od Jurka:

31. Wesołych Świąt!


Przyszło mi do głowy, że wypadało by, abyśmy, klubowicze, złożyli z okazji Świąt Bożego Narodzenia najserdeczniejsze życzenia dobrego dźwięku Czytelnikom blogu. Oraz szczęścia, zdrowia i pomyślności wszelkiej.
Też przyszło, że wypadało by dołączyć okolicznościowych słów kilka. 
Jeśli jednak rozważyć możliwości tematyczne, ląduje się na rozdrożu. 
Może pójść w temat wyższości świątecznej zgody ponad codziennymi rozbieżnościami? - ale napisał już o tym w internecie Premier.
Wdać się w rozważania na temat religijnego sensu? - ale również tamże jest o tym wypowiedź Arcybiskupa… 
Zaś pod wpisami ich obu komentarze liczne, dez- i aprobujące; jako naród różnimy się nadal - i tylko pytanie, czy pięknie…

Może więc treści inne, egocentryczne. „Święta i ja”. Albo nawet: „ja i święta”…

Otóż zdarzyło mi się być przed kilkoma dniami na okolicznościowym wieczorze śpiewania kolęd. 
Przez występujący amatorski zespół muzyczny - i przez całą widownię. 
Gdynia-Chylonia, dzielnicowy dom kultury, prowadzenie przez panią Inez bardzo komunikatywne. Jeśli mimo to narzekać (a w najsmaczniejszym cieście powinien być gorzki migdał) nie zaśpiewali - i nie zaśpiewaliśmy - „Bóg się rodzi”! 
Kolędy siedemnastowiecznej ze słowami Franciszka Karpińskiego, spośród wszystkich polskich myślowo najciekawszej i artystycznie najdoskonalszej. Nawet jeśli dla wielu rodzący się Chrystus to tylko człowiek, jest w tej kolędzie owo "tylko" dech zapierające.
Z żalem więc pomyślałem, że jej poetyckie metafory, wyszukany dobór oksymoronów i wzniosłość treści dosłownych przegrywają obecnie ze zgrzebną i cokolwiek kiczowatą prostotą większości naszych kolęd innych. Tak jak - przykładowo - w polityce treści głębsze z populizmem. Taki teraz duch czasu po prostu…
Jesteśmy jednak w blogu (czy też: „na blogu”?) tematycznym, treści zaś wpisu zapowiedziane zostały jako osobiste, urzeka mnie więc również tamtej muzyczny patos, a i zawarte w niej wyzwania wokalne. 
Jeśli bowiem zacząć od "małego F", to już ton następny przypada o całą oktawę wyżej, na "F" razkreślne - dla barytona, jak ja, trochę już problem. Wprawdzie nie będąc danego dnia "przy głosie" mógłbym zacząć w tonacji niższej - i wtedy wystarczyło by sięgnąć po razkreślne "C", a to bułka z masłem. Wymagające są jednak dynamiczne kontrasty - dźwięki coraz to wręcz wrzucamy, jakby skandująco - oraz technika oddechu. Musi być często i szybko czerpany, przy czym część tonów śpiewamy przy wciąganej właśnie przeponie - nie zaś, jak zazwyczaj, tłocząco. Dodatkowo przydałby się głos wręcz operowy, najlepiej tenor dramatyczny lub spinto…

I nadal czysto subiektywnie: takie właśnie - w stylu operowej arii - lubię kolędy najbardziej!
Na przykład „Aber Heidschi Bumbeidschi Bum Bum”, w wykonaniu Placido Domingo.
„Cantique de Noel” (nad „e” dopiszmy ręką dwie kropki, w mojej tastaturze brakujące)/„O Holy Night”/ „O Helga Natt”- spośród zaś licznych wykonawców preferowani: Caruso, Lanza, Bjoerling i Kaufmann.
Druga z polskich kolęd najpiękniejsza: dziewiętnastowieczna "Mizerna Cicha" - której to jednak nie zaśpiewaliśmy w Chyloni również! Mimo że urzekająco melodyjna, a i pełne uroku - autorstwa Teofila Lenartowicza - słowa. Również tutaj byłby potencjał do zaśpiewania jak arii, ze znanych mi jednak wykonawców najlepszy, Krzysztof Krawczyk, czyni to raczej piosenkarsko.
„Stille Nacht”/„Silent Night” - choć i tutaj potencjałowi kolędy nie dorównuje znane mi wykonawstwo. „Trzej tenorzy” na żywo to raczej komercja, Andrea Bocelli brzmi za bardzo pieśniarsko, za mało operowo, zaś Jonas Kufmann - „live” na stadionie w Monachium, z czerwonym szalikiem i w palcie - bardziej barytonowo, niż jako tenor powinien… 
Więc rekomendowany solista w tym przypadku zupełnie odmienny: Christina Aguilera!

Skoro zaś  odchodzimy od klimatów operowych, możemy poświęcić nieco miejsca płycie, na której ten ostatni utwór zajmuje poczesne miejsce: „Cantate domino”- z atmosferą świąteczną perfekcyjną.
Dodatkowo rekomendowanej już w tym blogu jako winyl dla ustawień systemowych najstosowniejszy. Spośród zaś na niej utworów: „Maria Wiegenlied” i „Stille Nacht” właśnie. Bez nich nie podejmuję się oceny ostatecznej jakichkolwiek komponentów - ani ustawienia gramofonu. 
O poprawności tonalnej testowanego sprzętu i wielkości VTA oraz siły nacisku wkładki - zaświadczy naturalność głosów: męskich, kobiecego sopranu i sopranów chłopięcych, też głębi i ciężaru organów oraz „ambience” - nasycenia katedry powietrzem. O perfekcji fazy oraz siły antyskatingu - rozmieszczenie chłopców, dla obu kanałów jednakie - i zsyntetyzowanie organów oraz kobiecego głosu w dokładnym geometrycznym środku (aczkolwiek pogłos tego ostatniego będzie przy tonach wysokich stamtąd uwalniany - i będzie pomiędzy głośnikami błądził)… 
Przerwijmy jednak opis tych szczegółów techniczno-brzmieniowych - aby nie oddalić się nadmiernie od dziś wymaganego świątecznego nastroju…

Na drugim jednak biegunie, przy tylu już moich ocenach komponentów i ustawianiach gramofonu, można sobie wyobrazić, jak często, a i głośno, ta atmosfera zimowo- bożenarodzeniowa była w moim mieszkaniu przywoływana - i to w porach zupełnie nieadekwatnych, nawet letnich, nawet postnych; aczkolwiek ku zawstydzeniu mojemu wobec sąsiadów (których to przeprosiłbym niniejszym, gdyby blog ten czytali)…
I również łatwy do wyobrażenia opłakany stan egzemplarza tego winylu w moim posiadaniu…
W tym zaś świetle zrozumiała motywacja Jacka, który po posiedzeniu klubowym z jego udziałem - na blogu już opisanym, ale dodajmy, że wśród innych również ta płyta była odsłuchiwana - przysłał mi, już po swoim powrocie do Vancouver, nowiutki jej egzemplarz; Jacku, raz jeszcze podziękowania!

Teraz odejdźmy od świąt ponownie - najpierw uogólniająco: wydawać by się mogło, że pod tą samą etykietą powinny być treści identyczne…
Jeśli więc, przykładowo, wbiję w wyszukiwarce google swoje nazwisko i imię - w jego formie jakiejkolwiek - to powinny pojawić się treści tylko mnie dotyczące. Ale niekoniecznie. Jestem tam nie tylko tym, którym naprawdę - i nie tylko, czym naprawdę - jestem. Również fotografem, a i członkiem witryny facebook - tam zaś na zdjęciu z kobietą wprawdzie mi nieznaną, niemniej piękną - a i właścicielem salonu samochodowego, a i budowlanym przedsiębiorcą, i to w różnych częściach Polski. Życiorysów wartościowych wiele, do których aspirować moje skromne "ja" byłoby chętne - choć niekoniecznie do tych dobiegłych już końca. Występuję bowiem w google również jako już nieżyjący… 

Wracając zaś - wprawdzie nie do świąt - przynajmniej jednak do naszego hobby, pod tą samą etykietą „Cantate domino” posiadam teraz dwie płyty brzmieniowo odmienne. 
Inna ich tonalność, inna „ambience”, nieco odmienna faza i - nieco bardziej - fraza, w rezultacie też różnice rytmu. Nawiązując zaś do asocjacji już w tym blogu przywoływanych, jedna jest jak malowidło akwarelowe, druga jak olejne; pisałem też o tendencji brzmieniowej analogowej i digitalowej - odpowiednio….
W tym wprawdzie konkretnym przypadku można wytłumaczyć, że mój zdarty egzemplarz to tłoczenie - aczkolwiek z taśm „proprius” - jednak firmy niemieckiej „Atr”. (Zapewne społeczności audiofilskiej polskiej nieznanej i pewnie już nieistniejącej; przypomnijmy więc, że niegdyś mieli w dystrybucji i modyfikowali opatrując własnym logo wiele wartościowych produktów, między innymi wkładki MM dobrze brzmiące.) Podarunek zaś od Jacka to oryginalne tłoczenie „proprius”; nie będę im obu przyporządkowywał opisów powyższych, obie płyty mieć warto.
Dla kolegów kolekcjonujących winyle treści powyższe nie będą odkrywcze. Odmiennym tłoczeniom tych samych tytułów daleko od identyczności, a jesteśmy od niej oddaleni nawet w przypadku tego samego różnych egzemplarzy (na przykład dwa „Final Cut” „pinkflojdów” w moim posiadaniu - pod każdym innym względem identyczne - też różnią się brzmieniowymi niuansami)…

I nie zawracalibyśmy sobie tymi oczywistościami głowy, gdyby punktem wyjścia nie było „Cantate domino”. Do opisania zaś tej płyty ostatniej - Święta…
I czas już najwyższy, aby od zamiaru przejść do czynu. Od tego, co zrobić by wypadało, do zrobienia właśnie.
Owe Życzenia Świąteczne - na wstępie zapowiedziane - niniejszym SKŁADAMY!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie