od Jurka:

52. Korki

Nie chodzi o uliczne, ani też do zatykania butelek, lecz „bezpieczniki” - i taka będzie dalej używana nazwa.
Niewyeksponowanie jej w tytule spowodowały skojarzenia z okresu słusznie minionego, kiedy oznaczała potocznie osoby dzielące się wiedzą z pewnym urzędem; podczas gdy określenie użyte wywołuje wspomnienia rzewne. 
„Jurek, znowu przepaliło korki” - wzywała Mama, i szło się, w pełni wtedy sił młodzieńczych, do piwnicy ze świeczką (lub, to już później, latarką). 
I wymieniało się egzemplarz uszkodzony na zapasowy - w pogotowiu na obudowie tablicy rozdzielczej domowej sieci elektrycznej oczekujący…

Nie miejsce tutaj na całość problematyki z tą ostatnią związanej, a i nie dostaje autorowi kompetencji. 
Wiedza ta dostępna z innych źródeł (przykładowo artykuł Bena Duncana „The Mains Issue” w „Hi-Fi News&RR” z grudnia 1991 roku, tam też wykaz literatury dalszej); i tak jednak byłaby przydatna tylko audiofilom wznoszącym od podstaw swoje siedlisko; reszta zaś, w większości już osiadła, niechby zaingerowała minimalistycznie w infrastrukturę istniejącą. (Byle nie najstarszej proweniencji, z gniazdami instalacji połączonymi szeregowo - treści wpisu nie uwzględniają tego przypadku.)  
Jako zaś inspirację zaakceptujcie opis poczynań sprzed laty samego autora - pod warunkiem naśladownictwa również jego ostrożności. Napięcie bowiem pomiędzy fazą a zerem lub ziemią - to dwieście trzydzieści, pomiędzy zaś fazami instalacji trójfazowej - czterysta woltów! 
Pozyskajcie więc nadzór elektryka-fachowca; i dopiero w jego towarzystwie zdejmijcie obudowę tablicy rozdzielczej, uzyskując do bezpieczników dostęp.
Zapewne będą one typu obecnie dominującego, tzw. automaty - w odróżnieniu od topikowych. Co i dobrze, gdyż o ile łatwiej w przypadku tych ostatnich o kierunkową poprawność, wszelka jednak wymiana przepalonych wymagałaby - przy audiofilskich ambicjach - każdorazowej spośród zamienników selekcji. Dla naprawy natomiast  automatu wystarcza jeden ruch ręki - zaś wyboru dokonujemy raz jeden jedyny, przed instalacją. 
Tym bardziej niech będzie on staranny - też dlatego, że chodzi tu o bezpiecznik dla nas najważniejszy: sieci zasilającej audio.
Na załączonym zdjęciu widok jego przykładowego wnętrza. Przy tej ilości detali: przewodników prądu, „ślepych uliczek” i dielektryków w bezpośrednim sąsiedztwie - wszystkie one o przypadkowym KLB, w przypadku zaś produktów rozmaitych wytwórców również z odmiennych materiałów - różnorodność brzmienia jest oczywistością. Po pierwsze, w ogólnych muzycznych aspektach, po drugie - jako kategorii szczególnej - pod względem kierunkowości. 
Odpowiednio też dwuetapowo przeprowadzamy selekcję…

Zakupmy kilka bezpieczników różnych producentów, tej samej jednak wartości.
Typowe 16-amperowe mogą być niewystarczające - dla linii zasilającej źródła oraz wzmacniacz sporej mocy (o ile nie jest wyposażony w układ „miękkiego startu” - nawiasem mówiąc, jakość dźwiękową degradujący). Przykładowo, wzmacniacz autora „wysadzał” niegdyś przy włączaniu taki bezpiecznik prawie permanentnie. Przy obecnym 25-amperowym zdarza się to tylko sporadycznie - i taka wartość jest czytelnikom zalecana (pod warunkiem, że na klatce schodowej zainstalowane są bezpieczniki min. 30A, co koniecznie sprawdźcie).
Kolejno przepuście poprzez wszystkie zakupione  sygnał muzyczny. Zastosujcie zestaw opisany we wpisie „Detektor” - lub po prostu rozewrzyjcie tor plusowy jednego z pary głośników i podłączcie  doń bezpiecznik, w kierunku od gniazda dolnego ku górnemu (zgodnie z późniejszym przebiegiem fazy prądu), drugi głośnik odłączcie. Posłuchajcie w mono lewego kanału „Patrycji” - lub innej płyty o brzmieniu dla Was osobiście informatywnym - i dokonajcie porównawczej oceny pod kątem preferowanych przez Was kryteriów, przykładowo wierności tonalnej czy też czystości…
Nie jednak poprawności kierunkowej!
Tego aspektu na razie nie oceniamy, przeciwnie, staramy się wręcz zatkać nań uszy - a to do momentu dokonania wyboru.
I dopiero zakupiwszy - w kolejnym podejściu do sklepu - kilka egzemplarzy produktu wybranego, wznawiamy procedurę porównawczo-odsłuchową, tym razem pod tym właśnie kątem!
Reasumując, selekcjonujemy w efekcie pojedynczy bezpiecznik o zarówno możliwie najlepszym ogólnym brzmieniu, jak i największej ilości detali prawidłowo ukierunkowanych - a więc możliwie optymalnym wypadkowym KLB.
(Co do ostatniego aspektu, wnikliwy czytelnik dostrzeże opcję drogi na skróty: zakup egzemplarza pojedynczego i zastosowanie przepalarki. Sygnał jej nie wpłynąłby wprawdzie na stan „ślepych uliczek” i dielektryków, samo jednak prawidłowe ukierunkowanie toru mogłoby dać efekt wystarczająco pozytywny; oczywiście spotęgowany w przypadku przepalenia bezpiecznika poprzednio wyselekcjonowanego. Ta uwaga jednak w nawiasie, przepalarka bowiem, świeżo opisana, nie jest zapewne jeszcze w powszechnym posiadaniu.)

Autor nie jest nieomylny - i zalecone wcześniej zdjęcie obudowy tablicy nie było na tamtym etapie konieczne.
Teraz jednak będzie.
Dedykowany dla potrzeb naszego systemu wyselekcjonowany bezpiecznik „audio” - i tak go dalej nazywajmy - wpinamy bowiem dodatkowo obok już obecnych (nawet w przypadku instalacji jednofazowej będzie ich kilka, zblokowanych na wejściu łączącymi blaszkami). Od strony, gdzie na listwach mocujących jest więcej wolnej przestrzeni (w korespondującym zaś miejscu będziemy również musieli - wyłamując plastikową ściankę - poczynić dodatkowy otwór w obudowie). 
Pozostaje go podłączyć.

Od góry bezpieczników już istniejących wychodzi wiązka przewodów fazowych całej instalacji - wyszukanie spośród nich kabla „audio”, wiodącego do naszego systemu, przeprowadzimy dwuetapowo. 
Najpierw bowiem ustalamy, przy którym poszukiwać go bezpieczniku. To łatwe:  wyłączenie odpowiedniego poskutkuje ciszą systemu. 
Oznaczmy teraz ów bezpiecznik kropką lakieru do paznokci - aby pozostał łatwo identyfikowalny przy procedurze dalszej, nieco bardziej skomplikowanej. Zapewne bowiem wychodzi zeń górą  większa ilość kabli, również ku innym odbiornikom prądu. 
Wyłączając więc bezpiecznik „z kropką” (czyli przy przerwanym doprowadzeniu fazy i bez ryzyka porażenia) rozkręcamy jego górne gniazdo mocujące i kolejno uwalniamy wetknięte weń przewody. Cisza dobiegająca z naszego systemu (pomimo, oczywiście, ponownego bezpiecznika włączenia) zasygnalizuje identyfikację poszukiwanego kabla „audio”. 
I on to właśnie musi zostać z dotychczasowej lokalizacji uwolniony; następnie przytwierdzony do naszego nowego bezpiecznika „audio” - od jego góry; będzie to faza wychodząca. 
Od jego zaś dołu musimy teraz podłączyć fazę wchodzącą. 

W przypadku instalacji jednofazowej procedura łatwa: przytwierdzamy w to miejsce jedyny kabel fazy wiodący z klatki schodowej. Zarazem przeprowadzamy stąd kablowy łącznik z widelczykami - jak na zdjęciu, dostępny w handlu - do dotychczasowego miejsca usytuowania tejże fazy; będzie to dół tego samego co poprzednio bezpiecznika: pojedynczego lub jednego z kliku zblokowanych. (Taka preferująca nasz system audio kolejność podłączenia - pomimo elektrycznej równoległości - wpłynie na brzmienie systemu pozytywnie.)
Konieczna jest przy tym poprawność KLB nowo instalowanego łącznika: od miejsca nowej do, wstecznie, dotychczasowej lokalizacji. Ustalamy to poprzez porównawczy odsłuch dwóch możliwych ukierunkowań, a także wszelkich możliwych orientacji „przód-tył” blachy widelczyków. 
Ponieważ zaś operujemy od dołu bezpieczników mieszkaniowych, a więc przy przewodzonej fazie, wskazane jest, oprócz asysty fachowca, także wyłączanie bezpiecznika na klatce schodowej (i tylko czasowe jego włączanie - dla porównawczego odsłuchiwania wypróbowywanych konfiguracji).

Instalację trójfazową rozpoznamy poprzez ilość bezpieczników na klatce schodowej: trzy.
Jeszcze ich więcej w mieszkaniu - częściowo dołem zblokowanych - do trzech zaś z nich doprowadzone od zewnątrz tyleż kabli faz.
Zadaniem naszym jest kolejne ich uwalnianie i podpinanie do wejścia (przypominam: dół) nowego bezpiecznika „audio” - przy każdorazowym porównawczym odsłuchu brzmienia systemu. Przy tym pamiętamy o czterystu woltach napięcia międzyfazowego - tym więc skrupulatniej przy każdym przepięciu wyłączamy na klatce schodowe wszystkie trzy fazy, tylko zaś jedną - aktualnie odpowiednią - włączamy przy odsłuchiwaniu. 
Wnikliwy czytelnik domyśla się, że ustalamy na tej drodze najlepiej z trzech brzmiącą - i ona to na wejściu bezpiecznika „audio” pozostanie. Następnie, jak powyżej, do punktu jej poprzedniego usytuowania odprowadzamy kablowy łącznik - przy tych samych wyżej opisanych rygorach kierunkowości.

Zrekapitulujmy, dla uporządkowania, rezultaty naszych dotychczasowych poczynań. 
Zainstalowaliśmy nowy, brzmieniowo wyselekcjonowany, bezpiecznik - dedykowany dla  potrzeb audio. 
Od jego góry wyprowadzony został - zidentyfikowany i wysupłany spośród gąszczu innych -  pojedynczy przewód fazy wychodzącej ku naszemu systemowi. 
Do dołu zaś bezpiecznika doprowadziliśmy kabel fazy wchodzącej do mieszkania od strony klatki schodowej. Zapewne jednej z trzech - jako że instalacje trójfazowe są obecnie dominujące - i spośród nich brzmieniowo wyselekcjonowanej. 
Zarazem z tego samego miejsca biegnie, zorientowany optymalnie swoim kierunkiem lepszego brzmienia, łącznik - ku bezpiecznikowi tejże fazy oryginalnemu. Od góry zaś tegoż bezpiecznika wybiegają pozostałe tam kable wyjść fazowych innych odbiorników prądu. Podłączonych w efekcie do naszego systemu audio równolegle - na tej samej fazie. 
Wnikliwy czytelnik zauważy, iż dalszą poprawę jakości brzmienia uzyskamy przepinając owe kable na wyjścia bezpieczników dwóch faz pozostałych. Rozdzielając je adekwatnie do konsumpcji prądu podłączonych do nich odbiorników - przede wszystkim zaś do reakcji brzmieniowej naszego systemu. 
Dla całej naszej domowej instalacji elektrycznej szukamy na tej drodze optymalnego wypadkowego wektora KLB. O tyle bardziej zrelaksowani - i otwarci na subtelności dźwiękowe - iż etap to już finalny, w dodatku stosunkowo bezpieczny. Operujemy bowiem ponownie od góry bezpieczników mieszkaniowych - i wyłączamy je przy wszelkich próbach przegrupowania, adekwatnie do sytuacji.
Mając jednak na uwadze ewentualność szczególną, mianowicie posiadanie kuchenki elektrycznej trójfazowej. Jak wskazuje sama nazwa, potrzebne są dla jej funkcjonowania fazy trzy - i jedna z nich musi, jako wychodząca, na oryginalnym bezpieczniku pozostać. Równolegle więc do bezpiecznika „audio” i z negatywnym wpływem na brzmienie naszego systemu - ale trudno, taki układ…

Na pocieszenie, jest jeszcze brzmieniowa rezerwa. Zamiast korzystać z połączeń istniejących, możemy mianowicie poprowadzić od bezpiecznika „audio” ku naszemu systemowi osobną, dedykowaną, linię. 
O tym już jednak we wpisie następnym. 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie