od Jurka:


93. Jaka cyna, uzupełnienie


Skoro punktem wyjścia niedawnego wątku z "audiostereo" jest cytowany mój dawny tekst 5., a zarazem cieszy się on nadal poczytnością na naszym blogu, wypada mi treść jego uaktualnić...


Została mi gorąco zarekomendowana polska cyna bezołowiowa Cynel Sn99,3Cu0,7 - i mogę zrozumieć dlaczego. W "detektorze" ekstremalnie przejrzysta, nawet bardziej niż bezpośrednie połączenie bez niej - tak jak byśmy na "nic" spojrzeli przez lupę i dostrzegli jeszcze "coś", co było ukryte pod spodem.

Powodem jest wyeksponowanie przez Cynel góry pasma, tam zaś detali i wybrzmień. Rzeczy przez "nic" trochę przykrytych - przechodząc zaś z kolei do porównania ze Stannol, przez domieszkę tam ołowiu zamaskowanych jeszcze bardziej.

Jednakże ów ołów odgrywa zarazem rolę pozytywną. 

Po pierwsze, przydaje substancji tonom niskim - aczkolwiek wielu audiofili mogłoby się bez tego obyć...

Ważniejsze jednak, że stabilizuje. Wysokie tony przestają wibrować - w dół i w górę wokół podstawowej częstotliwości, znikają rozwibrowane rezonanse, zarazem realnieją fraza i intonacja. 

Dla zrozumienia wyobraźmy sobie pojedynczy ton, a w trakcie jego rozbrzmiewania głośność wzmagającą się lub malejącą - zgodnie z intencją artysty; pomiędzy zaś wieloma tonami również odpowiadające jego intencjom interwały. I również z tym zgodnie brzmi to  wszystko poprzez Stannol. 

W przypadku Cynel dynamika poszczególnych tonów jest jakby wyprasowana, interwały jednolicie skrócone, cała linia muzyczna pospieszna - i jeszcze otoczona chaosem wybrzmień. 

Jeśli Stannol jest jak piechur podążający drogą w tempie mozolnym, ale podyktowanym jego autentycznymi fizycznymi możliwościami (a może i buty ma ciężkie?), to Cynel jest jak szusujący z góry narciarz, szybki nachyleniem stoku i poślizgiem desek po śniegu, wzniecający w dodatku białą kurzawę wokół siebie...

Jeśli ktoś lubi jazdę na nartach, to Cynel zostaje mu niniejszym polecony. Ja zostaję przy Stannol - przynajmniej do czasu...


Owo zaś stwierdzenie nawiązuje do końcówki wpisu oryginalnego. W którym to zalety cyn obrazowałem nawiązaniami do brzmień wykonań tenorowych - dla poszukiwanego zaś ideału rezerwując Franco Corellego. Nie wdając się jednak w głębszą analizę jego kunsztu wokalnego, na którą wtedy nie było miejsca (a i brak go teraz).

Wspomniałem tylko jego umiejętność diminuendo - czyli przejścia od forte do piano, na tym samym oddechu. Szczególnie to trudne w najwyższych rejestrach górnych, ale jakoś tam również dla innych tenorów wykonalne - nie w taki jednak sposób. Który oceniłem wtedy jako mistrzowski - po odsłuchach nagrań na posiadanych płyt CD...

I oto na YouTube znalazłem niedawno wykonanie nagrane na żywo, polecam czytelnikowi odsłuchać samemu: Franco Corelli in Parma - Tosca - "E lucevan le stelle"...

I pewnie tak samo będzie z cyną Stannol, w końcu znajdzie się coś lepszego.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie