od Jurka:

42. Skąd sygnał?

Po wpisie „Który potencjometr” mógłby nastąpić: „Jakie źródło?”; jednak nie nastąpi.
Testy i rekomendacje komponentów znajdziecie gdzie indziej: czy to w internecie, czy też w pismach branżowych - warto jednak mieć świadomość, że dotyczące zawsze konkretnego egzemplarza. Każdy bowiem inny - chociaż tej samej marki, tego samego typu - brzmieć musi od opisanego odmiennie! 
(Nie można natomiast zarzutu tego typu postawić  potencjometrom z wpisu poprzedniego. Były bowiem dźwiękowo wyoptymalizowane, w razie potrzeby nawet przepalane. Porównane więc zostały nie tyle pojedyncze egzemplarze, co potencjały brzmieniowe modeli przez nie reprezentowanych.)
W odcinkach zaś wcześniejszych opisane zostały powody: przypadkowa kierunkowość elementów (przewodników oraz izolatorów), przypadkowe rezonanse mechanicznych części. 
I nawet trudno mieć o to pretensje do producentów; kwestia na tyle ciekawa, że rozważamy z administratorem Piotrkiem poświęcenie jej osobnego wpisu, nawet tytuł - „Co na to KEF?” - przyszedł już na myśl…
Wie zatem wnikliwy czytelnik, co oczekuje go po zakupie jakiegokolwiek produktu: „tuning”… 

Poznał już także fazy przedsięwzięcia; powtórzmy je dla pewności.
Ustalenie lepiej brzmiącej polaryzacji sieci i kierunku bezpieczników. 
Optymalizacja kierunkowości i tonalności kanałów - najpierw z osobna, potem doprowadzenie do ich w tych aspektach identyczności. Poprzez właściwą  orientację symetrycznych części, ewentualną ich roszadę pomiędzy kanałami, przepalanie zdatnych do tego elementów (choć o tym dopiero w przyszłości), optymalny wybór typu i długości koszulek,  rodzajów cyny, preparatów wygłuszających, a nawet i lakieru do paznokci. 
Na koniec ostateczna korektura brzmienia w stereofonii - poprzez optymalizację ośrubkowania: dobór materiału i rodzaju wkrętów, potem selekcja indywidualnych egzemplarzy dla każdej konkretnej lokalizacji. 
(Tu już wkraczamy w kwestie mechaniki - które to w zakresie jeszcze szerszym dominować będą przy „tuningu” gramofonu; ale o tym w przyszłości oddzielnie.)
Powstaje przy tym - i jest tematem wpisu - pytanie, jakiego sygnału przy tym słuchamy. 
Oczywiste bowiem, że nie wyprodukowanego przez generator - lecz muzycznego!
Pamiętamy, że dla celów powyżej opisanych najlepszy jest  utwór "You & the Night & the Music" z kompaktu P. Barber "Modern Cool". Najpierw kanał wyłącznie lewy, wpinany kolejno w oba wejścia komponentu, następnie całość - odsłuchiwana już w stereo.  
Poniżej zaś zdjęcie źródeł innych: płyty winylowej i kilku kompaktów, które w wieloletniej praktyce - zarówno indywidualnej, jak i klubowej - okazały się dla optymalizacji komponentów również przydatne. 
(Podkreślmy, że nie jako referencje dla demonstrowania i oceniania brzmienia systemu. W tym celu sięgamy po tytuły inne, zapewne zaś każdy czytelnik ma preferencje własne.)

Ponieważ dźwiękowo najdoskonalszym źródłem jest gramofon, zacznijmy od winylu „Cantate Domino”. 
Dwa stamtąd utwory, „Mariae Wiegenlied” i „Stille Nacht”, posłużą nam dla ustawienia VTA/SRA oraz siły nacisku. Orientujmy się na naturalność sopranów chłopięcych i kobiecego (także „słodycz” śpiewu), i jak najniższe „zejście” organów, słyszalność wielkości i pogłosu kościoła… 
Konieczna będzie wszakże wstępna decyzja. Płyta ze zdjęcia, wytłoczona przez firmę „ATR”, jest standardowej niegdyś grubości 1 mm. Możemy jednak użyć jako referencji 2-milimetrowego tłoczenia firmy „Proprius” lub też - decydując się na inny materiał muzyczny, tutaj niezalecony - jakiś z grubych „winyli” produkcji najnowszej; ustawienia powyższych parametrów powinny być wówczas inne.
Jeśli więc nie posiadamy ramienia z wysokością dającą się regulować łatwo i powtarzalnie (przykładowo „Wheaton Tri-planar” - nawet w trakcie odtwarzania), oceńmy po prostu, jakich płyt mamy w swojej kolekcji najwięcej. 
Ustawienia dokonane dla nich będą dla innych kompromisem - z którym jednak żyć można…
Z grubością wszakże powiązany jest ciężar - i przed posiadaczami gramofonów ze sprężynowym zawieszeniem o wysokiej podatności staje konieczność innego, aczkolwiek powiązanego z grubością, wstępnego wyboru: referencyjnej wagi płyty. Fabryczne egzemplarze wahają się w tym względzie od 100 do 200 gram.  Przykładowo więc, znany już czytelnikom audiofil z Vancouver Jacek zdecydował się na 180 g,  słynny zaś Jarek „SIR” Rozdębski optuje za ciężarem tradycyjnym - jak płyta na zdjęciu - około 120 gram… 
Konsekwencje takie, że tylko w przypadku wybranej wagi płyt talerz jest perfekcyjnie poziomy - i tylko dla niego ustawimy optymalny antiskating. 
I znowu: da się, na szczęście, żyć z kompromisem brzmieniowym przy płytach o ciężarze odmiennym.
Ustawiamy mimo to antiskating dla swojej wagowej referencji, gdyż tylko w ten sposób usłyszymy - i zakonotujemy w pamięci - brzmienie optymalne, jako punkt odniesienia dla wszelkich porównań.
Co do zaś samej regulacji, klub zaleca użycie nienaciętej strony z podwójnego albumu Diany Krall „Turn Up the Quiet” (brak na zdjęciu, gdyż nie chodzi tu o materiał muzyczny - nawiasem mówiąc, nieco „ssący”, nie całkiem w fazie). Ramię opuszczone w połowie szerokości nie powinno powędrować ani ku środkowi płyty, ani na zewnątrz. 
Nie musi to być jednak ustalenie ostateczne. 
Płyta ta jest stosunkowo ciężka, będzie więc musiało zostać doprecyzowane, jeżeli używamy gramofonu z zawieszeniem, a odtwarzać w większości zamierzamy winyle lżejsze. Jest też powód inny, uniwersalny: odmienność oporów igły na powierzchni gładkiej - jak w powyższym przypadku - i w naciętym modulowanym rowku.
Przy rozmaitych zaś możliwościach optymalizacji antiskatingu Klub nasz preferuje - po prostu! - odsłuch. 
I znowu sięgamy po „Cantate Domino”, stamtąd zaś po „Stille Nacht”.
Przy ustawieniu prawidłowym soprany dziecięce na początku utworu będą słyszane - i propagowane - równouprawnienie z obu głośników (a więc rozlokowane równomiernie na prawo i lewo sceny muzycznej). 
Dla wstępnej zaś porównawczej orientacji sięgnijmy po to samo nagranie na płycie kompaktowej (warunkiem ta sama głośność kanałów przy CD jako źródle)…

Przejdźmy jednak do parametru w tym blogu najważniejszego: kierunkowości. 
Ewentualne deficyty w przebiegu kabla „phono” i okablowania wewnętrznego ramienia dadzą się skorygować poprzez przepalenie (o którym już niebawem); nie jest ono jednak możliwe w przypadku wkładki. 
Pisałem już o tym, iż wyeliminowałem w mojej „Accuphase” zewnętrzne bolce - jako że orientacja KLB ich części była niewłaściwa - i dolutowałem okablowanie ramienia bezpośrednie do cewki. Pozostaje mi jednak powtórzyć zakaz naśladownictwa - zbyt ryzykowna to operacja. 
Jeszcze gorzej z samymi zwojami. Ewentualny ich nieprawidłowy KLB to jedna z sytuacji, wobec których Klub - jak już zapowiedziałem - jest bezradny; zło możemy tylko zminimalizować - a to poprzez kierunkowości obu kanałów upodobnienie. 
I znowu płyta winylowa „Cantate Domino” okaże się przydatna. 
Odsłuchujemy najpierw wyłącznie lewy kanał utworu „Mariae Wiegenlied”, obracając przy tym wtykiem RCA w gnieździe lewego wejścia przedwzmacniacza gramofonowego (efektywnie więc zmieniając miejsce podczepienia „minusa”) - aż do uzyskania możliwie najniższego „zejścia” organów.
Taka zaś specyfika nagrania, że dźwięk tego instrumentu zsyntetyzowany jest z kanałów obu. 
Wnikliwy czytelnik już się domyśla: podłączając dodatkowo wtyk RCA prawy i obracając nim w korespondującym gnieździe, znajdziemy pozycję, w której oba kanały syntetyzują się ze sobą perfekcyjnie - dźwięk organów wręcz pełza po katedry podłodze!
Sens tego przedsięwzięcia jest taki, że rezygnujemy w przypadku gramofonu z ambicji osiągnięcia autonomicznej perfekcji w zakresie kanałowej symetrii; akceptujemy nie dające się uniknąć odstępstwa - i dopasowujemy je synergicznie do systemu całości… 
Którego natomiast inne komponenty staramy się nastroić symetrycznie w sensie - jak już była mowa we wpisach poprzednich - absolutnym. 
O tym zaś - wraz z opisem reszty zdjęcia - w odcinkach następnych…

I jeszcze relacja nawiązująca do odcinka poprzedniego, dotyczącego motywów niezakupienia niegdyś „Penny&Giles”. 
Po tym, jak moja postawa samoograniczenia - wyrzekania się tego, co najlepsze, choćby było dostępne - została przez otoczenia skrytykowana, postanowiłem poddać ją rewizji. 
Nie było to łatwe, jednakże po zmaganiach wewnętrznych podjąłem decyzję - i zamówiłem u „Curtiss-Wright”, producenta „Penny&Giles”, potencjometr F-15 (i zaraz też pomyślałem o innych przedmiotach - też osobach, jak również ideach - których nie czułem się dotąd godny, może niesłusznie?). 
Czy wkrótce nastąpi opis brzmienia? 
Nie nastąpi.
List brzmiał otrzymany:
„(…) sorry but the RF15 product range was made obsolete two years ago with no alternative. We no longer make any rotary conductive plastic for the audio applications. We still manufacture the linear faders but no longer rotary.”
Tak więc walka wewnętrzna była zbędna, ewentualna zmiana nastąpiłaby za późno.
Wniosek stąd natury ogólnej, że jeśli przestawiać w życiu zwrotnice, to w porę.
Przed przejazdem pociągu.
Albo pozostawić bieg jego starym torem już do stacji końcowej…






   



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie