od Jurka:

36. Czas na ciszę 

Tak przynajmniej w piosence polskiego zespołu, z której dowiadujemy się, że „sza, sza” - a potem to, co w tytule właśnie. Ponieważ fałszywie - zdaniem zespołu - zostało w nas wpojone, że „tylko krzykiem zdobywa się świat - a to nie tak!”. Z drugiej jednak strony chi tace, acconsente - „kto milczy, zgadza się” - twierdzi włoskie przysłowie. 
I już nie wiem sam…
Idea tekstu pojawiła się w trakcie pisania poprzedniego - wespół jednak z wątpliwościami, czy te treści znajdą - no właśnie! - czytelniczą zgodę. Może więc lepiej, bym zachował - no właśnie! - ciszę?!

Czym jestże ona jednak? I to nie - jak wyżej - w przenośnym, ale fizykalnym sensie… 
Jako laik domyślam się tylko, że stanem niewystąpienie dwóch okoliczności - a przynajmniej z nich jednej: drgań potencjalnego źródła dźwięku oraz mogącego je propagować - jako falę akustyczną - środowiska sprężystego. 
Praktycznie jest nim dla nas, audiofili, powietrze; cisza zaś oznacza, że ciśnienie jego nie jest modulowane przez cokolwiek drgającego.
Praktycznie stan nieosiągalny: zawsze jakoś tam „zagrają” druty sieci czy uzwojenia transformatorowego, coś tam zaburczy w brzuchu, jakoś tam zawiruje i zaszumi niewytarty kurz na meblach…
Niemniej umownie możemy mówić o ciszy w pokoju odsłuchowym - zanim puścimy płytę. Czy też - zanim rozebrzmią organy - w nawach katedry. Czy też w samochodzie - zanim włączymy radio. Czy w piwnicy - zanim zapiszczą myszy… 
W każdym jednak przypadku odczujemy inaczej - aczkolwiek niemodulowane - ciśnienie powietrza, a już na przykład pomiędzy skomprymowaną akustyką automobilu i rozproszoną kościoła jest różnica tak skrajna, że aż wyzwala z pęt rozsądku wyobraźnię…
I pozwala jej sformułować wyrażenie: „brzmienie ciszy”! 
I w takim to rozumieniu używam je teraz… 
(Nie nadając mu natomiast znaczeń tak alegorycznych, jak w piosence „Sound of Silence” pewnego duetu amerykańskiego; osobny tekst musiałbym poświęcić rozwikływaniu tamtejszych przenośni - a i to bez gwarancji powodzenia. Bowiem również na poezji się nie znam.)

Konsekwencje zaś będą dla wnikliwego czytelnika jasne. 
Oto nie musimy śpiewać, rozmawiać czy też klaskać w dłonie dla odczucia akustyki planowanego jako odsłuchowe pomieszczenia. Wystarczy pomilczeć: w nim ogólnie, a także - poń wędrując. I poprzez percepcję ciśnienia akustycznego ocenić zarówno jakość całości, jak też ewentualne braki zrównoważenia w poszczególnych jego partiach. 
Tę samą mamy możliwość wprowadzając, lokalizując i orientując dowolne akcesoria. Nawiązując do przykładu  z wpisu poprzedniego: zmiana ustawienia książki względem środka pomieszczenia odsłuchowego wpłynie również na naszą percepcje lokalnego ciśnienia akustycznego. Grzbietem - je skomprymuje, luźnymi kartkami - zagęści; i mamy zawsze wybór, co jest miejscowo - i dla całości pomieszczenia - stosowniejsze.  Tak samo możemy poprzez brzmienie ciszy usłyszeć obie orientacje, jak niewidomy „zobaczy” je poprzez dotyk ręką. 
„Możemy” nie oznacza jednak, że to metoda dla porównań lepsza. Własny śpiew oraz odsłuch muzyki pozostają nadal rekomendowane najbardziej…

Istotny jest natomiast inny kontekst. 
Zamiast zamykać się - z „naszą muzyką” - w pomieszczeniu odsłuchowym, lepiej rozewrzeć dla niej wszystkie drzwi wewnętrzne mieszkania. Im dalej od poczucia klaustrofobii, tym bliżej otwartości koncertowej sali: ambience, propagacja i wybrzmiewanie dźwięku. W konsekwencji jednak, również akustyka pomieszczeń innych jest dla brzmienia systemu w pokoju odsłuchowym istotna…
Ach, drewniana zabudowa sąsiedniego przedpokoju - ile dodaje brzmieniu systemu naturalności! 
Och, właściwości rozpraszające naczyń kuchennych! Oraz tłumiące sypialnianego łoża i - w otwartej szafie - garderoby!
Uff, akustyka łazienki - jak tuba wzmacniająca! Zaśpiewaj „Śmiej się pajacu” - wśród ceramiki ledwo niewytłumionej - a zabrzmisz jak tenor operowy…
Co do jednak peryferyjnych pomieszczeń tych wyposażenia, raczej nie zaśpiewamy - odkładając każdorazowo na miejsce jakikolwiek będący w codziennym użytku przedmiot;  też nie udamy się ku naszemu systemowi, aby włączyć go dla odsłuchów porównawczych. 
Jeśli natomiast wyczulimy się, uwrażliwimy, na lokalne brzmienie ciszy, to ręka ulokuje każdorazowo odkładany przedmiot w kompatybilnej lokalizacji i orientacji - automatycznie! 

Poniżej fotka przedmiotów na szafce bocznej w mojej łazience - tytułem przykładu. 
Zrobiona od strony drzwi - poprzez które to przybywa fala akustyczna z pokoju odsłuchowego (kiedy otwarte, oczywiście - bo są zamykane, gdy intymna potrzeba). Książka - lokalna lektura - odkładana jest w stosunku do tego kierunku grzbietem, dla przeciwdziałania ogólnemu tutaj rozproszeniu ciśnienia.  Z efektem jednak przesadnym - a spotęgowałoby  to jeszcze zorientowanie zapasowego ręcznika grzbietem złożenia. Ten leży więc odwrotnie - i tak samo odkładam bieżące tygodniki. Też rozpraszająco zorientowany jest drewniany grzebień - zębami naprzeciw akustycznej fali… 

Ale zdaję sobie sprawę, że wywody powyższe mogą wydać się fantasmagorią. 
Jak owo, chyba już przez mnie cytowane, stwierdzenie Martina Collomsa - że byłby w stanie napisać recenzję komponentu wysłuchawszy odtworzonego przezeń pojedynczego tonu fortepianu. Lub też - zachowując wszelkie osobowe proporcje - moje, które być może padnie przy okazji finalnego opisu ustawiania wkładki gramofonowej: że pojęcie o jego jakości daje już odsłuch brzmienia wprowadzającego rowka płyty… 
Treści tak ryzykowne -  że mogą podważyć zaufanie do całości blogu. A przecież wszystko, co w nim opisane - choćby częściowo dla nas, Klubowiczów, nie zawsze zrozumiałe - to gwarantowanie przez nas słyszalne. Jeśli zaś przez czytelników nie od razu, to z upływem czasu - i z dozą cierpliwości w tropem tym podążaniu - i dla nich takowym się stanie.
Jakoś jednak brak mi pewności, że również w odniesieniu do tematyki tutaj opisanej…

Nadeszła w dodatku wiadomość od audiofila Tomka, że wznawia uczęszczanie na koncerty i wysłuchał świeżo recitalu Marthy Argerich. Nie wdaje się jednak w relację - i wymowny to znak, że inne jego emocje ważniejsze. Był również na koncercie orkiestry kameralnej - a to w Elbphilharmonie, pięknym obiekcie dobudowanym na dachu spichrza w hamburskim porcie. Konkretnie zaś nie w znanej mu już dużej - ale w małej sali, która do zobaczenia pod adresem: 
https://d3c80vss50ue25.cloudfront.net/media/filer_public/0e/f6/0ef6b905-71da-4dd9-8868-9e988af9f279/kleiner_saal_c_michael_zapf_2.jpg
A którą to Tomek opisał następująco: 
"Niesamowita! Ściany wyłożone masywnym drewnem wyfrezowanym w technice cnc - w jakby fale i zmarszczki. Jakość dźwięku fenomenalna, a i estetyka bardziej na mój gust niż sala wielka. Na elementy akustyczne zużyto 250 m3 francuskiego dębu, powierzchnia 900 m2, wyfrezowano 40 000 fal z fałdami, każda inna, a wszystko tak sklejone, że prawie nie widać fug(…)"

Odczuty zaś kontrast pomiędzy tą hamburską precyzją, a moją trójmiejską w tym temacie mgławicznością, umocnił mnie tym bardziej w przekonaniu, że lepiej potraktujmy ten tekst o ciszy jako nieistniejący, a nawet nienapisany. 
Spuśćmy nań po prostu zasłonę milczenia. 
Czyli właśnie ciszy.…






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie