od Jurka:


67. Teoria wszystkiego.


Czytelnicy oczekujący konkretów niech sobie lekturę odpuszczą. 

Owe jeszcze będą, aczkolwiek blog chyli się ku zmierzchowi, niczym życie czy też słoneczko na niebie. Planuję opis finalny konstrukcji regulatora, też opisy poprawek głośników i Linna - i nawet  chciałem o tym już teraz. Czas jednak najwyższy na powrót do wątku zasygnalizowanego w „Bakterie", na tam zapowiedzianym "wyższym poziomie"...

Dotąd, przyznam, zwlekałem. 

Zrodziła się refleksja, że co orientacji zamierzonego pytania, właściwsze zamiast "wyżej" byłoby "głębiej". I pojawiły się wątpliwości. Czy jest sens stawiać drążące pytania, na które i tak brak odpowiedzi? Zachowywać się jak Kubuś Puchatek  sprawdzający uparcie obecność Prosiaczka w norce - pod tegoż nieobecność ewidentną ("im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było")?  Ale pocieszyłem się w końcu, że skoro akceptujemy słodką naiwność misia, to może i moja zostanie mi wybaczona. 


Przypomnę, że chodziło w "Bakterie" (tytuł był zamierzony jako żart językowy) o współobecne w przestrzeni odsłuchowej baterie; z perspektywy tamtego pojedynczego wpisu znaczenie ich doboru zostało wyeksponowane.

Kiedy przychodzi jednak do uogólnienia, musi być zrelatywizowane.

Tylko to bowiem jeden z licznych wektorów, których łączną wypadkową jest wpływ na brzmienie komponentów i całego systemu; wektorów czasem potężnych, niczym solidny kopniak, czasem małych, niby prztyczek, w jedną lub drugą - lepszą lub gorszą - stronę. 

Dających się przy tym rozpatrywać substytucyjnie, podobny bowiem efekt możemy uzyskać poprzez poczynania różnorodne. 

Poczynając od tradycyjnych, jak modyfikacje układu i "upgrading" części; kompetencji ku czemu jednak pozbawiony - a zarazem nimi nieskrępowany - podnoszę w tym blogu kwestie nieortodoksyjne. 

Począwszy od optymalizacji naprężeń i rezonansów, aż po usytuowane na pograniczu ezoteryki i voodoo, na przykład odsłuchowe orientowanie nacięcia na główce śrubki skręcającej wtyczkę przewodu (brzmienie najlepsze przy prostopadłości do przebiegu prądu/sygnału). Przede wszystkim jednak właściwa orientacja kierunków lepszego brzmienia przewodników i izolatorów; choć i tu moja wiedza teoretyczna ogranicza się do tego, że - przykładowo - kondensator można, owszem, obrócić, ale spolaryzowany już nie, co do natomiast tranzystora, to niemożność nawet okiem widoczna, wówczas zaś uszy i selekcja. Uszy zresztą zawsze, ich osąd to  instancja ostateczna...

Rozważmy choćby wpływ na dźwięk systemu kawałka niepodłączonego przewodu położonego - pasywnie! - na podłodze pomieszczenia odsłuchowego. Słyszymy skutki choćby najmniejszych zmian jego lokalizacji, kierunkowej orientacji i stanu naprężenia, ale może również - to już pytanie - oddziaływań typu elektrostatycznego lub nawet radiowego, skoro system reaguje na manipulacje owym przewodem w  sposób podobny, jak odbiornik radiowy na poruszenia anteny? 

I właśnie w "Bakterie" wyrażałem konsternację, że wpływ brzmieniowy wydaje się mieć, tu autocytat, "wszystko, czego by nie ruszyć - choćby najmniej o to podejrzanego"! 

Przy takiej zaś różnorodności, pytanie nie tylko o oddziaływania jeszcze inne, choć nam nieznane. Grzebiąc głębiej, o kauzalność być może im wspólną, o praprzyczynę. 

Czy ułamkowe oddziaływania mają ten sam mianownik, a liczne potoczki dopływów brzmieniowych do naszych systemów i otaczającej je akustycznej przestrzeni jakieś wspólne źródło?

Innymi słowy: czy w podtekście tej różnorodności tkwi coś uniwersalnego - i wszystko tłumaczącego?

Dla ilustracji porównawczej przywołajmy podejmowane przez fizyków próby sformułowania „teorii wszystkiego”. Która to pogodziłaby mechanikę newtonowsko-einstanowską z kwantową — skoro żadna z nich nie wystarcza dla opisu zjawisk wszelkich; tutaj teoria strun przykładem, z braku kompetencji nie rozwinę i nie pogłębię tego wątku...


Podobnie również moja refleksja na temat odnoszącej się do audio "teorii wszystkiego", musi skończyć się na postawieniu problemu. Co najwyżej - pofantazjujmy! - mógłbym zaproponować jednostkę dla fenomenu wszystko jednoczącego i wszystko tłumaczącego.

„Audion”, od tego "audiony" jako liczba mnoga. 

Ilość ich określałby jakość systemu; mówilibyśmy przykładowo, że czyjś tam brzmi „dziesięć audionów”, nasz zaś jedenaście - i bezsporna byłaby naszego...


Aczkolwiek niezbyt to realne również z innych - zmieniając teraz temat - powodów. 

Jeśli by nawet brzmienie w pomieszczeniu dawało się ocenić obiektywnie, to gorzej z subiektywizmem w naszych wnętrzach. To samo przyprawi jednego o dreszcz zachwytu, drugiemu zazgrzyta w uszach i rozstroi nerwy.

Również wytyczenie granicy pomiędzy zewnętrznym i wewnętrznym byłoby problematyczne... 

Dygresyjny wątek zacznę od wspomnienie trójmiejskiego środowiska audiofilskiego w latach siedemdziesiątych; łza się w oku kręci! Ten odsłuchowo-towarzyski klimat spotkań, to pionierskie dochodzenie do przyzwoitego sprzętu i dźwięku - w duchu zarazem konkurencji i wymiany doświadczeń...

Co do ostatnich, był snobizm na odsłuchy nocne - lub choćby późno wieczorne, przy wyłączonym świetle. Z uzasadnieniem, że wykluczenie bodźców wzrokowych intensyfikuje słuchowe oraz - to już w mózgu - muzyczne doznania. A więc fizyka i anatomia, receptory i umysł, zewnętrzność i wnętrze; już wtedy świadomość, że jedno z drugim jak warkocz się splatające...

Wnikliwy czytelnik blogu dodałby teraz oddziaływanie kolejne. Wyłączenie światła, a więc zarazem przerwanie przebiegu prądu, powoduje rozwarcie przewodnictwa - zera lub też fazy, zależnie od sposobu zainstalowania kontaktów, w obu jednak przypadkach przewartościowuje brzmieniowy wpływ na sieć zasilającą wywierany przez orientację KLB żarówek i części przewodów. 

Osobiście zaś zapytałbym jeszcze, patrz wyżej, o elektromagnetyzm i elektrostatykę - ale to tylko na dobry początek, bo może coś jeszcze; co jeszcze? 

I tak wróciliśmy do pytania wyjściowego. Czy raczej: "wejściowego"?; same pytania...


  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wprowadzenie