od Jurka:

63. Część 2.

Powszechnie wiadomo, że każdy dodany do przestrzeni odsłuchowej przedmiot zmienia - poprzez swoje właściwości tłumiące, rozpraszające i rezonansowe - brzmienie pomieszczonego tu systemu audio. 
Nowatorsko natomiast wpis „Alicja w pomieszczeniu” kładł dodatkowo nacisk na słyszalność wpływu orientacji kierunkowej takiego przedmiotu - jako rezultatu interferencji z dotychczasową wypadkową wszystkich wektorów kierunkowości systemu i otoczenia. 
Zależność ta działa w obie strony. Pole energetyczne przestrzeni odsłuchowej stanowi w rezultacie rodzaj matrycy wyznaczającej pożądaną - w sensie: najlepiej brzmiącą - orientację KLB nowego  elementu. 
Dosłownie każdego; w odcinku „Panoramicznie” opisuję, że dotyczy to nawet części składowych układów elektrycznych nowo wprowadzanych komponentów audio - nawet w ich stanie niewłączonym, ba, choćby niepodpiętych do sieci elektrycznej! 
Realizując naszą konstrukcję oprzemy się na ocenach odsłuchowych wszystkich powyżej opisanych interakcji.

Zacznijmy od współoddziaływania pomieszczenia i mającego posłużyć jako obudowa pudełka od wina. 
Aczkolwiek już bez butelki i chroniących przed stłuczką trocin. Pozbawionego też górnego wieczka - degradowałoby ono brzmienie, gdyby miało pozostać  i być zasuwane. Po wydłutowaniu zaś ograniczającego progu usunięte zostało również dolne - później wyjaśnię powody.
Pudełko lokujemy w przewidzianym dla przyszłej pasywki miejscu pokoju. Słuchając następnie „Patrycji” (patrz wpis „Sztuczki”; regulujemy przy tym głośność systemu w sposób dotychczasowy), obracamy je we wszystkie strony: przód/tył, góra/dół - i wybieramy orientację skutkującą najlepszym brzmieniem utworu (przede wszystkim koherencja czasowa, poprawność intonacji).

Prawidłowo wprawdzie ukierunkowana, nie musi to być jednak obudowa optymalna - w kontekście systemu i pomieszczenia. Musielibyśmy potrudzić się bardziej. 
Na przykład zorientować z osobna i dopiero potem połączyć cztery deseczki - jako ścianki. Co do materiału, lepiej niż pomieszczająca wino sosna zabrzmiałyby cedr lub brzoza. Bardziej zaś neutralnie blacha stalowa. W tym przypadku zorientowany musiałby zostać najpierw jej płaski arkusz - jako dno - potem jego brzegi musiałaby być - jako ścianki - zagięte. W taki sposób sporządzana jest na przykład obudowa „Viniusa”; to nie reklama, lecz informacja - czy jednak do naśladownictwa inspirująca? 
W tym projekcie pozostańmy przy pudełku do butelki wina - a zawartość wypijmy za brzmienie dobre w wystarczającym stopniu!
Choć niekoniecznie przy użyciu jednego tylko egzemplarza. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią selekcjonowania, kupmy kilka - na ile zasobność portfela pozwala!
Rzut oka na załączoną fotkę frontu pasywki innej, opartej na Noble pojedynczym (w tym przypadku konwencjonalnie dziesięciokiloomowym), pozwala stwierdzić odmienność przebiegu słoi i usękowania - oraz inną lokalizację sznurka (przy obu obudowach zorientowanych brzmieniowo); dochodzą różnice ilości i rozmieszczenia metalowych spinaczy. Odstępstwa takie dotyczą pudełek wszelkich - i każde zabrzmi inaczej, wyboru muszą dokonać uszy! 
Rodzi się wprawdzie problem odrzuconych - oraz zagospodarowania większej ilości alkoholu. 
Nie musimy jednak nadwerężać zdrowia, finalnie nieużyte egzemplarze mogą wraz zawartością zostać - choćby zaprzyjaźnionym audiofilom - podarowane (w kontekście takiego zamiaru usunięcie dolnego wieczka mogłoby nastąpić dopiero po selekcji; nie będziemy okaleczać prezentów).
Jeszcze w kwestii sęków: ożywiają one brzmienie i nadają mu zróżnicowanie tonalne i intonacyjne; całkowicie pozbawiona ich sosna zbliża się dźwiękiem do świerku. Zadbajmy jednak, aby ewentualne sęki nie przypadały akurat w miejscach przewidzianych na przewiercenie otworów - o ich zaś rozmieszczeniu będzie mowa w części następnej. 

Wyprzedzająco natomiast odpowiedź na ewentualne pytanie, czy obudowę - kiedy będzie już wykończona - możemy pomalować.
Możemy. 
Byle nie wyzwolić - jak uczeń czarnoksiężnika - sił, nad którymi już nie zapanujemy; naniesiona powłoka jest bowiem w stanie pogorszyć brzmienie nieodwracalnie. 
Warto najpierw spróbować. W centrum pomieszczenia odsłuchowego, a przy dźwiękach „Patrycji”, lokujemy sosnowy klocuszek - na całej długości bezsęczny i z jednolitym przebiegiem słoi, ustalamy i oznakowujemy jego najlepiej brzmiącą orientację. Rozpiłowujemy go następnie na kilkucentymetrowe kawałki, zaznaczając identyczną jak dla całości kierunkowość. Jeden z odcinków pozostawiamy w stanie surowym, pozostałe pokrywamy na jednej z powierzchni - wszystkie na tej samej - stojącymi do dyspozycji wykończeniowymi substancjami: różnego rodzaju lakierami, bejcami i olejami. Kawałki te lokujemy kolejno w pomieszczeniu - w tym samym miejscu i tak samo zorientowane - odsłuchując porównawczo wpływ na brzmienie systemu. Jeżeli któraś z powłok przypadnie nam do gustu bardziej aniż brak jakiejkolwiek na surowym kawałku, to tą właśnie substancją - i teraz już bez ryzyka błędu -  malujemy obudowę.

I jeszcze odpowiedź na ewentualne inne pytanie: co zamontujemy od spodu? 
Nic.
Dotyczy to w ogóle wszelkich interfejsów - i wszelkich komponentów lokowanych na podstawkach (z których najlepsza to bezpośrednio wspierającą „matka-ziemia”).  W nielicznych tylko przypadkach uszy aprobują zastosowanie nóżek czy też kolców. Z reguły jest wprawdzie czyściej i dynamiczniej, punktowość jednak transferu energii powoduje selektywne podbicia części spektrum, a w rezultacie tonalne i dynamiczne aberracje; prawdziwiej brzmi kontakt całą powierzchnią. 
(Podobnie jak, dla porównania, naturalniej rozjaśnia ciemne pomieszczenie zawieszona u sufitu żarówka, aniżeli  - wąskimi snopami światła - kieszonkowa latarka. Czy też podobnie, jak najefektywniej przekazują sobie uczucia kochankowie zwarci całą powierzchnią ciała - niekoniecznie zaś w innych stosowanych w tym kontekście pozycjach.)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie