od Jurka:
100. Żegnaj, Mario Lanza!
Stwierdziłem przed laty, że gramofon brzmi najlepiej w lokacji pomiędzy głośnikami, posadowiony na stoliku mojej własnej konstrukcji. Do jednej z nóg doczepiłem phono, pod zaś spodem, bezpośrednio na podłodze, było jeszcze miejsce na wzmacniacz. I komponent ten już tam na zawsze pozostał, aczkolwiek potem w postaci końcówki mocy. Inaczej natomiast gramofon; jako źródło z czasem sekundarne przemieścił się na ścianę boczną (tam zarazem w funkcji akustycznego mebla - wpis 35. - komplementarnego z patefonem korbkowym po stronie przeciwnej). Sam stolik musiał się z pomieszczeniem pożegnać, ponieważ zaś dawne miejsce pod nim było nadal zajęte, zatem odtwarzacz CD, źródło z czasem główne, usadowiony został, choć również na ziemi-matce, wydatnie jednak przed głośnikami. Pospołu zresztą z pasywką; z perspektywy miejsca odsłuchowego ułatwiało to zmienianie zarówno głośności, jak i krążków - przede wszystkim jednak miało konsekwencje brzmieniowe.
Zależne wprawdzie od precyzji ustawienia. Nie tylko preferowane było pojedyncze miejsce, ale też każdy milimetr odeń w niewłaściwą stronę skutkował zakłóceniem poprawności fazowej; dokładałem jednak odpowiedniej staranności. W rewanżu zaś system eksponował w odtworzeniach orkiestralnych instrumenty solowe - co traktowałbym raczej jako wadę, zaletą było jednak, że taka preferencja dotyczyła również głosów. Przy zatem moim ulubieniu wokalistyki mogłem tym łatwiej oddać się kontemplacji subtelności tonalnych i intonacyjnych. Czy to przy nagraniach oper, czy też pieśni klasycznych - ale także neapolitańskich. Tu jako przykład 'Na sera 'e maggio - na kompakcie RCA Victor z serii "Living Stereo" zatytułowanym Mario Lanza at His Best, utwór tam jedenasty.
Lanza to tenor z gatunku operowych, choć w operze nie śpiewał, a tylko w filmach; miał jeden z najpiękniejszych głosów w historii, godny wiecznego trwania. Choć zaś sam umarł w 1959 roku, to przynajmniej w moim pokoju odsłuchowym był nadal tak żywy, że kiedy śpiewać kończył, można było jeszcze usiąść z nim przy stoliku, wypić kawę i zjeść pączka; nie zawiadamiajcie psychiatry, po prostu każdy audiofil powinien - no nie?- mieć trochę fantazji. Natomiast ciarki na plecach, gdy śpiewał pieśń wspomnianą, to już żadna nieprawda - tylko święta prawda.
Ale na plecach moich, nie wiem czy innych, natomiast zdarzały się utyskiwania odwiedzających na przesadną ekspozycję sceny muzycznej przed i pomiędzy głośnikami, natomiast nie dość zadowalającą w głębi. Może więc i pora na zmianę własnych preferencji, zdecydowałem się wypróbować lokalizacje komponentów inne.
Najpierw jednak zapytać sztuczną inteligencję...
Z odpowiedzi AI cytuję fragment:
'Trzy pozycje umiejscowienia sprzętu:
- Przed linią głośników:
- Zalety: Wysunięcie sprzętu przed linię głośników może potencjalnie zmniejszyć interferencje akustyczne, szczególnie jeśli elementy elektroniczne są bardziej podatne na mikrofonowanie (wibracje powodujące niepożądane zmiany sygnału).
- Wady: Taka pozycja może zakłócać scenę dźwiękową, powodując, że dźwięk stanie się mniej spójny, szczególnie w zakresie głębi sceny i lokalizacji instrumentów.
- W linii z głośnikami:
- Zalety: Umieszczenie sprzętu w jednej linii z głośnikami może dać spójniejszą scenę dźwiękową, szczególnie jeśli odtwarzacz CD i wzmacniacz są odpowiednio izolowane od wpływów akustycznych.
- Wady: Może zwiększać interferencje dźwiękowe, jeśli sprzęt nie jest dobrze zabezpieczony przed wibracjami. Scena może wydawać się bardziej płaska w porównaniu do wycofania sprzętu.
- Za linią głośników (cofnięcie):
- Zalety: Wycofanie sprzętu za linię głośników może poprawić głębię sceny dźwiękowej, tworząc bardziej trójwymiarowy obraz dźwięku. Pomaga to w redukcji bezpośrednich odbić od sprzętu, które mogłyby zakłócać odbiór dźwięku.
- Wady: Zbyt dużego cofnięcie może spowodować utratę niektórych detali lub osłabienie pewnych częstotliwości, co wpłynie na dynamikę i klarowność dźwięku."
Z tejże odpowiedzi AI cytuję także konkluzję: "Jeśli skłaniasz się ku wycofaniu sprzętu, co jest zgodne z wieloma opiniami audiofilów, sugeruję eksperymentowanie z różnymi głębokościami cofnięcia. Ogólnie, 20-30 cm za linią głośników to dobra pozycja startowa, która pozwala uzyskać lepszą głębię sceny, nie powodując jednocześnie znaczącej utraty detali."
Oczywiste, że sztuczna inteligencja nie robi odsłuchów i nie wyciąga własnych wniosków, stanowi jednak kompendium wiedzy dominującej w sferze medialnej - i w tym kontekście moja obecna indagacja (jak ta kiedyś - wpis 83. - dotycząca kierunkowości). I tylko refleksja zwrotna: czy AI uwzględni na przyszłość również ustalenia publikowane na tym blogu? Być może radykalnie inne. Prawdopodobnie nie, gdyż z powodu ograniczonej internetowej poczytności prezentowane tutaj treści nie są statystycznie relewantne (choćby z perspektywy mojej posiadały największy walor zweryfikowania). Podsumowując zatem, wszelkie próby zrobię na użytek tylko własny. Oraz czytelników - jeśli okażecie zainteresowanie (w przeciwnym razie przerwać czytanie zawsze można, a co już przeczytane, to zapomnieć)...
Na etapie wstępnym zamieniłem komponenty pomiędzy moimi pokojami odsłuchowymi, do większego przeszły integra i najlepiej do niej dopasowany kompakt, ustawione na styk bocznych ścianek, zarazem zaś pośrodku oraz - na dobry początek - hen, hen w głębi pomiędzy głośnikami. Dokładnie 117 centymetrów, odznaczonych na taśmie Tesa - naklejonej na podłodze i w centymetrach wykalibrowanej, począwszy od linii głośników ...
Tu przerwa na doprecyzowanie. Zaczynając od określenia ostatniego, pod którym rozumiana jest linia łącząca przednie ścianki. Arbitralnie wprawdzie, gdyż fale dźwiękowe generowane są na powierzchniach membran - odmiennych i odmiennie zagłębionych. Jakiś jednak upraszczający wspólny mianownik jest konieczny, zresztą także przednie ściany zestawów pełnią funkcję propagacji brzmienia. Również pisząc o położeniu komponentów będę miał na myśli ich płaskie ścianki przednie (choć i w tym przypadku umownie, wszelkie interakcje zachodzą bowiem także w ich partiach dalej położonych). Przy odrobinie jednak eksperymentowania czytelnik, jeśli ewentualnie zainteresowany, poradziłby sobie łatwo również z komponentami o frontach w nietypowych kształtach. Trudniej natomiast z głośnikami ustawionymi skośnie - ale też aranżacja taka nie jest przez mnie ceniona i nie została w doświadczeniu uwzględniona (jak również przypadek głośników innych niż dynamiczne - tu już z powodu braku posiadania).
Zdjęcie pokazuje, że na odleglejszą lokalizację wstępną nie pozwoliła długość prawego kabla głośnikowego. I tak zresztą nadmierne byłoby spiętrzenie interkonektów i sieciówek - z których to również ta przypisana odtwarzaczowi podłączona została do podwójnego gniazdka na ścianie tylnej pomieszczenia (co uwidocznia wzniesienie firanki, przy odsłuchach została ona opuszczona; ważne, że dwie pozycje każdego gniazdka tego rodzaju dopasowują się do poszczególnych komponentów odmiennie, odsłuchowe porównanie przyporządkowań jest obowiązkiem). Inaczej zatem niż w przypadku opisanej powyżej lokalizacji w połowie pokoju, kiedy to odtwarzacz korzystał z kończącej się tam linii zasilającej alternatywnej (obie doprowadzone od tablicy rozdzielczej - wpis 53. - równolegle). Zmiana natomiast druga, iż tandem integra-odtwarzacz zajął teraz miejsce okupowane poprzednio przez własnej konstrukcji drewnianą strukturkę o perfekcyjnej kierunkowości, dedykowaną wypełnieniu akustycznej dziury odczuwalnej z tyłu pokoju - i nie wykluczam, że powróci tam ona przy ewentualnym wydatnym przybliżeniu komponentów, w rezultacie ponownej konfrontacji z gołą podłogą i pustą przestrzenią międzygłośnikową...
Co prowadzi zarazem do rozumowania, iż interferencje pomiędzy głośnikami i komponentami - a w przypadku tego eksperymentu: lokalizacją komponentów - są dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, bezpośrednie, poprzez oddziaływania pól: akustycznego, dynamicznego i elektromagnetycznego. Po drugie pośrednie: jako część wzajemnych oddziaływań głośników i akustyki pomieszczenia odsłuchowego, którego to komponenty są - jako właśnie meble - składową częścią. Dodatkowo zaś, w zależności od ich przemieszczeń odmienny jest - jako wektor - wpływ na wypadkową akustyki pokoju. Konkluzja zaś taka, że ewentualne ustalenia eksperymentu nie będą uniwersalne, pozostawią opcje otwarte. Nie tylko w przypadku odmiennych głośnikach lub komponentów, także w przypadku różnic pomieszczeń. Inna wielkość, proporcje, odmienność akustycznych modów, na koniec umeblowania. Przynajmniej jednak obowiązuje drobiazgowość porównań - i dochowanie podstawowych kryteriów. Prawda brzmienia (instrumentów, głosów, oklasków, aury i wybrzmień - czy to przestrzeni koncertowej, czy nagraniowej). Prawda sceny muzycznej (soundstage), a w jej ramach lokalizacji wizerunków (images). I na koniec - patrz wpis 3. - dźwięków "pchanie", zamiast "ssania"; tutaj zależność nie tylko od prawidłowego zorientowania KLB wszystkich składników systemu (dochowanej w przypadku użytych w tym eksperymencie) - ale także niuansów akustyki pomieszczenia, orientacji - patrz wpis 35. - poszczególnych mebli i wyposażeniowych elementów.
117 cm. Scena muzyczna skoncentrowana na tandemie wzmacniacz-odtwarzacz, jedynie skrajne informacje dochodzą bezpośrednio z głośników, bez jednak łączności z centrum. Brzmienia głosów i instrumentów dość realistyczne, przy dociążeniu jednak zlokalizowanych w dole spektrum. Zarazem im właśnie oddany prymat dyktowania rytmu i prezentacji detali intonacyjnych; w tym akurat przypadku rytm jest jednostajny. 116 cm. Balans spektralny jest zrównoważony, przy aczkolwiek braku nasycenia barw. Wyeksponowanie natomiast aury pokoju - jakby to z niej wynurzają się, wręcz impresjonistycznie, niuanse intonacyjne i rytmiczne, przedtem mi nieznane; przy zaś pchającej kierunkowości przekazu mam przy prawie każdym utworze ochotę tańczyć. Co niekoniecznie pożądane: wyczyniający wygibasy starzec, dodatkowo są negatywy inne. Scena, choć prawidłowo rozciągnięta, to zarysowana w całości poza głośnikami - jest tak, jakby urokliwa muzyka dochodziła z odległego innego pomieszczenia, podczas gdy chciałbym ją mieć we własnym; też mankament, że potrzebny mi byłby długaśny interkonekt gramofonowy. 115 cm. Zamazane tony, w domenie zaś czasowej też interwały; znika rytmiczność - i moja chęć, by tańczyć. Zarazem ssanie kierunkowości, wyraźnie przypisywalne pogorszonej orientacji wypadkowej akustyki pomieszczenia. 114 cm. Krok - lecz tylko mały krok - w kierunku normalności.
Zamiast przemieszczeń jednocentymetrowych, zaczynam odtąd przesuwać komponenty w trakcie rozbrzmiewania muzyki - do najbliższego punktu istotnej zmiany; opis formułuję powróciwszy na standardowe odsłuchowe miejsce.
108,5 cm. Powraca tonalność zrównoważona, przy brzmieniach jak dotąd najbardziej realistycznych, scena muzyczne zaczyna wkraczać do pokoju, jednak jego tyłu wyłącznie, normalnieje rytm, zarazem staje się, niestety, jednostajny. 107,5 cm. Powraca nieco - ale nie na miarę 116. - muzycznej lekkości, polotu i magii. 96,5 cm. W miarę akceptowalne barwy i scena muzyczna, brak jednak kontrastów dynamiki i niuansów intonacyjnych. 91 cm. Scena zaczyna po raz pierwszy rozpościerać się zarówno za - i przed głośnikami, lekkie ssanie skraca jednak głębię, przekaz muzyczny emocjonalnie niezaangażowany, przy zamazaniu fermat i ataków dźwięków następnych. 84 cm. Skomprymowanie sceny we wszystkich rozmiarach, nadal powierzchowność przekazu. 77 cm. Nadal ubóstwo sceny, chaos wizerunków, powierzchowność dynamicznego przekazu. 72 cm. Brzmienia gęstnieją, wizerunku dostają konturu i definicji lokalizacyjnej, nadal jednak przekaz emocjonalnie powierzchowny. 66 cm. Scena skomprymowana, barwy na powrót zelżone, przekaz nadal bez zaangażowania. 64,5 cm. Dość urokliwa melodyjność, rytmiczna potoczystość, ale przy lekkim ssaniu. 50 cm. Niezłe rozciągnięcie sceny na boki, ale przy zredukowanej głębi, zarazem pojawia się pewna dynamika przekazu, choć zapewne na skutek sztucznie dodającego emocjonalności lekkiego zasysania. 39,5 cm. Scena skupiona na komponentach, wizerunki zachodzące na siebie, słabo zdefiniowane. 37 cm. Instrumenty odchudzone, przy tym solowe w miarę pchające, akompaniujące irytująco ssące. 34 cm. Powraca substancja instrumentów, specyficznie zaś słodycz w przypadku skrzypiec, nasycenie - choć nie na miarę 116. - aurą pomieszczenia, wyrazistość niuansów wykonawczych instrumentów i wokali; zarazem zbytnie skoncentrowanie sceny na komponentach. 30 cm. Muzyka przywarła do ziemi. Przestrzennie, ale i - w przenośni - emocjonalnie, w sensie zaniku emocji. 28 cm. Nieco bardziej poprawnie, ale nadal banalnie. 26 cm. Po raz pierwszy wizerunki unoszą się na wysokość naturalną (np. klatki piersiowej skrzypaczki), zadowalające barwy, realizm sceny, kierunkowość, niuanse frazowania, emocjonalność. Aczkolwiek ta ostatnia bez magii 116., chyba na skutek - zamiast pulsu - pewnej uproszczającej potoczystości przekazu. 25 cm. Barwy bledną, opada wysokość wizerunków. 24 cm. Najpierw domniemanie, że pewna zmiana, ale z perspektywy miejsca odsłuchowego niepotwierdzone. 21,3 cm. Powracają barwy, scena poprawna, na niej wizerunki znów na realistycznej wysokości, spośród nich zaś najlepsze jak dotąd zdefiniowanie środkowych, scena rozciągnięta od tyłu głośników po odległą głębię, wrażenie zasiadania w sali koncertowej - w dalekich jednak rzędach. Powraca - choć nie na skalę 116. - aktywacja akustyki pokoju. Emocjonalność nieco wycofana, od 26. mniejsza. Niezła rytmiczność, zajawki dynamiki fermat (wytrzymana cisza, potem atak). 20,8 cm. Dalsza poprawa brzmień: barw i substancji, kosztem jednak mniejszego zaangażowania akustyki pokoju, rezultatem znowu potoczysta bezpośredniość przekazu. 20 cm - i bezpośrednio następne. Pogorszenie wszystkich aspektów, muzyka brzmi niezaangażowanie, powierzchownie. 11,5 cm. Scena odrywa się przesadnie od podłogi, ku sufitowi, muzyka emocjonalnie przefiltrowana, przy lekkim ssaniu całości. 9,5 cm. Scena powraca ku dołowi, dźwięk nawet wyraźniej ssący. 7,5 cm. Scena rozciągnięta na boki, natomiast płaska, bez głębi. 6 cm. Są i głębia, i wysokość, brakuje soczystości, nasycenia barw, przy tym lekkie ssanie, powściągliwość dynamiki przekazu. 4 cm. Poprawa nasycenia, nadal powściągliwość dynamiki. 3 cm. Poprawa linii melodycznej akompaniamentów i prawidłowości czasowego osadzenia w stosunku do linii wiodącej, zarazem karleją rozmiary sceny. 1 cm. Wizerunki instrumentów akompaniujących wzniesione nadmierne, lekkie ssanie całości, niezaangażowana emocjonalność. 0 cm. Realistyczne brzmienia, perfekcyjne kierunkowo pchanie, rytm i dynamika dyktowane przez wszystkie instrumenty pospołu, emocjonalność wystarczająco angażująca. Zdefiniowane wizerunki, przy wiernych naturze rozmiarach (min. wysokości) oraz rozmieszczeniu przy nagraniu. Scena pomiędzy i za głośnikami, przed zaś nimi tylko nieco swoją obecność komunikująca - i tak jednak, w porównaniu do lokalizacji poprzednich, muzyka raczej typu "tutaj". Pole do krytyki dla tych, którzy mogliby woleć "gdzieś tam", również niektóre inne aspekty lokalizacji wcześniejszych były bardziej angażujące - przy jednak rozlicznych mankamentach, z których przy tej nie jest obecny żaden. Zarazem wydaje się ona stanowić stosowną bazę wyjściową dla wszelkich pożądanych dostrojeń - poprzez zmiany okablowania i szczegółów umeblowania...
Muszę zatem zdecydować pomiędzy kilkoma wyróżnionymi opcjami; wybór trochę taki, jak miejsca w sali Opery Bałtyckiej - z pewnych powodów chciałbym zasiąść w rzędzie pierwszym, z innych w dalszych - problem jednak, że mam tylko jedne pośladki.
Przed zaś ewentualnie zainteresowanymi czytelnikami decyzje ich własne; nie zawadzi jednak doprecyzowanie. Na obranej odległości frontów komponentów narysujcie linię równoległą do linii głośników (ewentualnie z nią tożsamą, jeśli zdecydujecie się na taką właśnie lokalizację). Połączone ściankami bocznymi komponenty przesuwajcie wespół wzdłuż tej linii w prawo i lewo pomiędzy głośnikami, w odstępach najpierw centymetrowych, stopniowo aż po ułamek milimetra zmniejszanych, wybierzcie odsłuchowo położenie optymalne. Wiencząco sprawdźcie, czy do jeszcze lepszego brzmienia nie doprowadzi was inne postępowanie. Komponent prawy pozostawiacie pośrodku, dla komponentu zaś wyłącznie lewego poszukujecie najlepszej lokalizacji przybliżając go stopniowo ku lewemu głośnikowi. Przy prawym odłączonym, słuchając zatem wyłącznie informacji muzycznej kanału lewego - przy rygorystycznym uwzględnieniu kryteriów wymienionych na wstępie tekstu. Następnie powracacie do odtwarzania stereofonicznego - i poszukujecie odsłuchowo dopełniającej lokalizacji dla komponentu prawego. Kryterium stanowią teraz jakość sceny muzycznej, zrównoważenie czasowe i substancyjne kanałów, definicja i lokalizacyjna jednoznaczność wizerunków pośrodku (wszystko to podobne do - wpisy 7. i 100. - strojenia plamkami lakieru do paznokci).
Co do natomiast dokładności, to mierzyłem odległości większe taśmą krawiecką, mniejsze linijką - z wyjątkiem położenia na linii głośników, tutaj koordynacja musi być absolutna. Już milimetry ku przodowi ulega rozstrojeniu cały dźwięk opisany, wśród najbliższych zaś centymetrów trafiają się położenia brzmiące wręcz karykaturalnie. Przykładowo dźwięki najpierw nurkują ku ziemi i komponentom, by potem, już za nimi, łukiem wznoszącym podążać ku sufitowi - jak Małysz dołujący u przedproża skoczni, zaś od progu unoszący się jak ptak w przestrzeń (wyjaśnienie dla czytelników z Singapore: Małysz to najsławniejszy polski skoczek narciarski). Tu przypominające odróżnienie od sytuacji opisanej na wstępie: tam przed linię głośników wędrował tylko odtwarzacz, w dodatku wydatnie...
W tym kontekście zechciałem porównać zapamiętane dawne brzmienie 'Na sera 'e maggio z obecnym, przy nowej lokalizacji (po rozterkach wybranej). Scena i balans instrumentów orkiestry teraz prawdziwsze, sam Mario Lanza prawie jak żywy. Ale tylko prawie, nie zaś, jak wtedy, żywy naprawdę. Zatem żegnaj!
Komentarze
Prześlij komentarz