od Jurka:
77. PP, E, możliwości
Zacznijmy od końca wpisu poprzedniego: podłączyliśmy oto parę wejść.
Jeśli mamy szczęście, to jedyną.
Tak byłoby na pewno niegdyś, niezależnie od ilości "dróg" głośnikowych. Bowiem to konstruktor i producent projektowali i wykonywali wszelkie zespolenia. We wnętrzu. Na zwrotnicy lub luźnymi przewodami. To oni troszczyli się o brzmienie łączników, a w rezultacie tonalność poszczególnych sekcji i koherencję brzmieniową zespolonej całości.
Potem jednak zadaniem tym zaczęto obarczać użytkowników, łechcąc przy tym ich ambicję, że uczestniczą w modnym trendzie - oraz łudząc, że osiągną brzmieniową nirwanę. Multiplikacja gniazd wejściowych prowokuje mianowicie do tzw. bi-, ewentualnie nawet triwiringu, użycia dla każdej sekcji osobnej pary kabli głośnikowych.
W najczęstszym przypadku jedna z nich dedykowana jest zasilaniu przetwornika nisko-średniotonowego, druga wysokotonowego (choć zdarzają się kombinacje odmienne, np. w trójdrożnych Dunlavy jedna para wejść obsługuje tandem dwóch przetworników basowych, druga zestaw dwóch średniotonowych i pojedynczego tweetera).
Poprawa pewnych aspektów brzmieniowych jest, owszem, możliwa. Mianowicie dynamiki, ilości i wyrazistości detali, rozmiarów sceny muzycznej. Nie jednak spójności kierunkowej, tonalnej i czasowej - w rezultacie zaś zmiany nie składają się na całość muzycznie przekonywującą ...
Autor nie chce wprawdzie odstraszyć entuzjastów, próbujcie!
Zacznijcie od dwóch par identycznego kabla, z takimi samymi końcówkami i o tej samej długości.
Ze świadomością jednak, że będzie to "identyczność" umowna. Nawet segmenty kabla z tej samej rolki brzmią odmiennie, dotyczy to również pozornie takich samych zakończeń (na skutek różnic orientacji kierunkowej oraz rezonansów części metalowych i wokół nich izolatorów). Wykorzystajcie więc przynajmniej odmienności brzmieniowe również egzemplarzy gniazd wejściowych, poszukajcie wzajemnych korekt, kompensacji i synergii. W praktyce oznacza to porównawcze odsłuchy wszelkich możliwych kombinacji, przyporządkowanie określonym gniazdom optymalnych par kabli, roszad egzemplarzy w par tych obrębie oraz - krzyżowych - pomiędzy.
Wypróbujcie następnie kombinację z kablem dla sekcji wysokotonowej o dwadzieścia procent dłuższym. Jak doradzał Martin Colloms, twierdząc, że lepiej osadzi to ową część pasma w "soundstage" i zarazem bardziej prawidłowo zintegruje tonalnie. (Jeśli jednak byłyby to głośniki z przyporządkowaniem wejść takim jak we wzmiankowanych Dunlavy, to parę dłuższą, "oddalająco-wycofującą", zadedykujcie sekcji basowej.)
Na koniec spróbujcie zastosować pary przewodów odmiennych. Z reguły cieńszych dla sekcji wysokotonowej - niech jednak zdecydują słuch i indywidualne preferencje. (Będzie to zarazem apogeum opisanego trendu: pozostawiania konsumentowi decyzji o balansie tonalnym zestawu - a zarazem jego nią obciążania.)
Autor życzy powodzenia - jednocześnie zachowuje sceptycyzm wobec rezultatów.
Osobiście próbowałem biwiringu kilkukrotnie, mimo jednak najusilniejszych poszukiwań optymalnych kombinacji kabli i mimo pieczołowitości podłączania, nie do końca usatysfakcjonowany, powracałem nieodmiennie do kabla pojedynczego.
Dla większej głośników muzyczności - i większej swojej odsłuchowej przyjemności.
Niemniej problem pozostaje: gniazda są - powtórzmy, że najczęściej - podwójne!
Możliwość więc ograniczenia się do pojedynczej pary kabli warunkują założenia następujące: "na goło" odizolowane końcówki, w tulejkach zaś gniazd obecność umożliwiających przewleczenie poprzecznych otworów .
Jako przykład zamieszczam fotkę panelu podłączeniowego moich ProacTablette. Przeszły wprawdzie "procedurę totalną", łącznie z wyprowadzeniem zwrotnic na zewnątrz, do dedykowanych skrzynek - i to widoczne na fotce, niechaj zostanie jednak zignorowane. Chodzi teraz wyłącznie o sposób przewleczenia kabla głośnikowego, odmienny dla plusa i minusa, dla jednego z nich od góry, drugiego od dołu. Tak brzmiało lepiej - jednak w tym tylko przypadku.
Już na przykład Spendor SP45/2 (odpowiednik SP2 MkIII na rynek niemiecki) preferowały przebieg dla biegunów identyczny - i jest to w praktyce przypadek częstszy.
Generalizując, przetwornik, który znajdzie się w efekcie "bliżej" wzmacniacza zabrzmi w takim układzie wyraziściej - i zazwyczaj jest to korzystne. Orientacja jednak "sześć na dziewięć" może dać lepsze równouprawnienie głośnikowych sekcji, oceńcie zatem w obu przypadkach również aspekty następujące: tonalną oraz czasową równowagę i integralność.
Skoro już mowa o głośnikach Spendor, to odnotujmy również sposób podłączenia zastosowany niegdyś przez Waldka W., tylekroć już w blogu przywołanego audiofila z Hamburga. Konkretnie zaś jego dawnych SP100, z trzema parami wejść - patrząc od dołu: bas, średnica, tony wysokie. Wyselekcjonowany kabel głośnikowy Waldek pozbawił zakończeń i izolacji, po czym przetkał równolegle od spodu poprzez otwory wszystkich tulejek, dla wyższych jednak sekcji coraz to redukując - poprzez odcięcie - ilość splotów w dalszej części całkowitej grubości.
Co do wymogów optymalnej kierunkowości w poszczególnych segmentach tulejek dodatkowych gniazd, są one takie same jak dotyczące pary podstawowej - i jak zostały opisane w odcinku poprzednim. Również identyczne są możliwości brzmieniowej kompensacji poprzez odsłuchową selekcję dociskających przetkany przewód nakrętek, przy uwzględnieniu - oczywiście - ich właściwej "przód-tył" orientacji.
Oraz przy założeniu, że zamocowane oryginalnie na tulejkach są z ich gwintu odkręcalne. No i, przede wszystkim, że rozpiętość ich kierunkowo-brzmieniowych właściwości pozwoli na "jeden na jeden" przyporządkowanie takimże właściwościom wszystkich gniazd. W praktyce przypadek rzadki, zazwyczaj zdarza się co najmniej jedno zestawienie brzmieniowo ułomne i skutkujące zaledwie kompromisową jakością brzmienia całości...
Niestety, ocenę ostatnią musimy uogólnijmy na całą "procedurę podstawową" (w odróżnieniu od "totalnej").
Co jednak nie jest, po pierwsze, całkowicie ją dyskwalifikujące.
Po drugie zaś, są przecież w życiu sprawy od brzmienia systemu audio ważniejsze!
Wnikliwy czytelnik przywoła możliwość jeszcze jedną, niestety najczęstszą. Wielość gniazd wejściowych i pojedyncza para kabli - jednakże terminowanych. I nasza niechęć do amputacji zakończeń: czy to "bananów", czy też "widelców".
Konieczna jest więc instalacja złączek - i o tym traktował będzie wpis następny.
Jako natomiast wprowadzenie, przykładowe zdjęcie: tylnych paneli moich głośników większych.
Tak jak "tabletki", również one przeszły "procedurę totalną", tutaj jednak zwróćmy wyłącznie uwagę na różnorodność zewnętrznych połączeń. Zworki zarówno konstrukcji własnej, jak i fabryczne, dodatkowo zaś pasywne wtyki WBT dla równowagi tonalnej pomiędzy sekcjami - nie szczędziłem liczby odsłuchów, godzin eksperymentów i kilogramów motywacji.
Gdyby bowiem nie obawa przed niekonsekwencją, napisałbym, że nie ma sprawy ważniejszej od brzmienia systemu audio.
Komentarze
Prześlij komentarz