od Jurka:
100. Ślepa uliczka
Wpis poprzedni nie głosił prawdy objawionej, rozważał tylko wypróbowanie specyficznego połączenia odtwarzacza i wzmacniacza firmy Krell. Możliwego przynajmniej teoretycznie; natomiast świeżo sam sprawdziłem je w praktyce.
Z brzmieniowo satysfakcjonującym rezultatem. Wręcz zaś fascynujący był potencjał kształtowania dźwięku systemu poprzez dobór tylko pojedynczego - to znaczy pojedynczego na kanał - kawałka przewodu (przy wprawdzie współudziale brzmienia połączeń uziemiających kabli sieciowych, w tym jednak zestawie i tak jako stały faktor nie do uniknięcia).
Jeśli zaś ograniczyć się w doborze owych plusowych kabli do średnicy około 3 mm, to nawet z możliwością bezpośredniego zanurzania ich w wyjściowe i wejściowe tulejki, bez obecności degradujących brzmienie metali i tworzyw sztucznych pośredniczących wtyków. I takie właśnie zastosowałem rozwiązanie...
Zdarza się, oczywiście, że owe składniki towarzyszące - w interkonektach konwencjonalnych również w przebiegu minusa - bywają dobrane synergicznie, ewentualnie dopełniając strojenia i zamierzonej przez producenta sygnatury brzmieniowej. I doceniam na przykład zarówno wynikową równowagę barw w Cardas Cross, jak i owej zelżenie w xlo signature 3 - czy też dociążenie w Straight Wire Crescendo. Kable, tak różne, posiadały jednak oryginalnie przypadłość wspólną, mianowicie chaos kierunkowości elementów składowych, dla tych uszu nie do zaakceptowania. Niezbędnym było rozebranie na detaliczne części i korekcyjne, na odsłuch, prawidłowe poskładanie (nawet kosztem pewnych zniszczeń, przykładowo usunięcia z jednej strony Cross koszulek "Kip Dobler and the Silent Terminators", choć z bólem serca, bo z brzmieniowo dobrego materiału - koszulki, nie serce - i trudno było potem zastąpić to czymś dorównującym). I konieczność ta dotyczyła wszystkich innych w moim posiadaniu łączników komercyjnych - oczywistością są bowiem, niestety, mankamenty procesu produkcyjnego. Podesłano mi, na przykład, link do filmu obrazującego składanie interkonektów pewnej bardzo renomowanej firmy. Ręka sięga po niesegregowane wtyki; już pomijając, że KLB plusa i minusa powinny być każdorazowo przeciwne, to niechby przynajmniej egzemplarze zostały rozróżnione pod kątem z tych kryteriów choćby jednego, dla danego produktu brzmieniowo dominującego, potem zaś początki i końce umieszczone na stanowisku montażowym w pojemnikach osobnych. Również kierunkowo odmiennie powinny być ułożone koszulki termokurczliwe dla plusa i minusa - przy tym odwrotnie dla, odpowiednio, początków i zakończeń. Owo ostatnie kryterium nakazywałoby także w oddzielnych pojemnikach magazynować śrubki skręcające. Na filmie jednak, dumnie reklamowym, pracowita ręka kieruje się - na każdym etapie składania - ku kupce zawsze tylko jednej. Zrozumiałe zatem, że przynajmniej w przypadku interkonektów traktowanych jako referencyjne praktyką przez mnie preferowaną jest wykonywanie od podstaw samemu.
Niestety jednak - i tu wracamy do eksperymentu z tandemem Krell - nawet przy średnich poziomach głośności muzyce towarzyszył lekki przydźwięk sieci; przestroga sztucznej inteligencji była zatem słuszna. Czego zaś nie przewidziała, to że przy poziomach zaawansowanych obrotom talerzyka napędu towarzyszył dobiegający poprzez głośniki cykliczny hałas. Podobny do powodowanego przez szwankujące łożysko koła samochodu. Tyle że tam przyczyny w dziedzinie mechanicznej, tu zaś w elektrycznej - i nie rozumiem ich istoty.
Na szczęście nie muszę, bo w warunkach normalnych - przy tradycyjnym połączeniu terminali sygnałowych tychże samych odtwarzacza i wzmacniacza przewodami masy - zjawisko nie występuje, czy też przynajmniej nie jest słyszalne.
Fakt, że jest natomiast inaczej w uwarunkowaniach tego eksperymentu, wymusza konkluzję, iż połączenie minusów poprzez tylko uziemienia sieciowe okazuje się niewystarczające.
Skoro zaś wpis poprzedni poprowadził w zaułek, pierwszym moim zamiarem było jego skasowanie. Przyszła jednak refleksja, że może został już przez kogoś przeczytany - i pamięć lektury poskutkuje zamiarem wypróbowania. Lub też komuś z krelowców przyjdzie spontanicznie do głowy identyczne rozwiązanie. Tekst 99. zatem pozostawiam, jedynie uzupełniając go wpisem niniejszym - jako postscriptum w funkcji przestrogi.
Zarazem niech odzwierciedla frustracje audiofili, chyba wszystkich. Nasze stałe usiłowanie, aby lepiej zabrzmiało, szukanie dróg możliwie wszelkich - a jeśli nawet czasem ślepych, to i tak pchamy pod górkę nasz syzyfowy kamień!
Po drugie, stwierdziłem potrzebę wnikliwszego odniesienia się do zarysowanej w 99. możliwości innej: pozbawienia jednego z tandemu komponentów, wzmacniacza lub źródła, uziemienia sieciowego (powtórzmy, że dotyczy to wyłącznie urządzeń, w których to obu minusy wejść i wyjść są połączone właśnie z ziemią sieci). Zbyt jednak pochopnie ograniczyłem się tylko do próby "odziemienia" źródła. Zapewne pod wpływem obserwacji, że nie jest zazwyczaj uziemiana większość odtwarzaczy kompaktowych, natomiast wzmacniacze prawie wszystkie. Kiedy jednak skonfrontuję to z własną, opartą na odsłuchach, praktyką wstecznego orientowania kierunku lepszego brzmienia (KLB) przewodów uziemiających kabli prądowych, to zapewne lepsze byłoby pozostawienie przyłączenia do ziemi kompaktu, wzmacniacza natomiast pozbawienie.
Próbować jednak już mi się nie chce.
Ściślej: trochę mi się nie chce, trochę zaś chciałbym animować każdego z krelowców do porównań własnych.
Po trzecie, istnieje wszakże możliwość, że któryś z nich zaakceptuje taki możliwie uproszczony interkonekt. Dla jego zalet, wad zaś się wystrzegając. Mianowicie dla tylko cichego słuchania muzyki, może nawet - kiedy śpią już sąsiedzi - nocnego. W takim zaś razie garść konstrukcyjnych porad może być przydatna.
Na początek spośród posiadanych w szafie kabli o średnicy około trójmilimetrowej wybierz najlepiej brzmiący; jeżeli odsłuchując z użyciem "detektora" (wpis 3.), to zarazem ustalisz jego kierunkowość.
Jeśli zaś pochodzi z większej rolki, to odetnij od niej kawałków - zaznaczając na każdym początek KLB - kilka (ja zdecydowałem się na cztery), następnie wyselekcjonuj spośród nich dwa najlepsze...
Pozwólcie, że w całej rozciągłości wpisu poczynię kilka uwag wznoszących się ponad tematyczny konkret - ku uogólnieniom. Nigdy odcinki kabla z tej samego zwoju nie brzmią identycznie. Przyczyną choćby minimalnie odmienne długości poczynionych przez naszych odizolowań zakończeń, może również materiałowa niejednorodność w liniowym przebiegu izolatora, przede wszystkim zaś brzmieniowe odmienności nitek składowych - przy czym jest kwestią przypadku, jak przebiegnie ich splotowa konfiguracja w odciętym kawałku, poczynając od obrzeża po centrum koła.
Obustronne końce wybranych egzemplarze odizoluj na odcinkach 18 milimetrów - które to następnie oblutuj cyną Stannol; pogrubieją. W kawałku metalu przewierć otwór wiertłem 3,2 mm. Nadaj tę właśnie średnicę ocynowanym zakończeniom - zgrubnie używając pilnika, doprecyzowując zaś poprzez przeciąganie przez otwór (mój egzemplarz takiego "narzędzia" uwzględniony na zdjęciu, z większą ilością kalibrujących otworów - pod również inne kablowe aplikacje). Dokładność posłuży wyeliminowaniu luzu w tulejkach wtykowych. (Mogącego skutkować niestabilnością brzmienia - przy przypadkowościach styku ze ściankami - w skrajnych zaś przypadkach brakiem przewodności wszelkiej. Nie we wszystkich bowiem gniazdach zastosowane są tuleje sprężynujące - i tak zresztą nie zawsze gwarantujące dobrą styczność. Najlepszym rozwiązaniem byłyby poprzeczne nacięcia i sprężystość wtykowych bolców - co jednak nie jest normą nawet przy interkonektach komercyjnych, w naszym zaś przypadku leży poza wykonawczymi możliwościami.)
Następnie odsłuchowo przyporządkuj oba łączniki kanałom wzmacniacza, na ich zaś początki nanieś od góry - dla odróżnienia jedną i dwie - kropki/plamki winylowego lakieru do paznokci. Zarówno dla stałej orientacji, jak i w intencji dostrojenia.
Procedura ta - do zastosowania w przypadku interkonektów wszelkich - przedstawiona została we wpisie 7. - jako finalne następstwo opisanego tam również strojenia z użyciem koszulek termokurczliwych. Zbędnego w sytuacji naszego pojedynczego przewodu - nic nie szkodzi jednak, aby znalazło się tutaj kilka uzupełniających doprecyzowań. Zaczynamy od interkonektu lewego - i tegoż kanału systemu oraz płyty (jeśli stereofoniczna). Dobrze sobie znanej, w miarę zaś możliwości obłożonej podejściem naszym emocjonalnym. Przykładowo słuchając Beniamino Gigli w arii Nadira z "Poławiaczy pereł" (np. na krążku "Historical Recordings") dobieram rodzaj i rozmiar koszulek nie tylko oddające właściwy timbr jego głosu, ale i frazowanie. A zatem tempo i akcenty - decydujące o nastroju, możliwie odpowiadającym moim przeżyciom własnym w podobnych opisanej w scenariuszu sytuacjach życiowych. Jest to jednak strojenie zaledwie wstępne i nieuwzględniające różnic miedzy kanałami wzmacniacza - oraz interkonektami samymi w sobie.
Następnie podłączamy oba do systemu, teraz już w stereo, krążek zaś CD "Carmen-Fantasie" jest dla tego etapu przez mnie rekomendowanym. Zadaniem natomiast takie "okoszulkowanie" interkonektu z kolei prawego, żeby nie przeszkadzał rozstrajająco lewemu. Orkiestralny akompaniament zapoczątkowujący utwór "Méditation" musi dobiec z obu głośników jednocześnie i z jednakowym brzmieniowym ciężarem, następnie zaś Anne-Sophie Mutter i jej Stradivarius zabrzmieć dokładnie ze środka pomiędzy głośnikami.
W etapie zaś finalnym dostrojenie owo perfekcjonujemy - teraz przy użyciu właśnie lakieru.
W odniesieniu do wpisu 7., wiadomość pozytywna, że ów z domieszką winylu nadal jest produkowany i dostępny - choć tylko w niektórych drogeriach. Co do koloru , najbardziej "muzycznie" brzmi jasna czerwień. Ciemna nadaje zbyt dużo ciężaru, zarazem zamulenia. Przydatny jest również jasny - na granicy pomiędzy białym i siwym. O ile czerwonym zdołamy uzyskać idealne zrównanie kanałów, właściwą tonalność i frazowanie, obrazy dźwiękowe mogą okazać się nieco skumulowane. Przestrzenne rozciągnięcie możemy osiągnąć nanosząc plamki jasnym (na drugim końcu interkonenktu, żeby nie zakłócać informacji o przyporządkowaniu). Jak również - i to w odniesieniu do obu kolorów - rozmazując naniesione już plamki przestrzennie.
(Tutaj dygresja wewnątrz dygresji: na temat moich kryteriów oceny zestawów głośnikowych. Oczywiście, że tonalność i przejrzystość - ale również rozciągnięcie budowanych obrazów - co dotyczy także instrumentów gabarytowo małych, których jednak odtworzenia powinniśmy słyszeć powiększone o okalający je przy nagraniu wycinek przestrzeni akustycznej. Łatwiej o to w zestawach z bardziej propagującą dźwięk dużą ścianką przednią, oczywiste jednak, że efektu takiego, jak np. w przypadku deVore, nie zapewni nam rozciągnięcie plamki lakieru; przynajmniej jednak przybliży nas nieco na tej drodze.)
Jest jeszcze powód czwarty, dla którego poprzedni wpis nie został usunięty.
Przyszedł mi do głowy pomysł interkonektu hybrydowego: z zaletami plusa w postaci pojedynczego kabla, osobno zaś dodanym połączeniem minusowym. Stosowalnego nie tylko dla połączenia komponentów opisanych - ale wszelkich. Jeśli mielibyście ochotę pomajsterkować, zacznijcie - jak ja - od wyszukania w głębi szuflady niepotrzebnych wtyków CINCH/RCA. Z których to usuńcie plusowe wnętrze, pozostawiając wyłącznie zewnętrzne minusowe tulejki. W ilości czterech; wymóg jednak, że dwie o kierunkowości postępowej - z przeznaczeniem na koniec kabla (jako że będzie to połączenie po zamknięciu obwodu wsteczne) - oraz dwie o odwrotnej, na początek.
Ustalając KLB tulejek przy pomocy "detektora", oceńcie zarazem ich brzmienie. Zapewne nie zachwycające, skoro pochodzenie było przypadkowe. Pewną pozytywną korektę może przynieść dobór samego minusowego przewodu - przede wszystkim jednak musicie zadbać o jego synergię brzmieniową z przewodem plusowym. Odsłuchujcie nadal przy pomocy detektora (wszechstronnie zatem przydatnego, mam nadzieję, że posiadacie już zmontowany przez siebie egzemplarz). Kable łączcie stykowo - przy postępującej orientacji ich KLB, w określonej jednak kolejności. Najpierw wybrany już kabel plusowy - potem dobierany minusowy (nie wdaję się w teoretyczne uzasadnienie, po prostu przekonuje praktyka, że porządek odwrotny prowadzi do fałszywych ustaleń).
Średnica tego ostatniego jest obojętna, istotna natomiast długość: 4 cm mniej od plusowego. Pozwoli to na obustronne przylutowanie do minusowych tulejek - od ich dołu! - w punktach bliskich ich środkom. Krok następny to przypisanie tych łączników kanałom systemu - a zarazem przyporządkowanym już wcześniej przewodom plusowym. Konfigurację ustalamy, oczywiście, poprzez porównanie odsłuchowe; okalając przy tym tulejkami plusy. Które to przez nie przetykamy - ku wnętrzom gniazdek, wejściowych i wyjściowych.
Dla dostrojenia finalnego możemy również w przypadku minusów użyć lakieru, oczywiście winylowego...
W tym jednak miejscu cofam słowo: "finalnego".
Poprowadzone równolegle przewody zabrzmią wprawdzie nadzwyczaj otwarcie, przy niezadowalającej jednak kontroli i zwartości; lekarstwem będzie ich splecenie. Jak stwierdzałem we wpisie 7., fundamentalnie istotny jest kierunek splotu. Porównajcie brzmienie przy zgodnym z kierunkiem wskazówek zegara - i przeciwnym; już po dwa przeplecenia w każdym okażą się dla oceny wystarczające. Na wieńczący koniec ustalcie ilość ich optymalną - jako kompromis pomiędzy właśnie stopniem kontroli i brzmieniową otwartością ...
I jeszcze tylko moja refleksja, że wszystkie opisane tu przedsięwzięcia mogą i tak nie przynieść pożądanej przez was - i takiej, na jaką zasługujecie - jakości brzmienia. Skoro uliczka jest ślepa, to po prostu nie ma z niej wyjścia.
Komentarze
Prześlij komentarz