od Jurka:


98. Coś do śmiechu


Porównujemy u mnie, Jarek "Sir" i ja, brzmienia moich odtwarzaczy kompaktowych. 

Wszystkie one od początku silnie przerobione, pasowały potem indywidualnie różnie do kolejnych wcieleń mojego głównego systemu, w którym to jednak akurat teraz zmieniłem pewien komponent - i szukam dlatego oceny uszu niezależnych. Ściślej dosłyszenia podejrzewanych przez mnie nowych synergii. 

Oraz potwierdzenia pewnego odkrycia - i o nie w tym wpisie chodzi, odkrycia poczynionego dzień wcześniej, całkowitym przypadkiem.

Wracając do dziś, jako pierwszy Sony XA30ES, pograł i sayonara (to po japońsku, bo Japończyk), opuszcza pokój - wraz z dedykowanym fabrycznym pilotem.

Następnie Naim CD3, też pograł i też nas żegna - jego pilota jednak w pomieszczeniu pozostawiam, są ku temu powody. 

Z kolei Krell KAV 300. Przypisanym mu pilotem Jarek wybiera referencyjne nasze kawałki, popija przy tym - jak on zwykle - herbatę. 

Ja kawę. 

Informacja, że oba napoje bezalkoholowe, my zaś trzeźwi jak noworodki, ważna jest w dalszym kontekście.

Na którego to początek proponuję Jarkowi, żeby zamiast fabrycznego krellowskiego pilota użył dla odmiany naimowski. Co wykonalne, jako że oba kompakty  posiadają takie samo oprogramowanie sterujące.

- Coś nie do uwierzenia! - stwierdza porównawszy. 

Na co ja: - A jednak!


Z rozpędu wprowadzamy następnie do pokoju również dwa inne piloty z oprogramowaniem kompatybilnym. 

Firmy Exposure, który to pałętał mi się w starych zasobach, oraz inny krellowski, od integry S-300i, z wydzieloną sekcją przeznaczoną do sterowania także kompaktem.

I wszystkim tym powyższym startujemy porównawczo tenże sam utwór z pozostającego cały czas w odtwarzaczu tego samego krążka. 

A potem raz jeszcze podmiana. Powraca  Naim CD3, i eksperyment powtarzamy, z użyciem wszystkich pilotów w pokoju współobecnych - i nie ma już  wątpliwości. 

W zależności od pilota odtworzenie tego samego utworu brzmi odmiennie.

Precyzując, w kategoriach kierunkowości. Stopień ogólnego "pchania-ssania" jest w każdym z przypadków co najmniej subtelnie inny, też skala zbieżności w tychże aspektach lewego i prawego kanału odróżnialna.

Konkluzja zatem, że sterując kompaktem audiofil nie tylko wybiera utwór, ale - zależnie od użytego pilota - również jego tendencję wykonawczą.

I ostrzega mnie Jarek: - Nie pisz o tym na blogu, wszyscy będą się śmieli... 


Nie bardzo rozumiem to wszystko. 

W przypadku obecności w przestrzeni odsłuchowej pojedynczego tylko pilota, jego wpływ brzmieniowy jest oczywisty. Jako elementu wyposażenia pomieszczenia, czy też - patrz wpis 86 - pasywnie "grającego" komponentu systemu. Poprzez właściwości mechaniczne, akustyczne i elektronikę układu, przede wszystkim subtelności orientacji kierunkowej - zazwyczaj przypadkowej - składowych części, jeszcze zaś bardziej umieszczonych we wnętrzu baterii. 

Komplikuje się to jednak w przypadku obecności pilotów kilku. Ich wszystkie relewantne w wymienionych aspektach wektory składowe muszą wszak sumować się w wypadkowe, oddziaływujące na brzmienie systemu wspólnie. 

Jakim zatem cudem spośród kilku pilotów leżących koło siebie odtwarzacz wyodrębnia oddziaływanie właściwości wyłącznie akurat użytego, sterującego nim doraźnie? I jakby uznając go za wyłącznego dysponenta - ignorując zaś współobecność i obiektywne wszak oddziaływanie właściwości pilotów innych - tylko wpływ owego pojedynczego odzwieciedla brzmieniowo poprzez system...


Nie rozumiejąc wprawdzie, mogę przynajmniej udzielić porady - przynajmniej tym nielicznym czytelnikom, którzy się nie zaśmieli... 

Bo zawsze jakiś ponurak się znajdzie. Co to ani nie zarży, kiedy przychodzi baba do doktora (dla ostatnio licznych czytelników z Singapuru: popularny polski żart), ani nie zareaguje na łaskotanie pod pachami czy w pięty (jak mi szkoda niektórych słów wymarłych; kiedy byłem w przedszkolu, nazywaliśmy to ostatnie "gilgać", pamiętam też pewną panią mówiącą "smyrać")...

Otóż przydatne jest wejście w posiadanie kompatybilnych pilotów kilku - i dokonanie spośród nich selekcji. 

Wyobrażam sobie procedurę następującą. Pozbawiamy wszystkie baterii i umieszczamy poza pomieszczeniem odsłuchowym. Następnie wprowadzamy je doń pojedynczo kolejno - i oceniamy wpływ na brzmienie systemu przy  funkcji ich pasywnej. Sterując zatem odtwarzaczem CD poprzez jego tastaturę własną - czy też odtwarzając muzykę z płyty gramofonowej, to już wybór dowolny.

Jedyne, co ważne uniwersalnie, to uznanie pilota za komponent istotny, współdecydujący o brzmieniu systemu w stopniu takim samym jak odtwarzacz czy wzmacniacz...

No, może przesadziłem, bo nie aż takim, niemniej istotnym!


Krok następny to już tylko powtórzenia za wpisem 54, że użytkowanego pilota - teraz chodzi o pojedynczego w pomieszczeniu! - wyposażyć powinniśmy w baterie brzmieniowo dobrane dla systemu. 

I że w moim przynajmniej przypadku, mojego systemu i moich odsłuchowych preferencji, wyborem oryginalnym były Kodaki - i stały się ostatnio znowu, po poprzednich wyczerpaniu. Zarówno AA, jak i AAA, dostępne w większych marketach Auchan (czy sieć ta, a i sam Kodak nie powinni się zrewanżować zamieszczając na tym blogu jakieś reklamy? - oczywiście, żarty).

Powtórzę także, że poszczególne egzemplarze tej samej marki brzmią różnie, dla wyselekcjonowania zatem dla jednego pilota dwóch satysfakcjonujących potrzeba do wyboru około dziesięciu. 

Wyczerpując zaś temat do końca, baterię pierwszą dobieram, a to przy nieaktywnym jeszcze pilocie, startując referencyjny utwór w odtwarzaczu CD bezpośrednio - a i zatem przy nim ulokowany. 

I dopiero dla celu strojenia finalnego oddalam się na moje zwyczajowe w pomieszczeniu odsłuchowym miejsce - razem z pilotem, aktywizowanym odtąd przy każdorazowym zanurzeniu w nim dobieranej drugiej baterii.

Czynność łatwa i przyjemna, przy tym dająca poczucie sprawczości, przy każdej bowiem podmianie brzmienie systemu jest inne. 

Jak zatem w żadnym innym przypadku mogę go dostrajać bezwysiłkowo, i to na siedząco - czy nawet leżąc, jeżeli zechcę. 


Doskwiera tylko, że wraz z malejącą ilością pozostałych do wypróbowania baterii rośnie zarazem pokusa dokupienia nowych; może przy którejś następnej, teraz spoczywającej jeszcze na sklepowej półce, fortepian zabrzmiałby w końcu jak Steinway, skrzypce jak Stradivarius...

Wzbogać jednak w nieskończoność Auchana - kosztem własnej kieszeni?! 

To by naprawdę było śmieszne..


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie