednego tylko kanału - pozwoli na łatwość podmian opcjonalnych kabli.
Już nie tylko na konstruktorskim stole, ale również w realnym systemie audio - i to bez konieczności lutowania (wystarczą mocujące "krokodylki").
Twoja jest, Czytelniku, decyzja.
Jeżeli jednak pomocne były dotychczasowe podpowiedzi autora, to sugestia co do połączenia przedostatniego jest następująca (aczkolwiek przy dezaprobacie wobec samej nazwy - pretensjonalnej i nadętej):
Monster Cable High Resolution Precision Stranded Time Correct Speaker Cable with Magnetic Flux Tube and LPE Dielectric.
Kabel dostępny w krajowych salonach na metry, jako głośnikowy - tu jednak zastrzeżenie, że w takiej aplikacji nie był przeze mnie wypróbowany, a więc i nie jest zalecany, wyłącznie zaś jako materiał dla naszej konstrukcji. Melodyjny bowiem i ciepły, z pogłębionym dołem, pełną alikwotów średnicą i niedrażniącą górą pasma. Zarazem wprawdzie ze złagodzonymi transjentami i reprodukcją rytmu niespieszną, ale również te cechy - podobnie jak wcześniejsze - komponują się z Cardasem dobrze (szczególnie, w moim przypadku, z podwójnym 15.5, bez użycia 11.5).
Wynikły zaś cocktail brzmieniowy pozostawi istotnie dobór kabla ostatniego wielokierunkowo otwartym, łącznie ze skrajnościami: czy to pójść jeszcze dalej w kierunku "urody", czy też ciut się w kierunku brzmienia energetycznego cofnąć.
Co do zaś kwestii kolejności, uwzględnijmy operacyjną dostępność.
Łatwiejsza jest - bowiem od góry - w przypadku połączeń wyjściowych plusowych, trudniejszą przy minusowych - gdzie do tulei gniazd dolutowujemy się od dołu, co wymaga obracania obudowy. Zacznijmy więc od tych ostatnich - i miejmy potem już "z głowy", strojąc konstrukcję finalnie tylko poprzez połączenia plusowe, łatwiej dostępne.
"Monster" jest kablem symetrycznym, złożonym z dwóch wiązek przewodników we wspólnej izolacji.
Wnikliwy czytelnik pamięta o współdecydującym znaczeniu tejże dla wypadkowej kierunkowości całości. W idealnym więc przypadku ustalilibyśmy najpierw KLB izolacji (na pewnym odcinku zdjętej), potem zaś przepalili z nim zgodnie oba wnętrza (i tak znalazłyby się powody peryferyjne, dla których nie brzmiałyby identyczne, choćby z powodu subtelnego wpływu zlokalizowanych na jednej tylko połowie izolacji napisów). Warunkiem byłoby jednak posiadania przepalarki "Duotech", jest zaś założeniem naszego projektu, że takową nie dysponujemy. Ograniczamy się zatem do porównania oryginalnego brzmienia rozdzielonych połówek kabla, przy orientacji obu zgodnej z ich wypadkowym - i zapewne w odmiennym stopniu kompromisowym - KLB.
(Nie sugerujemy się przy tym przebiegiem napisów; przykładowo na zasobie moim jest on odwrotny.)
Odmierzmy i odetnijmy stosowne długości: centymetrów szesnaście dla kanału prawego, dziewiętnaście dla lewego; początek KLB od strony tulei minusowych gniazd wyjściowych (lub też uszek lutowniczych, jeśli zdecydowaliśmy się na ich pozostawienie). I tutaj - przy odwróconej obudowie - wykonujemy połączenie prowizoryczne, cyną Stannol, w ilości na razie skromnej. Podkreślmy raz jeszcze, iż tak przy tym orientując łuk kabla, aby w stanie swobodnym koniec jego zetknął się z początkiem kikuta przewodu minusowego wejścia, wystającym poza pin 3. potencjometru.
I w tymże miejscu wykonujemy kolejne połączenie lutownicze - w tym przypadku w formie już ostatecznej.
Inaczej jednak niż w powszechnej praktyce, nie nakładając przewody na siebie ("na zakładkę"), lecz frontalnie je zwierając. Taka, zamiast wzdłużnej, transmisja sygnału skutkuje brzmieniem lepszym i powinna być zawsze preferowana - pod warunkiem wystarczającej mechanicznej stabilności. W tym konkretnym przypadku - przy braku w przyszłości przemieszczeń końcówek kabli - zapewni ją w stopniu zadowalającym kropla cyny (nadal Stannol) nieco obfitsza .
(Nie jednak przesadnie; baczymy bowiem, by nadmierna ilość doprowadzanego przy tym ciepła nie oddziałała delokalizująco na połączenie lutownicze sąsiednie - tegoż kikuta z pinem potencjometru.)
Po ponownym zaś odwróceniu obudowy, poprawiamy finalnie - słuchając przy tym "Patrycji" - punkt lutowniczy na tulei minusowej gniazda wyjścia. Ujmujemy ją przy tym krokodylkiem początkowym detektora; jeśli zaś końcowy umieścimy przy tym na tulei wejścia, to dokonane przy lutowaniu strojenie odzwierciedli brzmienie całości przebiegu sygnału minusowego. (Położenia pokrętła potencjometru jest przy tej czynności teoretycznie obojętne, praktycznie jednak skrajne lewe brzmi lepiej - i będzie podczas 'tuningu" bardziej informatywne.)
Na marginesie przypomnienie, że stosowana dla uproszczenia w opisie poczynań liczba pojedyncza odnosi się wszakże do elementów dwóch równoległych kanałów. Jak również, że nie tylko staramy się o jakość każdego z nich z osobna, ale i zarazem ich jak najdalej idące brzmieniowe podobieństwo.
Teraz jednak powrót do kanału pojedynczego - oraz do prawidłowej pozycji obudowy .
W celu mianowicie odsłuchowego wyselekcjonowania materiału na łącznik ostatni: od pinu 2. potencjometru do plusa wyjścia - i z taką właśnie orientacją KLB.
Powtórzmy, że na tym finalnym etapie - i dla pewności ostatecznej decyzji - w realnym systemie audio, zarazem wykorzystując dobrodziejstwo łatwości dostępu i ograniczania się przy porównaniach do jednego kanału. (Aczkolwiek pozostanie uciążliwość prowizorycznego używania "krokodylków".)
Odsłuchajmy próbki przewodów wszelkich nam dostępnych; nie kierując się przy tym renomą producenta czy też opisami recenzentów. (Najmniej zaś ewentualnym zaszeregowaniem do klasy high-endu; wiele takich produktów zawdzięcza to wyjątkowej jakości tylko wybranych aspektów, kosztem natomiast ogólnej muzyczności.)
Dlatego w poszukiwaniach nie omińmy również produktów o przeznaczeniu oryginalnie odmiennym...
Na przykład przewodów składowych sieciówek - i jeden z takich zwyciężył w moim indywidualnym przypadku. Kabel wypleciony z sieciówki Belden 3x2,5 mm kw., stanowiącej standardowe wyposażeniu wielu komponentów, min. Krella, okazjonalnie dostępnej też na metry...
Jeśli zaś aktualnie na "ebay" brakująca, substytutem może być produkt tej samej kategorii: Lapp Ölfex...
Ze środka sieciówki uwalniamy przewody trzy: fazy, zera i uziemienia. Dla każdego z osobna ustalamy KLB - przy pomocy detektora i "Patrycji" jako sygnału; że zaś to zarazem materiał muzycznie ilustratywny, ustanowimy jednocześnie brzmieniową hierarchię. (Ewentualnie przesłuchujemy również utwory inne, eksponujące właściwości dźwiękowe indywidualnie dla nas najistotniejsze; abstrahujemy natomiast od koloru izolacji. Dla brzmienia jest on wprawdzie - poprzez skład chemiczny - wyjściowo nieobojętny, i tak jednak, nie wdając się w teorię, porównujemy efekty końcowe.)
Najwłaściwszym miejscem dla porównania obu sieciówek i ich składowych jest - oczywiście i na powrót - stół montażowy. Aprioryczne więc zakwalifikowanie ich przez mnie - i to nawet w roli faworytów - do następnego już etapu, mianowicie finalnych odsłuchów w systemie realnym, musi wymagać uzasadnienia. Jest nim moja znajomość i aprobata ich obu już wcześniejsza.
Z nich zaś dwu Belden jest chłodniejszy i szybszy - zarazem w obu tych aspektach także od "muzyki" w naturze. Cechy te nie ujmują jednak jednak brzmieniu jakości, wpływając natomiast na nie - nazwijmy - "dyscyplinująco", biorąc je w karby. Co przy wcześniejszym zastosowaniu Monstera nawet pożądane. Jeśli jednak taki korekcyjny krok wstecz nie byłyby pożądany, wówczas Lapp oferuje brzmienie mniej dynamiczne i zwarte - za to kojąco łagodniejsze, co bardziej dla niektórych systemów stosowne. Podkreślmy jednak, że jest to wskazówka opisujące brzmienia "markowe" generalnie, w ich zaś ramach trzy przewodniki składowe obu sieciówek różnią się pomiędzy sobą wydatnie (i dlatego porównajmy).
Przewodnik wybrany z rozplecionej wiązki zastosujemy, oczywiście, ten sam w kanałach obu, potrzebna nam więc suma dwóch długości: 17 cm dla prawego, dla lewego 20...
Wnikliwy czytelnik wypomni w tym miejscu autorowi zapowiedź, że ostateczne wymiary okablowania kanałów będą takie same; tymczasem sumy to 77 cm dla prawego, 73 dla lewego. Obietnicy zatem nie dotrzymałem, powtarzam jednak usprawiedliwienie, że identyczność oznaczałaby miejscami niepotrzebny nadmiar - i wprowadzałaby we wnętrzu mętlik. Jeżeli natomiast kilkucentymetrowe różnice miałyby spowodować odmienność parametrów elektrycznych, to i tak skompensowane być mogą ilością cyny w połączeniach lutowniczych. Co zaś najważniejsze, skoro kryterium naszego strojenia jest brzmienie, zaś zestrojenia - międzykanałowa identyczności, to jakie mają dla nas znaczenie kryjące się za tym "parametry"?
Pytanie było retoryczne, odpowiedź zaś: żadne!
Dobrawszy przewód plusowy wyjścia w kontekście całego systemu, powracamy na stół montażowy dla jego instalacji - pomiędzy pin 2. potencjometru i pin plusowy gniazda wyjściowego.
Lutując słuchamy, jak zwykle, "Patrycji", ująwszy drogę sygnału w krokodylki detektora. Z uwagi na niemożność dogrzebania się do plusowch tulejek w głębi gniazd, wykorzystujemy jako przejściówki dwa pozbawione obudowy wtyki CINCH, ściślej ich piny plusowe - o wyselekcjonowanym KLB.
Wchodzącym - dla plusowego wejścia, wychodzącym - dla plusowego wyjścia. Taka to, wydłużona, droga odsłuchowa pozwoli na ocenę brzemienia połączenia lutowniczego w możliwie szerokim kontekście. Zarówno kabla plusowego wyjściowego, jak i wejściowego, oraz wnętrza potencjometru - przy skrajnie prawym ustawieniu pokrętła.
Lutujemy najpierw prowizorycznie - ilością Stannola minimalną - koniec KLB kabla na pinie plusowym gniazda wyjścia, następnie - i to już ostatecznie - początek KLB do pinu 2 potencjometru.
Tymże Stannolem, w ilości dla obu kanałów identycznej - wnikliwy czytelnik pamięta o tym uniwersalnym wymogu; a także o tym, że przytknąwszy przedtem na próbę końcówkę kabla do wszystkich możliwych punktach pinu - dla znalezienia najlepiej brzmiącej lokalizacji.
Na koniec - w intencji ostatecznego poprawienia - powracamy do lutu na pinie plusowym wyjścia...
Zarazem zaś do porad z wpisu 6. "Cynowe kompozycje".
Jako że lut to nasz już ostatni i całość wieńczący, warto poświęcić mu - cały czas odsłuchując poczynań naszych efekty - maksimum czasu i staranności.
Nie tylko w kwestii kształtu spoiny, ale i jej materiału. Być może poprawi brzmienie domieszka - do podstawowego Stannola - jakiejś cyny innej; wypróbujmy wszystkie posiadane.
Odsłuchy przeprowadzamy na stole, przy krokodylkach podpiętych w sposób opisany, albo też - preferencyjnie - podłączywszy regulator ponownie do jednego z kanałów systemu; wówczas to domieszka cyny odmiennej spełni rolę stroika wobec całości (a więc również elektroniki, okablowania, głośników i pokoju odsłuchowego, ze wszystkimi elementami jego aranżacji).
Procedura prosta: w trakcie odtwarzania referencyjnego utworu dotykamy spoinę końcówką danego drutu lutowniczego, zmiana brzmienia będzie ewidentna - pozostanie nam tylko ewaluacja.
Samo natomiast "dolutowanie" wybranej domieszki musi odbyć się na powrót na stole; oczywiste też, że staramy się o taka samą
proporcję składników spoiny dla obu kanałów - w interesie ich identyczności. Jako - pamiętamy - jednego z wymogów perfekcji brzmienia całości...
I w ten sposób dobrnęliśmy do końca.
Ja - wpisów dotyczących konstrukcji regulatora (zarazem dyskomfortu prowadzenia dwóch wątków równolegle; teraz pozostanie już tylko jeden: "Robimy głośniki, PP"), czytelnicy - konstruowania.
O ile podjął się tego ktokolwiek...
I tak jednak intencja autora była ogólniejsza. Na arbitralnie wybranym przykładzie opisać prawidłowe podejście ogólne do "majsterkowania" przy audio-komponentach, jako warunku uzyskania akceptowalnej jakości...
Jeśli zaś - a jednak! - ktoś konkretnie regulator taki sporządzi, to też nie szkodzi, po prostu posiądzie komponent w swojej kategorii dobry, ba!, żadnemu innemu na tym padole nie ustępujący.
Dla tych uszu przynajmniej; czy zaś te uszy mogą kłamać?, chyba nie...
Komentarze
Prześlij komentarz