28.06.2025, od Jurka:
107. Jej portret
Wśród obrazów na ścianach był pewien pędzla mojej córki, jej autoportret, nie jednak solo, lecz w towarzystwie dawnego przyjaciela. Ku irytacji następnego, obecnie męża, irytacji indukowanej również w niej samej - i demonstrowanej przy okazji każdych u mnie odwiedzin. W przededniu zatem niedawnych wyniosłem drażniący obiekt do piwnicy, aczkolwiek przewidując - i okazało się, że słusznie - dewastujące skutki dla brzmienia dwóch moich systemów.
Które to pomieszczone są wprawdzie w pokojach innych - i tak jednak wrażliwe na aranżacje wyposażeniowe całości mieszkania, między innymi rozmieszczenie obrazów właśnie.
Której to czynności dokonałem przed laty optymalnie - teraz zaś stanąłem przed koniecznością powtórki...
Przy okazji zaś doradzę czytelnikom, choć zapewne nielicznym - w przypadku których spełniają się założenia następujące. Niepełne zadowolenie z brzmienia systemu, na ścianach zaś mieszkania - zamiast ustrojów akustycznych, makatek, rogów jelenia i ułańskiej szabli - kolekcja obrazów właśnie, rozwieszonych na chybił trafił jednakże.
Zdejmijcie je wszystkie ze ścian i rozmieście na nowo, stosując na początek kryteria tradycyjne. Po pierwsze, walory estetyczne, po drugie, przypisywana przez was wartość uczuciowa (bo któryś to, na przykład, portret dziadka) i na koniec (jeśli na przykład pędzla Kossaka) wartość rynkowa. Nie wieszając ich jednak na razie na docelowych wysokościach. Natomiast stawiając po prostu w zaplanowanych lokalizacjach - bezpośrednio na podłodze czy też na powierzchniach, ponad którymi zawisną.
Takie równoprawne usytuowanie zobiektywizuje ich indywidualne szanse przy porównaniach akustycznej synergii z odpowiednimi mieszkania sekwencji.
Zarazem ułatwi nam niechybne przemieszczenia, roszady, podyktowane porównawczymi odsłuchami. Przy nich zaś - i teraz nieważne już wszystkie kryteria poprzednie! - pozostaje tylko jedno. Mianowicie indukowane poprzez dane rozlokowanie brzmienie systemu audio (czy też obu systemów audio w moim przypadku).
Różnice zaś stopnia kompatybilności są oczywiste. Powodem przede wszystkim odmienność substancji - czy to płótno, czy tektura, no i różne drewno obramowania, ale także - i jakże by inaczej w tym blogu?! - różnice stopnia dopasowania kierunku lepszego brzmienia (jako wypadkowej składowych KLB właśnie użytych materiałów). Dla każdej lokalizacji jakiś pojedynczy obraz okaże się akustycznie najbardziej korzystny; przykładowo przydać się może nawet obecność szkła na zdjęciowym portrecie drogiej nam osoby - a to symetryzująco, jeżeli na przeciwnej ścianie umieszczone jest szklane okno.
Oczywiste, że również interakcje pomiędzy samymi obrazami, uzależnione od rozlokowania, będą wydatnie słyszalne.
Kiedy zaś obrazów przyporządkowanie już finalne, doprecyzowujemy każdego z nich indywidualną lokalizację (nadal wciąż na podłodze - lub też na powierzchni mebla). Przesuwając go mianowicie w poziomie w te i wewte - w trakcie grania muzyki oczywiście - w odstępach coraz mniejszych, na koniec po frakcję milimetra.
Po czym przechodzimy - nareszcie! - do powieszenia każdego z nich kolejno...
O tym zaś teraz w ciągu dalszym wpisu - i już zapewne dla czytelników liczniejszych. Bo chyba każdemu przydarzy się czasem potrzeba zawieszenia pojedynczego obrazu, choćby jedynego w całym mieszkaniu.
A zatem ku górze ściany, pod którą wyjściowo oparty, rysujemy linię (dla oszczędności tynku może być na naklejonej taśmie): prostopadłą do podłoża, wychodzącą zaś od punktu mocowniczego (czy to haczyk, czy dziurka). Przemieszczając następnie wzdłuż tej linii obraz, słuchamy jednocześnie brzmienia referencyjnego dla nas utworu, w położeniu na koniec najlepszym zaznaczamy punkt pod wywiercenie w ścianie otworu...
Takie to proste.
Byle tylko odrzucić niesprzyjające obiektywności odsłuchów przyzwyczajenie. Z reguły bowiem obrazy są zwieszane wysoko - czy to w pomieszczeniach publicznych, czy w prywatnych. Tymczasem jako audiofile spodziewajmy się najlepszego brzmienia na znacznie niższej wysokości (w okolicach pomiędzy naszą klatką piersiową i głową - w przypadku normalnego, tak jak moje 175, wzrostu).
Odrzucamy również przyzwyczajenie inne: że dowolny kołek, byle jaka śrubka. Nie tylko bowiem tworzymy platformę podparcia (ściślej, zawieszenia), ale dokonujemy zarazem "tuningu" ściany. Czyli konglomeratu różnorodnych - i o różnych KLB - materiałów budowlanych, a z reguły też podtynkowych energetycznych kabli. Zarówno więc interakcja z systemem audio, jak i konieczność doń dostrojenia są oczywiste.
Z osobna - i niekoniecznie będą to gotowe zestawy - dobieramy odsłuchowo kołki i wkręty, najpierw pod kątem rodzaju materiału, potem jednostkowej kierunkowości. Wymagana jest od pomieszczenia ku ścianie, selekcji moglibyśmy dokonać przy użyciu "detektora" (wpis 3.), wystarczy jednak, jeżeli in situ odsłuchamy porównawczo i wybierzemy egzemplarze stosowne spośród kilku.
Po wkręceniu śruby okaże się prawdopodobnie, że łepek jej nie będzie usytuowany dokładnie w zamierzonym punkcie (precyzja wiercenia ma swoje ograniczenia), korygujemy zatem jego położenie poprzez boczne uderzenie młotka.
W efekcie przydamy śrubie funkcję mimośrodu.
Zawieszając teraz - wreszcie! - obraz, będziemy w stanie, poprzez pokręcenia śrubokrętem, subtelnie go przemieszczać, we wszelkich kierunkach, w granicach kilku milimetrów. Jednoczesny zaś odsłuch pozwoli wybrać pozycję dla brzmienia systemu optymalną.
Na koniec następująca ewentualność. Otwór w ścianie poczyniliśmy oto w fałszywym miejscu, po wywierceniu zatem nowego ten gipsujemy, miejsce podmalowujemy - oczywistość?
Niekoniecznie.
Ów niewykorzystany może pozostać, a przyda się szczególnie w ścianie wobec głośników przeciwległej. Włożone weń odmienne odcinki kabli - KLB, oczywiście, ku ścianie, długości kilkucentymetrowe - nastroją nam brzmienie systemu całkowicie odmiennie.
Przykładowo proponuję: po kawałku chassis wire Cardas i głośnikowego M1 Monster - różnic opisywał nie będę, sami posłuchajcie.
Komentarze
Prześlij komentarz