od Jurka:

61. Wycie samotne

Pandemia zredukowała klubowe kontakty i osłabiła więzi (na marginesie ostrzeżenie dla czytelników, zwłaszcza młodszych, przed ułudą wiary w stałość relacji, przynajmniej w ramach naszego gatunku, bo ponoć trwałe miewa człowiek z psem lub kotem, podobno także pingwiny - choć nie całkiem to pewne - są sobie wierne do śmierci), cios zaś dodatkowy zadała moja obecna inklinacja ku tematyce nadal wprawdzie audio, raczej jednak ezoterycznej (patrz wpisy ostatnie). 
Poruszać się zaś wolę po manowcach bez towarzystwa, nie narażając innych na współudział w niesławie oszołomstwa. 
Koniec więc odwołań do klubowych powiązań, jak wilk samotny będę wył odtąd w pojedynkę. 
Konsekwentnie odżegnuję się również od wsparcia udzielanego blogowi na łamach stron internetowych „Audioroby Homepage” i „Audioroby Fanpage”, prowadzonych - tutaj podziękowania za przeszłość! - przez Piotrka. 
A także - również z podziękowaniem! - od rekomendacji czytania udzielanej ze strony twórców nowego produktu „Vinius”; podkreślając przy tym brak jakichkolwiek poza ideą kierunkowości powiązań…  
Anegdotycznie przypomnę komentarz jednego z czytelników, z uwagi na dosadność i szczerość przez mnie ulubiony: „Jesteś idiotą czy płacą Ci za pisanie tych durnot?”. Co do pierwszej części alternatywy, nie poddaje się ona subiektywnej ocenie własnej, co do drugiej, nic w tym blogu nie miało, nie ma i mieć nie będzie z komercją powiązań (pod tym względem jestem jak Robespierre - który nosił przydomek „l’Incorruptible”, nieprzekupny - odżegnując się wszakże od jego pozostałych cech charakteru, no i od trybu zgonu). 

Co do zaś komentarzy innych, najpierw mój własny, dotyczący wpisu ostatniego. W którym to pobłądziłem co do ilości możliwych kombinacji par ECC83 - spośród stojących do dyspozycji lamp siedmiu; błąd mianowicie logiczny, bo nie w obliczaniu owych silni. W ramach bowiem każdej dwójki możliwa jest roszada: który egzemplarz na kanał lewy, który na prawy - co podaną liczbę 21 powiększa dwukrotnie. Tyle też zestawień w istocie wypróbowałem, pokaźna zaś liczba 42 tylko dlatego nie utkwiła mi w pamięci, ponieważ - tu powtarzam - odsłuchiwałem bezwysiłkowo, przedwzmacniacza w ogóle nie włączając, wyłącznie w jego funkcji pasywnej. 
Tym większa satysfakcja móc poinformować obecnie, kiedy urządzenie już gotowe i użytkowane aktywnie, a lampowe konfiguracje poddane próbom sprawdzającym, iż wybór oryginalny pozostaje optymalnym. 

Wracając do komentarzy czytelniczych - znów kilka ich odkryłem i opublikowałem z opóźnieniem. 

Ma rację Maciek co do znikomej i ulotnej efektywności płyt CD „udrażniających”; dla urozmaicenia wpisu fotkę jednej z takowych załączam. Wraz z zapewnieniem, że nie przekierunkowują one wszystkie kryształów, natomiast Duotech owszem! 
Jako - tu powtórzenie - jedyne, a przynajmniej jedyne mi znane, dokonujące tego urządzenie na rynku. 
Co o tyle smutne, iż na nim, pomijając wtórny, już nieosiągalne. 
Smutne zaś dlatego, że nie da się bez Duotecha osiągnąć jakości komponentów ultymatywnej. 
Która to - i teraz nastąpi małe repetytorium -  może być, owszem, także efektem dobrego stanu oryginalnego, spełniania wyjściowego przez komponent standardów audiofilskich powszechnie cenionych, jak poprawność tonalna, dynamiczna i przestrzenna. 
Dodatkową poprawę mogą przynieść - jak doradzane na forach d.i.y. - „apgrejdy” części i układów. 
Wszystko to nie jest jednak warunkiem wystarczającym. Z reguły sprzęt nawet najlepszy - i najdroższy! - bywa ułomny pod względem kierunkowości. Irytuje „ssaniem” - w stopniu różnorodnym, jakimś jednak zawsze, i to pomiędzy kanałami stereofonii odmiennym - oraz wynikowymi wadami, przede wszystkim nieprawidłowościami intonacji. 
O ile niewrażliwego na to audiofila nazwać można szczęściarzem (nie odmawiając mu przy tym miana „audiofila” - patrz któryś z wpisów poprzednich), o tyle reszta uciec się musi do procedur opisywanych w tym blogu, w niektórych zaś przypadkach „przepalenie” jest najlepszą. Posłużmy się przykładem elementów przewodzących pary interkonektów: z czterema wieloczęściowymi wtykami i kablami splecionymi z „włosów” kilkudziesięciu. Wszystko to o kierunkach lepszego brzmienia przypadkowych - i tylko przepalenie może nadać im wszystkim prawidłowy, każdemu z osobna, zarazem zbiorczej całości.
Czy więc: nieposiadacze Duotecha,  „porzućcie wszelką nadzieję” (nie byłem tam osobiście, ale według „Boskiej komedii” takim właśnie wezwaniem opatrzone są wrota piekła)? 
Niekoniecznie… 
W dalszym ciągu repetytorium opiszmy, pozostając przy przykładzie interkonektów, procedurę ich sporządzania w takiej sytuacji. Wybrawszy materiał kablowy brzmieniowo nas satysfakcjonujący, nie odłuchujemy i nie przekierunkowujemy z osobna wszystkich części przewodzących (dostosowując ich orientację do KLB izolacji), lecz powodujemy się po prostu wypadkową całości. (Co do zaś konkretnych zorientowań wypadkowego plusa, minusa i ekranowania - patrz wpisy poprzednie.) W przypadku zaś wtyków przepalanie ich fałszywie ukierunkowanych elementów zastąpimy poprzez selekcję spośród większej ilości. I znowu zadowolimy się akceptowalnym KLB wypadkowym - byle podobnym w ramach par na obu końcach. Ewentualne zaś upośledzenie na którymś z nich jednego z kanałów skompensujemy traktując go preferencyjnie na końcu przeciwległym. W rezultacie osiągniemy jakość brzmieniową na poziomie opisanym wcześniej jako „gorzki migdał” - nieperfekcyjnym wprawdzie, lecz akceptowalnym (nieco „ssącym”, za to zróżnicowanym tonalnie i dynamicznie - nieprawidłowo, lecz dla wielu uszu atrakcyjnie, taka sobie dość nawet smaczna jajeczniczka).
W przypadku zaś komponentów aktywnych - tu nadal repetytorium - niczego wprawdzie nie przepalamy, orientujemy jednak w prawidłowym KLB kolejne oporniki i bipolarne kondensatory. Poczynając od wejścia lub wyjścia, równolegle dla obu kanałów, każdorazowo także sprawdzając , czy roszada elementów pomiędzy nimi nie poprawiłaby i zarazem nie upodobniłaby brzmienia obu. Procedurę kończymy na poziomie jakościowo nas zadowalającym - doświadczenie uczy, że zazwyczaj gdzieś pomiędzy trzecim a szóstym naszych poczynań etapem. 
(Wprawdzie zdarzyło mi się kiedyś zorientować prawidłowo w pewnej końcówce mocy obracalne elementy absolutnie wszystkie, od wejścia po wyjście oraz w zasilaczu, włącznie ze ścieżkami - nieprawidłowe przepalałem lub, zastępując kablami, odcinałem - i efekt brzmieniowy był odpowiednio lepszy, zadania tych rozmiarów nie podjąłbym się jednak nigdy ponownie.) 

Odnośnie komentarzy autorstwa nieznanego dotyczących wpływu baterii w pilotach na brzmienie audio, serdeczne dzięki za potwierdzenie i docenienie zjawiska. W miarę możności i dostępności postaram się zweryfikować jakość sugerowanych produktów opcjonalnych - w kontekście mojego systemu oraz własnych preferencji aspektów muzycznego przekazu. Zresztą również jeden z komentatorów wskazuje - słusznie! - na możliwość tych właśnie źródeł odmienności ocen i wartościowania: co na jakim stopniu podium.
Niemniej gratuluję odsłuchowej wrażliwości oraz umiejętności komunikowania muzycznych odczuć - trochę z życzliwą zazdrością, bo jakże często trudno mi przełożyć dźwięki w uszu i wrażenia w umyśle na opis ich słowny. 
(Słowacki: „bo chodzi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Chodzi o to istotnie, ale jakże ciężko chodzi! Dokłada się brak uniwersalnego słownictwa audiofilskiego; przed wielu laty ambicję nazwania wszelkich możliwych kategorii miał „The Absolute Sound”, utworzone terminy - inna rzecz, że angielskie - nie przyjęły się jednak powszechnie.) 
Byłoby ciekawe posłuchać czegoś wspólnie z komentatorem, wymieniając się wrażeniami i ocenami. Zapraszam do swojego pomieszczenia odsłuchowego - o ile trzy warunki zostaną spełnione: bytność jego w Trójmieście, koniec pandemii, no i to, że ją przeżyjemy. 

Czego życzę serdecznie, rozciągając krąg adresatów na czytelników wszystkich!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie