od Jurka:

11. Wreszcie kierunkowość

„Wreszcie” - po licznych zapowiedziach i wzmiankach na temat niektórych zastosowań - odnosi się tylko do tego blogu. 
Na temat kierunkowości brzmienia pisałem już bowiem w 2001 roku…

Obłożony w stanie wojennym jako dziennikarz zakazem pracy, a i na emigracji początkowo bezrobotny, miałem czas na poprawianie dźwięku posiadanych, potem też dokupywanych, komponentów. Również poprzez eksperymenty. Zainteresował mnie raczkujący w latach osiemdziesiątych temat kierunkowości kabli - początkowo mówiło się tylko o głośnikowych…

Niezależnie od innych możliwych wyjaśnień, wydawało mi się sensowne, że w kierunku, w którym w trakcie formowania drutu (odlewania, walcowania, przeciągania) ułożyły się kryształy jego struktury, przepływ elektronów jest następnie łatwiejszy. "Z górki", w przeciwieństwie do "pod górkę" w przeciwną stronę - ze skutkami dla dźwięku słyszalnego z głośników. I z logicznie wynikającym rozróżnieniem na kierunki: lepszego i gorszego brzmienia (dalej: KLB i KGB).

Zadawałem sobie jednak pytanie - i nie znajdowałem żadnego uzasadnienia - dlaczego miałoby się to odnosić wyłącznie do kabli głośnikowych. 
Istotnie, moje odsłuchy wykazały, że kierunkowe są absolutnie wszystkie elementy toru sygnałowego. 
Jak również zasilaczy wszelkich komponentów: w części zarówno stało- jak i przemiennoprądowej. 

To ostatnie dało się rozszerzyć eksperymentalnie na całą domową instalację elektryczną.
Fakt, że przekręcenie np. kabelka w lodówce lub bezpiecznika w telewizorze wpływa na dźwięk moich głośników, mogłem jeszcze zrozumieć. Jeżeli elektronom staje się ”łatwiej" na tym odcinku, to i poprawia się ogólna sytuacja na tablicy rozdzielczej, z której wszak czerpią także zasilacze komponentów audio…   
Gorzej było ze świadomością, że jest to wszakże prąd przemienny! 

Wykrytą następnie kierunkowość metali niepodłączonych do obwodu prądu, ale umieszczonych w jego pobliżu (np. elementy obudowy wzmacniacza) tłumaczyłem sobie jeszcze interakcją poprzez pole elektromagnetyczne i indukcję. 
Co jednak z wykazaną poprzez moje kolejne eksperymenty kierunkowością izolatorów? Na przykład koszulek na przewodach? Oczywiste, że w trakcie formowania ich struktura także ułożyła się kierunkowo - ale jak wpływa to na przebieg elektronów w okalanym przez nie przewodniku? Poprzez pole elektrostatyczne? Czy też poprzez mechaniczne oddziaływanie?

W takich to sytuacjach brak teoretycznego przygotowania - nie mam bowiem wykształcenia technicznego - skutkuje ambiwalentnie. Z jednej strony nie pozwala zrozumieć zjawiska. Z drugiej, nie blokuje - „to niemożliwe!” - umysłu i uszu…

Los chciał, że w miarę nawiązywania na powrót kontaktów z Trójmiastem zaprzyjaźniłem się z audiofilami skupionymi - jak napisałem w odcinku „Pajace” - wokół salonu "SIR". Stworzyliśmy społeczność, którą żartobliwie - i nieformalnie - określmy jako „klub”. Łączy nas otwarte podejście do wszystkiego w audio, co  „niemożliwe”, przede wszystkim zaś wrażliwość na różnice brzmieniowe wynikające z kierunkowości.

Po pierwsze, w barwie. Są jak olej i akwarela: KLB soczysty, KGB blady. Po drugie, w definicji. KLB czysty i zwarty. KGB brudny, wymęczony; nawet cisza brzmi niespokojnie; niskie tony fortepianu mają mniej fundamentu i potęgi; sybilanty i "przeszkadzajki" syczą; perkusja sprawia wrażenie niedobitej - jakby ręka uderzając zarazem się cofała...
Proszę powiedzieć "a" jak "As" czy "Ala". Następnie zaś "a" na wdechu - jak wtedy, gdy coś nas zdziwi lub przestraszy. Tak właśnie brzmi KGB: muzyka na "ssaniu". Dająca odczuć to właśnie, że sygnał napotyka na swojej drodze przeszkody…

Co gorsza, poszczególne częstotliwości pokonują je z różną skutecznością, czego efektem są - po trzecie - zakłócenia koherencji czasowej, zgodności fazy. Instrumenty są gorzej ze sobą zsynchronizowane, pogarsza się wybrzmiewanie, rytm staje się bardziej monotonny, wysokie tony uciekają ze sceny muzycznej w przestrzeń na boki...
Przede wszystkim zaś przestaje być wyraźnie słyszalna intonacja. Jest to nadal kompozycja - jako zbiór tonów odpowiadających nutom partytury. Jednak przekaz o interpretacji utworu przez wykonawcę - styl, rytm, dynamika, artykulacja - staje się mało czytelny, czasem wręcz zafałszowany.

Wnikliwy czytelnik - który już kilkakrotnie zatroszczył się o logikę tych wpisów, i któremu za to dzięki - zauważy, że podobne uwagi wyrażane były w odniesieniu do niektórych rodzajów cyn, aczkolwiek odsłuchiwanych w ich KLB! Wytłumaczeniem jest niedoskonałość struktury krystalicznej, niezależnie od ich orientacji, przy czym w KGB - każdorazowo sprawdzałem - brzmiałyby jeszcze gorzej. Dychotomia więc powyżej opisana słyszalna jest najlepiej w przypadku struktury optymalnej - i od niej to powinien czytelnik rozpocząć eksperymentowanie. Jeśli więc po raz pierwszy w życiu ujmiecie w detektor kawałek cyny, niech to będzie Stannol HS10. Jeśli kawałek drutu, to miedzianego „solid core”, bez koszulki…

Inne metale odwiodłyby nas nieco od neutralności; w kierunku czasem pożądanym - nie jednak w przypadku inicjującego odsłuchiwania. W splocie zaś, wiązce, każdy z włosów mógłby być zorientowany w kierunku innym, przy czym efektywny KLB byłby - jako tylko wypadkowa - słabiej definiowalny. Koszulka mogłaby mieć KLB w stosunku do przewodnika przeciwny… 

W przyszłości - słuchem już wytrenowanym - odróżnicie kierunek lepszego brzmienia nawet w sytuacji, kiedy będzie tylko kompromisem. Teraz jednak chodzi nam o przyczółek najwłaściwszy dla pierwszego postawienia stopy („stopy usłyszenia” - jak by to nie zabrzmiało zabawnie).

W tej samej intencji popracujcie nad detektorem. Co do kierunkowości jego kabli i krokodylków - zanim w przyszłym wpisie "Duotech" opiszemy możliwość ich przekierunkowania - pomocna będzie selekcja. Z dwóch kanałów wzmacniacza - zanim w przyszłości opiszemy sposób ich ujednolicenia - użyjcie bardziej pod względem kierunkowości poprawny. Jeżeli zaś źródłem dźwięku miałaby być czarna płyta, posłużcie się nagraniem z tej strony, która nie „ssie” (także winyl płyty jest kierunkowy). Jeśli odsłuchiwany kawałek drutu położycie na jakiejś podkładce, to zadbajcie również o jej optymalne ukierunkowanie. Jeśli na stole z drewna, to w kierunku wzrostu jego słoi…

To już zapewne uznacie za przesadę…
Wzmożona troska o Wasze doznania słuchowe wynika jednak ze specyfiki sytuacji. Na kierunkowość brzmienia nie ma bowiem żadnego innego dowodu. Różnicy w ułożeniu kryształów nie uwidoczni żaden mikroskop, a odmienności elektrycznych parametrów przewodzenia nie potwierdzi żaden miernik. Zdać się możemy tylko na świadectwo uszu (współdziałających, oczywiście - patrz wpis "Beethoven" - z mózgiem). 

Konsekwentnie więc, klub nasz za najdoskonalszy instrument badawczy i najdokładniejszy przyrząd pomiarowy uważa słuch

Kartezjusz: "myślę, więc jestem".
Święty Augustyn: "wątpię, więc jestem”.
Zachowując zaś wszelkie proporcje, nasz klub: "słyszymy, więc to jest".













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie