od Jurka:
90. YouTube i nietoperze 3.
Na początek przepraszam ponownie stałych czytelników, że znowu nie im wpis poświęcam, lecz kontrowersji z panem Marcinem - i od razu zwracam się do niego...
Przede wszystkim ucieszyłem się, że dochody z reklam przeznacza pan na cele szlachetne.
Zresztą i tak wyjaśniam, że temat podjąłem w publicystycznym zacietrzewieniu, w istocie bowiem nie mam nic przeciw będącym wszak dźwignią działalności komercyjnej reklamom samym w sobie. Zniesmaczają mnie natomiast te wysławiające produkty audio w pismach mających owe testować. I tylko pozytywnym przykładem świeciło świetne "Sound Advice", w latach siedemdziesiątych sprowadzane przez wtedy drugiego - obok Waldka "Wally" - lidera trójmiejskiego audio, Jurka "Eljota" . Teraz więc ponowna moja radość, jeżeli spoza branży Hi-Fi wywodzą się produkty w pańskich filmach reklamowane. Byle by nie zawierały cukru; niedawne eksperymenty wykazały, że szczury nim futrowane zatracają zdolność wyjścia z labiryntu, nadmierna bowiem jego konsumpcja szkodzi zasobom pamięci i logice myślenia...
Wtręt to, przyznaję, jako kamyczek do pańskiego ogródka. Obwiniałem bowiem pana o sugerowanie, że jestem snobem (twierdzi pan, że niesłusznie, zamiast jednak użytkować wiodący ku takim podejrzeniom głos AI, mógł pan odczytywać cytaty z blogu swoim własnym), na pewno jednak nie zarzucałem, że - na odwrót! - snobem jest pan. Tak zaś wynikałoby z pańskiej odpowiedzi i obronnego wywodu. Na szczęście jednak dalszy ciąg repliki jest koherentny - nie chciałbym bowiem dyskutować o sztuce logiki rozumowania.
Wyłącznie o słyszalności kierunku lepszego brzmienia.
I tutaj jednak mam powód do radości: jest postęp!
Stwierdza pan bowiem, choć innymi słowy, różnice brzmieniowe pomiędzy poprawną i niepoprawną fazą absolutną. A więc w przypadku zamiany plusa i minusa sygnału - czy to przy odtwarzaniu, czy wcześniej nagrywaniu materiału muzycznego. Nawiasem mówiąc, właśnie tym ostatnim tłumaczono "ssanie" płyt Sheffield Lab. I może słusznie, nie wykluczam jednak innych powodów. Efekt ssania spowodować mogła również niewłaściwa polaryzacja sieci (zera i fazy), przede wszystkim jednak fałszywe - a w tym przypadku skumulowane - orientacje kierunkowe elementów systemu.
Tutaj nagrywającego (zarazem nacinającego matrycę, było to "direct-to-disc"), oczywiste jednak, że to samo może dotyczyć odtwarzającego. Wyprowadzała więc w pole rekomendacja "The Absolute Sound", żeby odsłuchując te płyty odwrócić gdziekolwiek w systemie polaryzację. Jeśli brak odpowiedniej funkcji w przedwzmacniaczu, to przy kablach głośnikowych - od strony wzmacniacza lub głośników. No i próbowano - i dyskutowano, także na łamach innych publikacjach, aż po krańcowe pytanie, czy odwrócona polaryzacja materiału źródłowego jest w ogóle słyszalna. I na przykład na łamach "Hi-Fi News & Record Review" mądrala Ken Kessler twierdził, że nie.
Tymczasem dla tych, którzy czytali wpisy 15. i 17., sprawa jest jasna. Gdziekolwiek dokonana zamiana polaryzacji implikuje odwrotne wymagania kierunkowe wszystkich dalej położonych elementów. W ilości najmniejszej w przypadku końcówek kabli głośnikowych - ale i tak mamy potem terminale wejściowe, okablowanie wewnętrzne, części zwrotnic, cewki głośników, drewno skrzynek, metal śrubek, tkaninę maskownic. Oczywiste, że efekty zorientowania dołożą się - na plus lub minus - do nieprawidłowości nagrania, bilans brzmieniowy jest po takiej korekcie nieprzewidywalny. Entliczek-pentliczek, może być lepiej, może być nawet gorzej, może być w przybliżeniu podobnie.
I dlatego, gdyby przyjął pan zaproszenie, wykorzystywalibyśmy wyłącznie nagrania z fazą absolutną poprawną.
Że zaś system jest właśnie pod nią zorientowany, zakładałem zapraszając, że przekonanie pana o kierunkowości owej przykładowej termokurczliwej koszulki będzie możliwe...
Gdyby nie wymagane przez pana potwierdzenie ze strony odpowiedniej aparatury pomiarowej, takowej zaś - przyznaję - nie posiadam, a i nie znam. Wprawdzie wyczytałem w materiałach szwedzkiej firmy Supra, że kierunkowość ich kabli jest wykazywana poprzez jakieś tam przyrządy - nie pamiętam jakie, nadmierna konsumpcja cukru? - jednak osobiście już od szesnastego wieku, ścisłej od potopu, nie mam do Szwedów zaufania. Wspomina pan rownież o mikrofonach. Wprawdzie wierzę - bo osobiście nie porównywałem - że różnią się jakością brzmienia, a spośród nich stary Neumann ma najlepsze, nie jednak, że mogłyby być w stanie trafiające do nich brzmienia ocenić. W szczególności jakość orientacji kierunkowej czy też muzycznej interpretacji.
Chociaż byłoby interesujące, gdyby, przykładowo, na kolejnych edycjach konkursu chopinowskiego same mikrofony decydowałyby o nagrodach, wyręczając jury...
Tu wtręt, że doniesiono niedawno, iż w Chinach fortepiany i pianina podrożały - tak wydatnie, że załamał się popyt. Następowało rozumowanie, że wraz ze zmniejszeniem liczby grających skurczy się również wirtuozów, a wśród nich specjalizujących się w adorowanej tam muzyce Chopina. Dalej zaś konkluzja już moja, że i mniej ich przyjedzie na konkurs, to rosną szanse, że może znowu, jak niegdyś, wygrywali będą nasi!!
Powyższe było dla rozluźnienia atmosfery pisemnego sporu - i również przy odsłuchach u mnie zadbałbym o luźną.
Już wyjaśniliśmy - w oparciu o wpis 10. - współdziałanie uszu i mózgu. Oczywiście zatem, że jakiś tam szalik na oczach pobudzałby również receptory inne, zaś włączanie i wyłączanie światła zmieniałoby wymogi właśnie orientacji kierunkowej w części domowej sieci elektrycznej. Nawet jednak przy innej metodyce ślepego testu, jak również statystycznego szacowania ilości werdyktów trafnych, i tak stress oddziałałby fałszująco.
Dla subtelnych rozstrzygnięć mózg potrzebuje mianowicie sytuacji nawykłej i zarazem relaksowej - nie zaś zalewu adrenaliną...
Nigdy dość wtrętów, a więc kolejny. David Hafler zaprojektował kiedyś pewien "black box" - nie pamiętam detali, znowu nadmiar cukru? - którego to podłączenie do systemu miało udowadniać, że czołowy wzmacniacz firmy Hafler jest brzmieniowo nieodróżnialny od czołowego firmy Krell. A zatem w "Hi-Fi News @RR" Martin Colloms zanalizował najpierw urządzenie od strony techniczne, potem porównał osłuchowo oba wzmacniacze. I je odróżnił - i zdecydowanie preferował Krella. Potem jednak bomba, jeśli bowiem wierzyć listowi od wierzących pomiarom grupki czytelników, którzy zaprosili Collomsa na odsłuchy ślepe, wypadły one - tak relacjonowali - "pół na pół". Jeśli prawda, to świadcząca wyłącznie o takich testów stressogenności. Bo na pewno zgodzi się pan ze mną, że akurat Martin Colloms jest jedyną piszącą o audio osobą, która potrafi łączyć kompetencje techniczne z wysokiej jakości, przy tym niepodporządkowaną komercji, umiejętnością słyszenia brzmieniowych subtelności (choć akurat nie kierunkowości, to dla pana pociecha).
Zapewniam więc ponownie, że atmosfera niedoszłych odsłuchów byłaby relaksująca. Kawa, pączki, luźna rozmowa - i żadnego pospiesznego egzaminu ze zdolności odsłuchowych!
Tyle już bowiem doświadczyliśmy w praktyce klubowej żądań ze strony odwiedzających: "poczekaj, puść to raz jeszcze" - i jeszcze, i jeszcze...
Przykładowo - rozluźniam ponownie atmosferę naszego sporu - Krzysiek O., też początkowo był niedowiarkiem. Jako zaś buddysta wsparł to wyznaniem aksjologicznym, że nie ufał nawet swojemu guru - zanim się nie przekonał. Podobnie stało się w praktyce klubowej - został po jakimś czasie nawet prezesem, a jeszcze po jakimś wykonał samodzielnie kierunkowe strojenie pary głośników ATC, i to w procedurze "PT" (przedstawionej we wpisie 70., do której jednak zrelacjonowania nie potrafiłem się dotąd zmobilizować, ba, nawet opisu rozgrzebanej "PP" nie mam sił doprowadzić do końca)!
To by świadczyło o niezasadności pańskiego podejrzenia, że "nietoperze" słyszą kierunkowość pod wpływem sugestii (choć przynajmniej nie napisał pan - i za to dziękuję - że zahipnotyzowani)!
Skoro zaś logika podpowiada, że punktem wyjścia musiałaby być moja osoba, to przełamując wrodzoną skromność jeszcze trochę o sobie. Czytelnię na Politechnice Gdańskiej, otwartą nie tylko dla własnych studentów, odwiedzałem dla dostępnego tam "La Nouvelle Revue du Son". W połowie lat siedemdziesiątych Jean Hiraga postawił tam pytanie, czy słyszalna jest jakość kabli - choć wówczas jeszcze tylko taka w ogóle, jeszcze nie kierunkowość. O tejże zaczęto mówić dopiero w latach osiemdziesiątych - ale tylko w odniesieniu do kabli zewnętrznych, a i to niezbyt przekonywująco. Przypuszczam wstecznie, że uwzględniano już orientację przewodników, może i wypadkową zróżnicowanej wiązki, na pewno jednak nie wtyków i dielektryków; różnice dźwiękowe kierunkowej reorientacji nie bywały więc ewidentne.
Gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych - nie pamiętam, znowu cukier? - Enid Lumly pochwaliła w "TAS" brzmienie czysto-miedzianych gniazd głośnikowych firmy "Mitchel Cotter", przy czym napisała, że egzemplarze brzmią różnie, wyrażając domniemanie, że w zależności od orientacji kierunkowej miedzi. To był w audiofilskim światku szok; również dla mnie. Skonstruowałem mój pierwszy "detektor" kierunkowości - i zacząłem odsłuchowe porównania. Pojawiło się dodatkowe spostrzeżenie, że orientacja kierunkowa powinna być odmienna dla wejścia plusowego i minusowego, zaraz zaś potem pytanie: dlaczego kierunkowe miałyby być tylko terminale i kable głośnikowe, dlaczego nie również to, co przedtem i co potem, dlaczego by nie absolutnie wszystkie elementy odsłuchowego systemu?! Napisałem do Enid list, w odpowiedzi pochwaliła za dociekliwość, sama jednak sugerowanym tropem nigdy nie poszła.
Ja - choć na pewno nie jedyny w świecie - owszem.
Dołączył Jarek "Sir", dołączył Wiesiek, dołączyli inni.
Ale nie wszyscy, dam przykłady.
Oto audiofil, zarazem kompetentny inżynier, konstruujący zestawy głośnikowe nierespektujące jednak rygorów kierunkowości - której nie słyszy mu demonstrowanej. To samo audiofil i zarazem meloman (rozróżnienie tych terminów we wpisie 40.), uczęszczający na koncerty muzyki klasycznej i wrażliwy na wiele aspektów brzmienia - również z kierunkowością powiązanych, dla niego jednak jakby z niej wyabstrahowanych. Oto audiofil i zarazem płytoman; między innymi "ssące" winyle wspomnianej Norah Jones są przezeń kolekcjonowane i słuchane. Oto audiofil i zarazem absolwent wyższej szkoły muzycznej - kierunkowości nie dosłyszał pomimo prób kilkukrotnych, jest jednak w stanie mieć odczucia estetyczne i emocjonalne już nawet odczytując zapis nutowy wzrokiem...
Na koniec, panie Marcinie, powtórzenie tez moich dwóch odpowiedzi.
Bezproblemowe usłyszenie kierunkowości brzmienia jest możliwe, pod trzema jednak warunkami: prawidłowość materiału źródłowego, prawidłowość systemu, brak stresu - i to wszystko byłoby w przypadku odsłuchów u mnie lub Jarka panu zapewnione. Jako warunki konieczne - nie jednak wystarczające. Dochodzi bowiem ostatni: odpowiednie predyspozycje układu słuchowego i mózgu. Podkreślam: ani lepsze, ani gorsze, po prostu odpowiednie.
Również jednak ich stopień może być zróżnicowany. Jeśli przynajmniej minimalne, umożliwią dosłyszenie nawet w warunkach trudnych (jak np. u początków konstruowania opisanego "detektora"). Jeśli żadne, nie pozwolą na usłyszenie nigdy. Jakie są zaś w przypadku pańskim - o tym byśmy się dopiero, przy całej możliwej życzliwości, przekonali.
Skoro jednak pozostaje pan w swojej bańce, to i tak zasyłam po raz ostatni pozdrowienia - z bańki swojej!
Ślepe testy wykazują, że te wszystkie kierunki to rozbujana fantazja prowadzącego ten blog. Twierdzenie bez dowodu pozostaje bajką o różowych nosorożcach, nawet jeżeli autor bloga przekonał kilka osób, że nosorożce są za głośnikami, rżą i stukają nebieskimi kopytami w takt muzyki. Dla Sułka jest to po prostu bajka użyta do sprzedaży kabli.
OdpowiedzUsuń"Różowe nosorożce" jednak istnieją, więc kierunki też, tylko trzeba je dostrzec/ czytaj: usłyszeć/ ;) Powodzenia!
Usuńhttps://www.galeriaxanadu.pl/offer/rozowy-nosorozec/