od Jurka: 


7. Paznokcie


Skoro przy temacie lutowania odnosiłem się do sporządzania kabli, wypadałoby ten temat doprowadzić do końca. 

Powtarzam jednak, że czynnością wyjściową, a więc doborem materiału - przewodów i wtyków - zajmiemy się dopiero później. Głównie w aspekcie kierunkowości, o czym będę chciał napisać zbiorczo. Jeśli więc ktoś z czytelników ma ambicję sporządzić samemu interkonekty, to musi poczekać ze startem. 

Niemniej przedstawię już teraz opis kilku czynności - aczkolwiek do odłożenia na półkę i wykorzystania dopiero w przyszłości.


Kiedy więc już wybierzecie, wyselekcjonujecie i kierunkowo zorientujecie przewody i wtyki - powtarzam, że dopiero wtedy - łączycie jedne z drugimi.

Na początku i na końcu kabla - jeśli wszystkie jego przewody zawarte są w jednej, wspólnej osłonie. 

Inaczej natomiast w przypadku interkonektów złożonych z dwóch skręconych lub splecionych przewodów - lub też trzech zaplecionych w warkocz, jak popularne Kimber czy też audiofilskie Sulek Audio. Tutaj montujemy najpierw tylko wtyk początkowy, następnie rozpościeramy interkonekt na stole. Wszystkie przewody powinny ułożyć się wzdłuż tego samego łuku - lub tej samej prostej. W przeciwnym razie, do stresu będącego produktem ubocznym skręcania lub splatania doszedłby niepotrzebnie dodatkowy, wynikający z narzucenia im nowej geometrii …


Stwierdzenie na marginesie, ale ważne: kwestia naprężeń jest dla naszego klubu, obok kierunkowości, jedną z najistotniejszych. Jeżeli jakiś przewodnik - przewód lub choćby kawałek metalu - ma połączyć dwa punkty, to powinien w swobodnej postaci pokrywać się z nimi swoimi końcami. Nie zaś zostać w trakcie przyłączania dogięty pod stresem, naprężony - z negatywnymi dla  dźwięku skutkami. Bez większej natomiast dla późniejszego brzmienia szkody zniesie wcześniejsze wyginanie - do momentu nadania mu kształtu ostatecznego, a przez nas pożądanego. Ściślej, zabierze wprawdzie nieco czasu jego w nowej postaci „uformowanie”. W kontraście jednak, negatywne skutki brzmieniowe umocowania stresowego byłyby nieodwracalne…


Wracając zaś na stół montażowy - i po odpowiednim ukształtowaniu wszystkich przewodów - dopiero teraz skręcamy je, splatamy lub zaplatamy. Preferencyjnie prawoskrętnie. Wprowadzi to mniej naprężeń - w obliczu takiej właśnie orientacji splotu „włosów” w większości przewodników-linek. Co do ilości skrętów, gust nasz jest decydujący. Im więcej i gęściej, tym większa masa brzmienia, jednocześnie mniej słyszalne tony wysokie i „ambience” - oraz wolniejsze tempo. I wreszcie montujemy wtyk RCA (CINCH) także i od strony końca. Jeśli zaś, w kablach trójprzewodowych, mamy do czynienia także z ekranem, podłączamy go do minusa - i to tylko od tej strony. Przy prawidłowej orientacji jego KLB zabrzmi to lepiej, niż stosowane przez niektórych producentów podłączenie jednostronne na początku kabla…  


Niezależnie zaś od budowy interkonektów, ważne jest zorientowanie pinów minusowych wtyków RCA. Najlepsze brzmienie zapewni zwrócenie ich wszystkich ku dołowi.

Jest to konsekwencja takiegoż przylutowania masy w ogromnej większości sprzętu - sygnał popłynie więc najkrótszą drogą. Orientacja natomiast inna poprowadzi go w poprzek zarówno wtyku, jak i gniazda - i odbije się na brzmieniu negatywnie (szczególnie, jeśli było ono zoptymalizowane poprzez selekcję pod kątem KLB lub ‚przepalenie” - o którym też później). 


Nawiasem mówiąc, dotyczy to także wtyków typu „nextgen” - których to raczej unikajmy. Wprawdzie sygnał masy popłynie w nich najkrótszą drogą, poprzez manowce jednak dalej w gnieździe - jeżeli pozycje obu podłączeń będą rozbieżne. Potrzebna jest więc taka sama staranność orientacji, co czyni reklamowaną przewagę brzmieniową - w domyśle uniwersalną - iluzoryczną. Jest wręcz odwrotnie: z powodu gorszej jakości styku i mniejszej masy połączenia. Przez to pomniejszona jest solidność brzmieniowa kabla, a podwyższona tonalność.


Wnikliwy czytelnik zauważy, że nie jest konieczne prawidłowe orientowanie pina masy przy lutowaniu; można to zrobić potem, przy podłączaniu kabla do gniazda. Istotnie, o ile jego elastyczność pozwoli na skręcenie - i tak jednak unikajmy wszelkich zbędnych, a dla brzmienia szkodliwych, naprężeń. Poza tym kable nasze nie będą zapewne cienkie. Jeśli już decydujemy się na konstrukcję własną, to prawdopodobnie okażemy ambicję także przy doborze materiału… 

Tak więc układamy te nasze - zapewne grube i sztywne - przewody w pozycji takiej, jaką zajmą po podłączeniu do systemu.

Inny jednak wnikliwy czytelnik zauważy, że zdeterminowany zostanie przez to kierunek przebiegu interkonektów. Z lewa na prawo lub odwrotnie. Jeżeli jednak przestawimy stronami - przykładowo - przedwzmacniacz i końcówkę mocy, to wszystkie minusy obu interkonektów znajdą się teraz u góry! Jeśli więc dopuszczacie ewentualność roszad tego rodzaju, musicie opowiedzieć się za rozwiązaniem pośrednim: z jednego końca masy na dół, z drugiego na górę. I zaakceptować niewiadomą, jaki kierunek przebiegu lepiej zabrzmi. Lub też zdecydować się na kompromis dźwiękowo bezpieczniejszy: wszystkie masy skierować poprzecznie do osi wertykalnej…


Dla przejścia teraz do  „strojenia” interkonektu, przy słuchaniu muzyki, musimy podłączyć jego wejście do detektora.  W początkowy krokodylek detektora chwytamy plus wejścia kabla, w krokodylek końcowy minus. Dla zamknięcia drogi sygnału zaopatrujemy wtyk końcowy kabla w gniazdo, od którego tyłu zwieramy piny plusa i minusa (w tej konfiguracji przewód ekranu jest tylko „ślepą uliczką” - ale i tak, jako towarzyszący, wpływa na brzmienie całości).

Wracając zaś do początkowego wtyku RCA interkonektu, możecie - z powodu bliskości pinów - uznać ujmowanie ich w krokodylki za nieporęczne. Zamontujcie więc dla łatwości dostępu również z tej strony gniazdo (również ono o prawidłowym KLB).


Na tym etapie pora przywdziać koszulki. Termokurczliwe. Nasze interkonekty obeszłyby się wprawdzie bez nich - a nawet byłyby bardziej transparentne i dynamiczne. Dobrze dobrane koszulki wytłumią jednak irytujące rezonanse i uczynią dźwięk bardziej spójnym. 

W handlu asortyment różnorodny, średnicę wybierzmy po prostu adekwatną, co do zaś materiału, próbujmy, porównujmy, przy świadomości jednak, iż im bardziej połyskliwy, tym zabrzmi jaśniej, aż po drażniąco. Na przeciwległym biegunie umieśćmy koszulki wyścielone od wewnątrz klejem, które to obniżają spektrum tonalne najbardziej i przydają brzmieniom ciężaru, redukując przy tym jednak najwydatniej tempo i aurę powietrzną. Również kolor - jako że uzyskiwany poprzez domieszki do składu tworzywa różnorodnych substancji - nie jest dla brzmienia obojętny; najbezpieczniej będzie wybrać czarny.

Kiedy zaś przyniesiemy już ze sklepu rurek dla porównania kilka, odcinamy od każdej odcinek około ośmiocentymetrowy. Odsłuchujemy jego KLB (jeśli detektor był „zajęty” przez interkonekt, to ów na chwilę usuwamy). Ustalenie to - identyczne wszak dla całej długości rurki - pozostanie obowiązujące  także dla drugiego odcinka tej pary oraz dla dwóch przeznaczonych na drugie końce obu kabli…

Teraz zaś na początek interkonektu - i na dobry naszego strojenia początek! - nasuwamy ów odcinek ośmiocentymetrowy. Ważne, iż przy jego KLB zorientowanym odwrotnie, czyli „pod prąd” sygnału…

Tu czynię wyłom w zadeklarowanym zamiarze opisania kierunkowości dopiero później; nie warto mi jednak powracać do teoretycznego uzasadniania tej właśnie aplikacji w przyszłości…

I ten sam „odwrotny” KLB obowiązywał będzie przy instalowaniu koszulek na końcach kabli.


Wracając zaś do początku interkonektu i wyjściowej długości koszulki - oceniamy jej wpływ na brzmienie. Następnie zaś odsłuchujemy zmiany dźwiękowe przy długościach stopniowo redukowanych - po dwa milimetry. Gdy zaś zbliżymy się do „strefy” dobrego brzmienia, skracamy koszulkę już tylko po milimetrze. Kiedy już jest prawie „bingo”, odcinamy kolejne skrawki poprzez zaledwie muśnięcia nożyczkami. Do momentu, gdy usłyszymy dźwięk najlepszy fazowo i najbardziej spójny tonalnie. (Jeśli zdarzy się nam odciąć za dużo - one bridge to far - powtarzamy procedurę od początku. Aczkolwiek nowy wymiar, od którego zaczniemy, może już być odpowiednio mniejszy.)

Teraz odcinamy od rurki drugą koszulkę, o dokładnie tej samej długości co poprzednia finalna. Zakładamy ją na początek drugiego - od pary - interkonektu. Porównujemy - przepinając w detektorze - dźwięk ich obu. Następnie porównujemy ponownie, jednak przy odwrotnym przyporządkowaniu koszulek (choćbyśmy przycięli je na wymiar równy do dziesiątej części milimetra,  i tak jedna z kombinacji da nam podobieństwo brzmieniowe większe)… 


Następnie  powtarzamy procedurę powyżej opisaną - w odniesieniu do końców obu interkonektów…


W efekcie zabrzmią one - na naszym stole warsztatowym - prawie identycznie. Jednak z arbitralnym oznakowaniem stron tej pary poczekajmy. Dopiero w ich docelowej lokalizacji możliwa jest decyzja: który prawy, który lewy. Stosownie do - choćby minimalnych - różnic brzmieniowych kanałów systemu. Z którymi to albo wejdą w synergiczną harmonię, albo też nawet spotęgują ich odmienność. Nawiasem mówiąc, przy każdej wymianie jakichkolwiek elementów systemu powinniśmy zdecydować o tym przyporządkowaniu ponownie… 


Reasumując: pożytek opisanych powyżej poczynań podwójny. Nie dość, że wzbogaciliśmy się o parę interkonektów, to jeszcze zsynchronizowaliśmy brzmienie kanałów naszego systemu… 

Jednak jasne, że poprawić jeszcze bardziej - i tu nasza audiofilska ambicja - zawsze można…

I można sięgnąć po porównanie do kobiety, która przycięła już i przypiłowała paznokcie - chciałaby jednak uczynić dla ich wyglądu coś jeszcze… 

Sięga po lakier.

Też to robię. 

Kleks lakieru do paznokci zadanie zapobiegania odkręcaniu się nakrętki lub śrubki pod wpływem towarzyszących muzyce wibracji.

Również  jednak „tuningujące”, dostrajające.

Kiedy to na przykład instrumenty smyczkowe uciekają - przez podbicie tonalności i „ambience” - z jednego z głośników gdzieś na bok nadmiernie, a i w tym samym kierunku - i z tych samych powodów - przesuwa się lokalizacja głosu wokalisty/-ki, choć powinien/na tkwić jak skała pośrodku sceny muzycznej. I to pomimo optymalnego przyporządkowania stronami kabli połączeniowych (interkonektów, ale i - przy użyciu tych samych procedur - głośnikowych)…  

To, co poprzednio, poprzez koszulki, dla pojedynczych kabli, czynimy teraz dla całego systemu, ostatecznego zrównoważenia jego kanałów: fazowego i tonalnego…

W jakichś tam któregoś z nich odpowiednich punktach - przykładowo: na wtykach, gniazdach - jeden-dwa kleksy lakieru…

Przy założeniu jednak, że właściwego.

I otóż, kiedy wyczerpał się mój zasób oryginalny, kupiłem flaszeczkę nowego. A zaraz potem drugą, innego…

Zamiast bowiem brzmienie poprawiać, owe nowe lakiery pogarszały: jakiś podbicia tonalne, redukcja harmonicznych, mechaniczność…

Odnalazłem buteleczkę ze starych zasobów. Pustą już, ale opatrzoną naklejką: „z dodatkiem winylu”! I już byłem w domu. 

I zaraz ponowne wyjście stąd do drogerii…

Tamten produkt dawny już niedostępny, jest jednak - również z domieszką winylu - nowy!

I albo producent, albo ktoś z działu reklamy, podziela nasze zainteresowania. A i jest w śledzeniu audiofilskiej mody na bieżąco. 

„Vinylmania” - brzmi bowiem dopisek do nazwy na flaszce.























Zdjęcia: „winylmania” i podłączenie „strojeniowe” interkonektu do detektora.





















Komentarze

  1. Działania ze strojeniem kabli wydają się "syzyfową pracą", ale taką nie są. Przejście całej procedury daje jednak opisany przez autora efekt. Uzyskujemy " równe" i "ukierunkowane" interkonekty o pożądanej równowadze tonalnej. Ktoś może zastanawiać się nad tym czy uda się usłyszeć dostrajanie /docinanie "koszulek termokurczliwych". Zapewniam, że tak. Osobiście to usłyszałem podczas pracy Jurka nad interkonekatmi na stole montażowym i byłem pod wrażeniem
    wyrazistości tych zmian. Warto próbować.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie