od Jurka:

55. Wirus

Tytułując poprzedni wpis, którego tematem były baterie, posłużył się autor słowem brzmiącym podobnie: „bakterie”.
Uzasadnienie wymagało wprawdzie trudu wymyślenia pomostu treściowego - autor przyznaje samokrytycznie, że nieco sztucznego - czego się jednak nie robi dla rozbawienia czytelnika!
Tymczasem kontekst zrobił się inny: nieproszone odwiedziny kuzyna żyjątka powyżej wymienionego, odwiedziny tak masowe, sprawiły, że nie jest nam do żartów - i jest to postawa uniwersalna. 
Co do jednak strategii zachowań - przy czym rozpatrujemy nie te praktyczno-logistyczne, typu zakupy i unikanie zarażenia, lecz kognitywne i emocjonalne - są rozmaite opcje.
Dwie zaś spośród nich skrajne.
Pierwsza to myśleć o wirusie obsesyjnie, z uszczerbkiem wszakże dla jakości naszej psychiki, a w konsekwencji również systemu immunologicznego. 
Druga to wypierać myśli o nim wszelkie, z niebezpieczeństwem jednak, że będą powracały tym bardziej, kompulsywnie i jak muchy natrętnie - i z tym samym co powyżej efektem.
Proponuje więc autor podejście mieszane.
W imię rozsądku - ale również w intencji tego blogu, jego przetrwania „w czasach zarazy” (dzięki ci za to pasujące określenie, tłumaczu książki Marquesa; tłumaczu, gdyż tytuł oryginalny, „El amor en los tiempos del cholera”, „Miłość w czasach cholery”, nie byłby tutaj adekwatny). 
Myśleć na tyle intensywnie, na ile to dla kontroli zachowań racjonalnych niezbędne - wykraczać jednak również w obszary leżące dotąd odłogiem. Przykładowo, naszych relacji z najbliższymi, ale też ogólnego ładu społecznego i międzyludzkich więzi, może i podejścia naszego gatunku do natury; skoro zaś jednym z wątków blogu było dotąd pytanie o sens życia, aczkolwiek stawiane nieco retorycznie i żartobliwie, to warto może teraz potraktować je serio. (Przy czym autor podkreśla owo „może”. Z drugiej bowiem strony, wirus nie zadaje sobie podobnego pytania, a i nie ma w ogóle potencjału autorefleksji, mimo to jest w stanie istnieć skutecznie. Może więc problematyka tego rodzaju nie jest dla egzystencji aż tak ważka.)
No i wreszcie szybować zainteresowaniami w rejony zupełnie odległe. Lektury, seks czy gotowanie, przykłady można by mnożyć, w przypadku jednak audiofilów oczywistość: nasze hobby. 
Również i jemu jest teraz ciężko - nie porzućmy go w tej sytuacji, okażmy mu wierność!
Blog czytajmy, komponenty i pomieszczenie odsłuchowe poprawiajmy, przede wszystkim zaś - muzyki słuchajmy!

(Oczywiście przy założeniu, że tu i teraz. 
Czyli, że jest, jak tutaj - a nie gdzieniegdzie indziej. 
I że tak pozostanie; nie powinna bowiem ponownie grać na Titanicu orkiestra.
Co zaś wtedy powinna - na tym już autor się nie zna…)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie