1.08. 1925. od Jurka:


109. Wprowadzenia ciąg dalszy 


Jak wynika z bieżących statystyk blogu, wielu czytelników sięga po historyczne już wprowadzenie, jego uaktualnienie wydaje się  zatem sensownym. Stąd funkcja wpisu niniejszego podwójna: zarazem zostanie on skopiowany i dołączony do zerowego, jako uzupełnienie. 


Nie ma już z nami Piotra, który wprowadzał przed laty blog nasz na łamy internetu - jako odeń czołowy w naszym ówczesnym Klubie specjalista; a i nie ma już Klubu - którego to fakt rozpadnięcia został w jednym z wpisów późniejszych (zaś z perspektywy 109. wcześniejszych) odnotowany. 

Nie zmienia się natomiast najważniejsze, mianowicie blogowe porady, w jaki sposób mogą czytelnicy brzmienie swoich systemów audio poprawić.

Przy tym oparte niekoniecznie na teoretycznej wiedzy - czy to z zakresu elektroniki, mechaniki, akustyki, anatomii słuchu, czy wreszcie teorii muzyki. A więc kompetencjach mogących, paradoksalnie, uniemożliwiać, a przynajmniej utrudnić, poszukiwanie rozwiązań nietypowych, niekonwencjonalnych. I choć Piotrowe określenie ich jako "audio-voodoo" może prowokować odczucia deprecjonujące, to jednak rozwiązań - co przecież najważniejsze - słuchowo weryfikowalnych!


Przy jednym co do teorii wyjątku, mianowicie dotyczącym kierunkowości brzmienia - elementów, komponentów, a i samej przestrzeni odsłuchowej. Kompetencje w tym zakresie "Audiorobów" są bowiem, nawet w skali światowej, unikalne. I również wyłącznie tutaj dostępne są porady dotyczące praktycznego tej wiedzy zastosowania: ustalenia "kierunku lepszego brzmienia" oraz jego optymalnego we wszelkich sytuacjach zorientowania.


Obywa się blog natomiast bez prezentacji i recenzowania markowych komponentów (z wyjątkiem wzmiankowania niektórych, często vintage, jako reprezentatywnych w pewnych kontekstach). I to nie tylko z powodu uniemożliwiającej jednoznaczną ocenę odmiennej kompatybilności z różnorodnymi systemami - wiedza nie zawsze respektowana, niemniej powszechna. Mamy też uzasadnienie nasze  specyficzne: sensowne byłyby wyłącznie recenzje pojedynczych konkretnych egzemplarzy, mianowicie z przyczyny każdego z nich odmienności brzmieniowej - ta zaś z powodu różnic kierunkowości ich przypadkowo zorientowanych części składowych. (Co dotkliwe szczególnie w przypadku komponentów z założenia symetrycznych, przykładowo nie trafiliśmy nigdy na dwa kable z pary identycznie brzmiące).

Bez zaś odpowiednich poczynań korekcyjnych jakość odtwarzanej muzyki jest kompromisowa - i może być godna pochwały wyłącznie w opisach recenzentów, którzy się z fenomenem kierunkowości nigdy nie zapoznali.  

Stwierdzi jednak niejeden początkujący - z perspektywy ponownie wpisu zerowego - czytelnik, iż może nie jest to atrybut dla bycia audiofilem konieczny. I to prawda. Nasuwa się jednak porównanie do bytności w pomieszczeniu, z którego jakości wydajemy się wprawdzie być dotąd zadowoleni. Wyposażonym jednak w pewne zamknięte drzwi - wiodące do obszarów zupełnie nam nieznanych, w których to, niewykluczone, bylibyśmy może szczęśliwi niepomiernie bardziej... 

I warto te drzwi otworzyć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie